Konkurs Architektura Betonowa / 2023

Architekturą na ratunek

Między kombinatem metalurgicznym w Nowej Hucie, znikającymi obiektami przemysłowymi na Śląsku a murem dzielącym Cypr na dwie części rozegrał się finał XXIV ogólnopolskiego akademickiego konkursu na najlepszą pracę dyplomową roku – „Architektura Betonowa 2023”. Jury przyznało trzy równorzędne nagrody i trzy wyróżnienia.

Laureaci konkursu (od lewej): arch. Mateusz Binda, arch. Martyna Krzysteczko, arch. Marta Kalisz

Arch. Mateusz Binda, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej, otrzymał nagrodę za pracę „Hortus conclusus – obserwatorium nowohuckiego kombinatu i muzeum pracowników huty” (promotor: dr hab. inż. arch. Marcin Charciarek, prof. PK). W miastach na wyciągnięcie ręki spotkamy miejsca, których eksploracja może być równie fascynująca jak podróż do egzotycznego kraju. Należą do nich przede wszystkim rozległe tereny przemysłowe. W Krakowie ziemią nieodkrytą wydaje się teren kombinatu metalurgicznego w Nowej Hucie oraz jego okolice. Zwłaszcza w ostatnich latach, w związku z ograniczaniem działalności zakładu, świadomi mieszkańcy domagają się poważnej dyskusji na temat przyszłości terenów pohutniczych. Mateusz Binda oprócz architektury studiował ochronę dóbr kultury w Instytucie Historii Sztuki UJ. Z racji zainteresowań śledził powstawanie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla terenu Nowej Huty, a efekt tych prac ocenia krytycznie. – Wydaje się, że mpzp doprowadzi do zatracenia charakteru huty i zagrozi wielu zabytkom; w tym kontekście zaprojektowałem obserwatorium, z którego można śledzić zmiany zachodzące na jego terenie – mówi architekt. Zwraca również uwagę, że huta, która ponad siedemdziesiąt lat temu była powodem powstania nowej dzielnicy, w coraz mniejszym stopniu jest z nią kojarzona. Znaczenie kombinatu przemija. Wśród mieszkańców Nowej Huty jest coraz mniej osób, które czują się związane z historią kombinatu lub miały w rodzinie hutników. Tym większe ryzyko, że miejsce stanie się ziemią naprawdę niczyją. Uwagę architekta zwróciła monumentalna konstrukcja dawnej przesypowni, która stoi przy południowej granicy huty, dobrze widoczna z ulicy Igołomskiej i tramwaju jadącego do Pleszowa. Ponad 300-metrowej długości konstrukcja niszczeje, jak inne obumarłe miejsca na terenie zakładu. Wkraczamy w półmartwy, egzotyczny świat zardzewiałych suwnic, ażurowych mostów, rozrzeźbionych pochylni, rzędów stalowych słupów i maszyn transportujących surowce. Atmosfera przypomina kadry z kultowego filmu „Stalker” Andrieja Tarkowskiego. Wykorzystując potencjał miejsca i w pełni szanując jego charakter, architekt zaprojektował muzeum, ogród i obserwatorium. Budynek muzeum miałby powstać z betonowych prefabrykatów. Ciekawą koncepcją jest wyniesienie konstrukcji ponad teren. Obiekt lewituje, oparty na stalowych słupach, pod nim natomiast zaprojektowano otwarty plac. Jest to bezpośrednie nawiązanie do istniejącej infrastruktury hutniczej, która często jest prowadzona w instalacjach kilka, kilkanaście metrów nad ziemią. Zgodnie ze współczesnymi trendami w muzeologii – które są przedmiotem zainteresowań Mateusza Bindy – architekt chciałby przedstawić historię huty przez doświadczenia i osobiste wspomnienia jej pracowników.

