Aktualności / Jest nadzieja

Jest nadzieja

O architekturze w miejscu pamięci, sekwencjach przestrzeni, starych i nowych betonach, zamiłowaniu do teatru, pracy przez całą dobę i pozycji architektów we współczesnym społeczeństwie mówią prof. Magdalena Kozień-Woźniak i Katarzyna Kozień-Kornecka. W XXVIII konkursie Polski Cement w Architekturze pracownia Kozień Architekci zdobyła wyróżnienie za centrum obsługi odwiedzających w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

– Auschwitz jest uważany za najważniejszego materialnego świadka hitlerowskiego bestialstwa i bardziej ogólnie – znany na całym świecie symbol zła. Co w takim miejscu ma do roboty współczesny architekt? Czy powinna się w nim pojawiać architektura?

Magdalena Kozień-Woźniak: – Architekt jest potrzebny do wszelkich działań budowlanych; wszędzie, gdzie istnieje substancja budowlana. Dotyczy to również Built Heritage, czyli architektury, która jest świadkiem historii. Obóz Auschwitz I też należy do domeny architektury, jest założeniem urbanistyczno-architektonicznym. To miejsce, jego struktura i substancja, jest dziedzictwem i jest chronione. Natomiast nasza interwencja miała na celu wyprowadzenie z terenu pomnika, czyli terenu chronionego ustawowo, tych aktywności, które nie są bezpośrednio związane z doświadczeniem czy przeżyciem miejsca.

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

– Rozwiązując zadanie, trzeba wyznaczyć priorytety i określić wartości, zgodnie z którymi powstaną konkretne rozwiązania. Jakie zasady, jakie idee były nadrzędne w Waszym projekcie?

Katarzyna Kozień-Kornecka: – Zamawiający borykał się z ilością odwiedzających i ich przepływem, z ruchem ludzi, którzy poruszają się po muzeum. Wcześniej na teren muzeum wchodziło się przez jeden z zabytkowych budynków zlokalizowanych na jego terenie i wychodziło w tym samym miejscu. Wejście na teren obozu było bardzo blisko bramy Arbeit Macht Frei. Odwiedzający jeszcze nie wiedzieli, co zobaczą, jakie wrażenie to na nich zrobi, a już stykali się z wychodzącymi, z tym potokiem ludzi płynącym jak gdyby z innej rzeczywistości. Wszystko działo się za szybko i było tego za dużo dla odwiedzającego, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jak znaczącym miejscu się znajdujemy. Na to nakładała się z roku na rok coraz większa ilość odwiedzających. W naszej idei bardzo ważną rzeczą było, żeby rozdzielić dwa potoki ludzi, żeby one się mijały i nie miały ze sobą bezpośredniego kontaktu.

MK-W: – Podchodząc do tematu, otrzymujemy wytyczne. Było dokładnie określone, że centrum obsługi odwiedzających zostanie przesunięte za ulicę Więźniów Oświęcimia na teren byłej bazy PKS. Było to miejsce całkiem zdegradowane, w całości wyasfaltowane, ze stacjami benzynowymi, warsztatami, które częściowo zostały wyburzone. Z okresu wojny zachował się na tym obszarze jeden bardzo ważny z naszego punktu widzenia budynek, mam na myśli dawną rzeźnię obozową. W naszym projekcie właśnie ten budynek stał się najważniejszym obiektem nowego założenia. Tak zdecydowaliśmy, ale nie było to oczywiste, ponieważ różne prace konkursowe różnie podchodziły do tematu. Ale dla nas najważniejszy był ten budynek dawnej rzeźni, obiekt zrujnowany, wiele razy przebudowywany. Ktoś, kto go widział, mógł zapytać: „Co wy chcecie chronić?”. Obiekt był w katastrofalnym stanie. Funkcjonował jako warsztat dla autobusów. Miał nadbudówki, przebudówki i przez kilkadziesiąt lat wielokrotnie zmieniane wnętrza. Był wpisany tylko do gminnej ewidencji zabytków, nie był w rejestrze zabytków. Uznaliśmy jednak, że wartością będzie osadzenie projektu na tożsamości miejsca, wyrażanej właśnie przez ten budynek.