Praca arch. Mateusza Bindy

Historia miejsca powinna być opowiedziana głosem ludzi, którzy byli zaangażowani w powstanie huty, w jej funkcjonowanie, a potem byli świadkami jej przemijania – tłumaczy architekt. Ta część muzeum ma charakter intymny, pomieszczenia są niskie. Z kolei na wyższych kondygnacjach znajdziemy się w wysokich betonowych salach, oddających charakter przestrzeni, które rzeczywiście istniały w kombinacie. W większości były to duże hale produkcyjne, doświetlane z góry. W ten sposób zwiedzający będą raczej „doświadczać” huty przez odczuwanie wielkiej skali betonowych form czy nawet specyficznej akustyki towarzyszącej monumentalnym przestrzeniom, niż „poznawać” jej historię przez dokumenty, fakty, daty czy dane statystyczne. Z muzeum możemy udać się do obserwatorium. Jest to zabudowany pomost (centralna część dawnej suwnicy) wyniesiony kilkanaście metrów nad ziemię. Kilkusetmetrowy korytarz idealnie nadaje się na miejsce obserwowania i dokumentowania zmian zachodzących w kombinacie i jego sąsiedztwie. Trzecim elementem projektu jest ogród – tytułowy Hortus Conclusus (z łac. ogród zamknięty). Mateusz Binda podąża tu za ideą tzw. trzeciego krajobrazu. Chodzi o znane zjawisko, gdy przyroda spontanicznie wdziera się na porzucone przez człowieka tereny. Takie miejsca biorą we władanie niezliczone gatunki roślin, drzew czy krzewów. Proces ten zachodzi również w nowohuckim kombinacie. Architekt nie chce mu się przeciwstawiać. Przeciwnie, przewiduje, dopuszcza i popiera spontaniczną sukcesję roślinną i – w pewnym sensie – dalszą naturalną erozję terenu. W tak rozumianej rewitalizacji rola człowieka jako „starannego ogrodnika” jest bardzo ograniczona. Rewitalizacją zajmuje się sama natura. – W pracy magisterskiej chciałem się zająć tym, w jaki sposób uratować chociaż część tego dziedzictwa i w jaki sposób o nim opowiadać; sam widok monumentalnej konstrukcji przywiódł mi na myśl, że to idealna lokalizacja, aby upamiętnić kombinat i obserwować, co będzie się z nim działo w przyszłości – podsumowuje architekt.

Praca arch. Martyny Krzysteczko

Arch. Martyna Krzysteczko, absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej, otrzymała nagrodę za pracę „Pokłady Pamięci – KWK Centrum XXI. Projekt koncepcyjny budynku wielofunkcyjnego w Bytomiu” (promotor: dr inż. arch. Damian Radwański). Z krajobrazu Górnego Śląska jeden po drugim znikają budynki i obiekty inżynierskie, które stanowiły o jego górniczej tożsamości. Burzy się szyby, magazyny, sortownie, wysokie wieże stanowiące dominanty oraz niskie budynki zaplecza, słowem – przepada pełna kopalniana infrastruktura. Niektóre konstrukcje wysadza się w powietrze, inne rozbiera, jeszcze inne czekają w zaniedbaniu na wykonanie wyroku, w kopalniach przeznaczonych do likwidacji. – Jestem rudzianką i ubolewam, że w tak niekontrolowany sposób znikają prawdziwe perełki architektury przemysłowej, które pozwalały nam się odnaleźć i pamiętać, gdzie mieszkamy i kim jesteśmy – mówi architektka. Projekt opracowany na terenie Kopalni Węgla Kamiennego „Centrum” w Bytomiu jest manifestem, który upomina się o szacunek dla przemysłowego dziedzictwa regionu. Przygotowując się do zadania, autorka spędziła kilka miesięcy w archiwach, odwiedzała kopalnie i badała dokumenty, gromadzone między innymi w Spółce Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu. Poznawała