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

KK-K: – Drugim wyzwaniem, z jakim musieliśmy się zmierzyć, była ulica, która oddziela obóz od centrum obsługi odwiedzających. Trzeba było połączyć dwa obszary, ale nie można było „wejść” w tę drogę czy inaczej w nią ingerować. Co zrobić z przejściem? Można przejść albo górą, albo dołem, pod drogą albo nad drogą. Droga nie była „nasza”, nie należała do założenia. Prace konkursowe różnie odpowiadały na ten problem, nie było to jednoznaczne. Gdy jakiś projekt zwycięża w konkursie, wtedy można odnieść wrażenie, że zaproponował jedyne i oczywiste rozwiązanie, ale to nieprawda. Nie było oczywiste, że głównym elementem projektu będzie rzeźnia; nie było oczywiste, że ruch odwiedzających będzie rozdzielony i nie było oczywiste, że powstaną tunele pod ulicą. W innych projektach zdarzały się mosty, według zasady, że przeprowadzi się ludzi nad drogą, żeby mogli obserwować obóz z góry. My uznaliśmy, że w Auschwitz nie chodzi o to, aby obóz był oglądany z góry. Chodzi raczej o to, aby tę wizytę wewnętrznie przeżyć.

– Przejdźmy przez centrum obsługi zgodnie z Waszym scenariuszem. Stoimy przed budynkiem rzeźni, który wymagał interwencji budowlanych i konserwatorskich. Jakich?

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

MK-W: – Przede wszystkim miał być dostosowany do potrzeb centrum obsługi odwiedzających, czyli funkcjonalnie musiał być tak skonstruowany, aby te zadania spełniał. Chodziło o to, żeby w swoim charakterze i, o ile to możliwe, oryginalnej substancji, wrócił do ducha z okresu drugiej wojny światowej. Wprowadzone przez nas nowe elementy, jak ceglana elewacja, betonowe parapety, betonowe nadproża, są rzeczami, które reinterpretują przeszłość i przybliżają budynek do charakteru dawnych koszar obozu Auschwitz I. Na to nakładają się istniejące elementy, które uznaliśmy za warte zachowania i wyeksponowania. Mam na myśli przede wszystkim żelbetowe stropy i słupy głównej hali rzeźni. Przywróciliśmy dziedzińce, które wcześniej były kompletnie zabudowane. Odsłoniliśmy betonowy bunkier istniejący w tym miejscu jeszcze przed wojną. Nad nim istniała późniejsza nadbudówka, więc na pierwszy rzut oka nie było czytelne, że w tym miejscu jest bunkier. Trzeba było zlikwidować nadbudówki i powyburzać naleciałości. Wróciliśmy do podstawowego czystego układu obiektu z dwoma dziedzińcami. Budynek rzeźni miał więc z jednej strony spełniać nową funkcję, ale z drugiej strony dla odwiedzających powinno być czytelne, że jest integralną częścią założenia obozowego.

– Budynek, na zachowanych fotografiach sprzed budowy centrum obsługi odwiedzających będący jeszcze bazą autobusową, „z twarzy jest podobny do nikogo”. Wydaje się bezwartościowy, całkowicie pozbawiony cech indywidualnych.

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

MK-W: – Dlatego chciałabym podkreślić znaczenie procesu poznawania, projektowania i dyskusji z partnerem, jakim było Muzeum, oraz rozmowy z konserwatorami i historykami, ponieważ mieliśmy również w naszym zespole konserwatorów zabytków, którzy nas wspierali. Wiele decyzji było podejmowanych już podczas procesu realizacji. Mówiliśmy: „nie róbmy nowych wylewek, nie kładźmy nowych posadzek, wykorzystajmy to, co dostaliśmy”. Dziedzińce zostały wyłożone cegłą z odzysku. Niektóre posadzki powstały z granitu odzyskanego z drogi, która została odkryta podczas budowy. Wcześniej nie wiedzieliśmy, że taki materiał jest. Hol wejściowy miał być wytynkowany, poddany głębszej ingerencji. Ze ścian zdjęto wiele warstw farby. Gdy zostały wyczyszczone, powiedzieliśmy: „zostawiamy to”. Robimy tylko tyle, ile musimy, czyli zabezpieczamy. Jednak nie mogliśmy wszystkiego zostawić w stanie istniejącym, ze względu na obecne wymogi bezpieczeństwa i potrzeby użytkownika. Na przykład, słupy w głównej hali rzeźni są wzmocnione do wysokości mniej więcej dwóch metrów, bo nie spełniały warunków wymaganej nośności. W związku z tym słupy częściowo zostały obudowane, a belki zabezpieczone przeciwpożarowo. W niektórych miejscach wystawały elementy zardzewiałego zbrojenia, które usunięto. Ważyliśmy, jak utrzymać charakter budynku, dostosowując go do współczesnych wymogów konstrukcyjnych i przeciwpożarowych.