struktury i stan techniczny obiektów przeznaczonych do likwidacji, ze szczególnym uwzględnieniem kopalń, które zostały lub mają być zamknięte do końca 2023 r. Architektka skupiła uwagę na kopalni „Centrum”, a jej wybór był nieprzypadkowy. Zakład, jak potwierdza nazwa, działa w centralnym punkcie regionu, należącego do najintensywniej eksploatowanych na Śląsku. Umiejętnie zagospodarowany teren po kopalni stałby się czynnikiem miastotwórczym. Architektka przeprowadziła analizę urbanistyczną i rzeczowo, pragmatycznie wyznaczyła strefy dla działalności biznesowej, biurowej, wystawienniczej, sportowej czy kulturalnej. Część infrastruktury kopalni „Centrum” została już wyburzona, jednak na jej terenie stoi szczęśliwie zachowana, ciekawa konstrukcja inżynierska – żelbetowa wieża wyciągowa Budryk. To wokół niej architektka skupi emocje i z niej uczyni najważniejszą, ideową część projektu. Betonowa wieża staje się teraz bazą znacznie większej konstrukcji – nowo projektowanego budynku na planie kwadratu 57 x 57 m. Budynek można nazwać „strażnikiem pamięci” albo „wieżą tożsamości”. Jego koncepcja ewoluowała, a pierwsze intuicje autorka zawarła w grafikach i kolażu. Kolaż przedstawia kompozycję złożoną ze spiętrzonych struktur. Autorka ustawiła jeden na drugim ceglane hale, wieże ciśnień, stalowe szyby, pękate betonowe silosy. Obiekty te nie są dziełem wyobraźni. Wszystkie istniały lub nadal istnieją, niszczejąc, skazane na zatracenie. Kolaż przypomina radykalne manifesty konstruktywistów z pierwszych dziesięcioleci XX wieku. Jednak kolejne kroki prowadzą architektkę w stronę mniej rewolucyjnych rozwiązań. Efektem jest projekt wielofunkcyjnej, prostopadłościennej wieży. Ta wersja budynku byłaby możliwa do realizacji, nie tracąc przy tym symbolicznych odniesień, tak ważnych dla autorki, całym sercem związanej ze Śląskiem. Sensem istnienia wieży jest bowiem przechowywanie pamięci o utraconych obiektach. Pamięć ta przybiera kształt – by przywołać myśl Władysława Strzemińskiego – architektonicznych powidoków. W strukturze budynku Martyna Krzysteczko zaprojektowała różnej wielkości puste przestrzenie, przy czym każda przestrzeń starannie odwzorowuje kształt i detale jednego, konkretnego, już nieistniejącego miejsca. Wśród nich znalazły się sortownia węgla kamiennego, maszyna wyciągowa czy zbiornik węgla surowego. Stojąc w środku wydrążonej betonowej pustki, możemy – na zasadzie intuicyjnego odczuwania – poczuć siłę, skalę oraz architektoniczną formę obiektów, które bezpowrotnie przepadły. Architektka daje im życie po życiu. Z kolei w elewacjach budynku Martyna Krzysteczko zaprojektowała wielkie okna, przez które, patrząc z dużej wysokości, przyglądamy się zmianom zachodzącym w krajobrazie budownictwa przemysłowego. Procesy, które można obserwować, wydają się bardzo niekorzystne. Niedawno została rozebrana wieża szybu III kopalni „Krupiński” w Suszcu. W trakcie pracy nad dyplomem ta ciekawa, a nawet szlachetna konstrukcja, jeszcze stała. Autorka wykorzystała ją we fragmencie projektu. Z osiemnastu szybów, jakie tworzyły charakterystyczny krajobraz Bytomia, dziesięć już nie istnieje. – Zbyt często nie zauważamy, jak nasza codzienność nagle znika; masowo giną obiekty architektury górniczej, które tworzą naszą tożsamość i wyróżniają nas na tle innych regionów – podsumowuje autorka.