– W naszej drodze schodzimy do sali w piwnicach, gdzie otwierają się stalowe drzwi, za którymi znajduje się tunel. Długim betonowym tunelem przechodzimy na teren obozu. Pojawia się pytanie, jak rozwiązać przejście, aby było nie tylko komunikacją, ale przygotowało odwiedzających do tego, co zobaczą.

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

KK-K: – Tak. To przejście zaczyna się jeszcze przed betonowymi tunelami, bo od chłodni-mroźni. Ludzie zostają sprowadzeni pod ziemię, czyli najpierw odczuwają niepokój, pewne zamknięcie w pomieszczeniu podziemnym…

MK-W: – Podstawowym było założenie, że droga nie jest projektowana jako komfortowa. Wiedzieliśmy, że naszym zadaniem było przeprowadzenie jednej grupy kilkudziesięciu odwiedzających co dwadzieścia sekund. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau odwiedza aż milion sześćset tysięcy ludzi rocznie. Trzeba ich odpowiednio obsłużyć, ale to nie znaczy, że musi się to odbywać w sposób w pełni komfortowy. Sam fakt, że przyjeżdżając, ludzie znajdują się po drugiej stronie ulicy, jest niekomfortowy. Przecież przyjechali zobaczyć muzeum, a nie to miejsce. Są wprowadzeni w jakiś budynek, ale nie wiedzą, po co. Później jest moment szeregowania w poczekalni, schodzenia grupami po schodach na dół, co też jest doświadczeniem samym w sobie. Pod ziemią odwiedzający zakładają słuchawki, jest to moment znalezienia się nagle w ciszy. Potem pozostaje tylko ta cisza. I nazwiska ofiar nazistowskiego obozu. Odwiedzający przechodzą rozsuwającymi się przed nimi stalowymi bramami, z chłodni przez mroźnię do zewnętrznego tunelu. Następują po sobie kolejne sekwencje, najpierw tunel pod ziemią, potem fragment nieba w rejonie dyspozytorni, następnie przejście pod ulicą, wyjście spod ziemi w rejonie placu Pamięci i wreszcie długa rampa. Zaczyna się więc od pewnego ściśnięcia, ale później pojawia się bardzo długi moment wyciszenia.

KK-K: – Chociaż wszyscy nadal są w ryzach, nadal są prowadzeni, nie ma powrotu… idziemy długo, więc czas gra swoją rolę, Kiedy to się skończy albo kiedy coś się zacznie…?

– Trudno byłoby wykonać korytarz komunikacyjny z innego materiału niż beton, to oczywiste, jednak pochyła ściana w rejonie placu Pamięci wygląda demonstracyjnie, a wzrok przyciągają odbicia drewnianych szalunków. Jaka była rola betonu w projekcie?

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

MK-W: – Beton sam w sobie jest materiałem bardzo ekspresyjnym, przynajmniej ja tak go rozumiem. Dlatego nigdy nie uznawaliśmy betonu tylko za element konieczny, nie do zastąpienia. Wiedzieliśmy natomiast, że możemy tym materiałem skonstruować to miejsce również ideowo. Zastanawialiśmy się tylko cały czas, jak tę strukturę poprowadzić. Uznaliśmy, że wykorzystanie bardzo nowoczesnych metod, które zapobiegną wszelkiemu „mleczkowaniu” i innym niedoskonałościom, na przykład związanym z mocowaniem szalunków, byłoby w tym przypadku nieodpowiednie. Również dlatego, że braliśmy pod uwagę specyfikę tego materiału, złożoność czynników wpływających na realizację betonów monolitycznych, ale też ograniczenia finansowe. Dlatego w projekcie wykorzystaliśmy ten walor niedoskonałości, nieprzewidywalności, który nadaje szorstkości i podkreśla utylitarny charakter przejść. Poszukiwaliśmy skojarzeń. Zastosowanie drewnianych szalunków w przejściach, czyli technologii stosowanej podczas drugiej wojny światowej, miało za zadanie kierować myśli ku przeszłości. Niesymetryczne ściany, o różnych wysokościach i nachyleniu, różne szalunki, gra światła i cienia, miały podkreślać dynamikę sekwencji kolejnych przestrzeni przejścia.