Praca arch. Marty Kalisz

Arch. Marta Kalisz, absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej, otrzymała nagrodę za pracę „Nowa granica. Brama przejścia” (promotor: dr inż. arch. Ada Kwiatkowska). Jeszcze w latach 60. XX wieku Cypr został podzielony na dwie części. Stało się to w wyniku konfliktu, który postawił naprzeciw siebie Greków, mieszkających w większości na południu wyspy, i Turków, żyjących głównie na północy. Tymczasową linię demarkacyjną wyznaczyły wówczas międzynarodowe siły pokojowe. Podział kraju utrwalił się w 1974 r., po interwencji wojsk tureckich na Cyprze, a następnie w 1983 r., gdy turecka część wyspy ogłosiła niepodległość, nieuznawaną przez społeczność międzynarodową. Przystąpienie Cypru do Unii Europejskiej w 2004 r. nie złagodziło istotnie tego podziału. Strefa zdemilitaryzowana dzieli wyspę na części grecką i turecką; pozostaje pod zarządem ONZ i nosi oficjalną nazwę „zielonej linii”. Linia przechodzi przez stolicę Cypru – Nikozję, a w niektórych miejscach granica przybiera formę muru. Impulsem dla pracy dyplomowej Marty Kalisz była lektura artykułów na temat zwiększającej się na świecie, z każdym rokiem, ilości zapór, zasiek, murów czy barier na granicach. Wrażenie, że państwa i narody odgradzają się od siebie, jest tym mocniejsze, że łatwo można je skonfrontować z optymistyczną wizją Europy i świata, jaka zwyciężyła w 1989 r., gdy runął mur w Berlinie. – Ludzie byli przekonani, że jest to niemal ostatnia bariera i odtąd będzie tylko lepiej – mówi architektka. Z jej analizy wynika, że w samej Europie, która szczyci się otwartością, istnieje teraz dziewiętnaście różnego rodzaju fizycznych barier między państwami, między innymi na granicach bułgarsko-tureckiej, węgiersko-serbskiej, słoweńsko-chorwackiej czy polsko-białoruskiej. Autorka zdaje sobie sprawę, że wynika to z rzeczywistych zagrożeń. Jednocześnie jest przekonana, że budowanie barier nie jest rozwiązaniem. Na miejsce projektu wybrała mur dzielący Nikozję. Z analiz, do których dotarła, wynika, że rejony miasta bezpośrednio sąsiadujące z barierą podupadły, wygasły, zdegradowały się. Utrudnione są komunikacja, transport, współpraca oraz – co dla autorki wydaje się najistotniejsze – zwykłe kontakty między ludźmi. Zaprojektowana przez Martę Kalisz „Brama przejścia” stanęła dokładnie na granicy, wewnątrz strefy, w przestrzeni zdegradowanej. W tym miejscu linia demarkacyjna dzieli ulicę, która kiedyś tętniła życiem i łączyła centra kulturalno-religijne Greków i Turków. Swój projekt uważa za manifest. – Oprócz tego, że jestem architektem i mogę zbudować ładny budynek, chciałabym działać architekturą na pewne problemy, żeby moja praca pomagała innym – mówi. Autorka ma nadzieję, że kiedyś mur zostanie rozebrany, a „zielona linia”, czyli dość szeroki pas ziemi niczyjej, zamieni się w prawdziwy park. Wtedy jej obiekt będzie pełnił rolę typowego centrum kulturalno-muzealnego. Na razie jest to niemożliwe, dlatego na parterze budynku zostało zaprojektowane przejście graniczne. Ważna dla architektki symbolika została zawarta we wnętrzu „Bramy przejścia”. Wchodząc na kolejne piętra budynku, idziemy swoistą drogą refleksji. Prowadzi ona od przestrzeni zamkniętych, symbolizujących ucisk, do przestrzeni otwartych, symbolizujących wolność. W wymiarze bardzo praktycznym oznacza to, że na każdym kolejnym piętrze spotykamy mniej wewnętrznych ścian-barier. O ile na parterze tworzą one niemal duszny labirynt, to na ostatniej kondygnacji znajdziemy się w jednoprzestrzennej sali o dużych rozpiętościach. „Brama przejścia” to miejsce, w którym stworzono warunki do spotkania i – jakkolwiek idealistycznie to zabrzmi – budowania relacji między ludźmi czy nawet pojednania. Projektantce zależało, aby forma budynku była oszczędna, neutralna, nie sugerowała znaczeń. W elewacjach zaprojektowała jedynie wąskie okna szczelinowe. Zależało jej na surowości i monumentalności. – Architektura ma jakąś moc, moc działania, może to za dużo powiedziane, ale ta dziedzina ma moc sprawczą i należy ją tak wykorzystywać – przekonuje architektka. Godne pochwały podejście do roli architektury bywa niestety konfrontowane z mięsem codzienności. Okazuje się, że mur w Nikozji jest reklamowany w przewodnikach jako… atrakcja turystyczna dla spragnionych wrażeń Europejczyków. Ten jeden fakt pokazuje rzeczywisty stan ducha, w jakim się znajdujemy.

Paweł Pięciak

Na konkurs nadesłano 25 prac dyplomowych z 8 wydziałów architektury. Wyróżnienia otrzymali: arch. Izabela Siwińska za pracę „Pałac energii – projekt małej modułowej elektrowni jądrowej”; promotor: dr inż. arch. Przemysław Bigaj; Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej; arch. Maciej Workert za pracę „Winnica z hotelem w Toskanii”; promotor: prof. dr hab. inż. arch. Marek Pabich; Wydział Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej; arch. Ewelina Szeląg za pracę „Architektura jako nośnik emocji w miejscach pamięci. Muzeum na Westerplatte”; promotor: dr inż. arch. Łukasz Piątek; Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Jury konkursu obradowało w składzie: dziekan Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej dr hab. inż. arch. Magdalena Kozień-Woźniak, prof. PK (przewodnicząca); członkowie: dziekan Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej prof. dr hab. inż. arch. Barbara Gronostajska; dziekan Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej dr hab. inż. arch. Klaudiusz Fross, prof. PŚ; dziekan Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej dr hab. inż. arch. Krzysztof Koszewski; prof. dr hab. inż. arch. Tomasz Kozłowski (komisarz konkursu); dyrektor ds. marketingu SPC mgr inż. Zbigniew Pilch. Wysokość nagród pieniężnych przyznanych pracom: 5000 zł (brutto) dla autora każdej z nagrodzonych prac; 1900 zł (brutto) dla promotora każdej z nagrodzonych prac; 1900 zł (brutto) dla autora każdej z wyróżnionych prac. Autorzy nagrodzonych prac otrzymali statuetki Architektura Betonowa 2023.

Galeria Zdjęć