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

– Po zakończeniu zwiedzania wracamy do centrum obsługi drugim tunelem. Wychodząc spod ziemi znów widzimy rzeźnię a za nią… podnoszącą się płaszczyznę zielonego horyzontu. Jest to dach hostelu, który powstał z eksponowanego betonu, ale właśnie w tej najważniejszej perspektywie i tylko tam – przybrał formę zielonego dachu. Mistrzowski pomysł.

KK-K: – To, o czym pan mówi, było jedną z najważniejszych naszych idei i znalazło się w pierwotnej koncepcji, zanim powstały inne rzeczy. Stworzyliśmy sekwencje przestrzeni, które najpierw służą wyciszeniu, a na końcu następuje powrót innym korytarzem, zresztą dość krótkim. I nagle widać to… rozszerzenie placu, światło, niebo, łąkę, otwarcie, możliwość złapania oddechu i nabrania powietrza. Może zabrzmi to nostalgicznie, ale chcemy wierzyć, że jest nadzieja, że to, co się tu działo, nigdy się nie powtórzy. Widzimy przed sobą podniesiony horyzont jako coś pozytywnego. Jury konkursowe również zwróciło uwagę na ten element.

Centrum obsługi odwiedzających, Muzeum Auschwitz

– W dniu, w którym wygraliście konkurs, Marek Kozień w wypowiedzi dla telewizji powiedział o projekcie: „wartość miejsca (…) stwarza potrzebę bardzo delikatnego, subtelnego i niewnikającego w układ przestrzeni działania architektonicznego”.

KK-K: – Te słowa dobrze obrazują nasz rysunek planu zagospodarowania z konkursu. On wyglądał tak, jakby architekci zrobili tylko i wyłącznie to, co musiało być zrobione. Zaprojektowaliśmy rewaloryzację rzeźni, przeprowadzenie dwóch tuneli, wejście-wyjście i hostel, który jest tą zieloną łąką. Można powiedzieć, że hostel nawet nie jest budynkiem, raczej rzeczą obok stojącą. Jakimś terenem podniesionym, mimo że jest bardzo duży. Jest tylko jakimś odgięciem, nie budowaniem, ale raczej działaniem terenowym. Podniesieniem-zatopieniem.

MK-W: – Dlatego właśnie beton na ścianach hostelu jest konsekwencją zastosowania betonu w tunelach. Wszystkie nowe elementy centrum obsługi zaprojektowaliśmy w betonie, aby podkreślić tę spójność. Tak ja pan wspomniał, beton był niemal oczywistym wyborem rozwiązania konstrukcyjnego tuneli. Z niego wykonane są tunele, przejścia, ale też mury, budynek kas i hostel. Jedynie budynek rzeźni, jako świadek historii, pozostał obiektem, w którym zastosowaliśmy cegłę. W ten sposób również rozwiązania materiałowe podążają za ideą. Chcieliśmy, aby wszystkie obiekty projektu, poza zrewaloryzowaną dawną rzeźnią obozową, stanowiły tylko oczywistą, niezbędną infrastrukturę. Infrastruktura ta pełni rolę służebną wobec wartości miejsca. Jest granicą między światem codzienności a światem przeszłości, światem pokoju i światem zagłady.

Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej

KK-K: – Decyzje projektowe podejmowane były na różnych poziomach. Na przykład, w pierwszej wersji projektu układ okien pokoi hostelu w prefabrykowanej betonowej elewacji był bardzo wyraźny, wertykalny, narzucający się… taki niemal klasycyzujący. Jednak później odeszliśmy od wielkiej harmonii, która byłaby zbyt rygorystyczna. Powstał układ trochę zaburzony. Ale to było grą, w której skojarzenia i odniesienia do różnych stylów czy rodzajów architektury były między sobą wyważane.

– Pracownia Kozień Architekci specjalizuje się w obiektach kultury, budowie i przebudowie sal teatralnych, muzycznych, centrów kultury. Nie ma natomiast żadnych projektów komercyjnych czy mieszkaniowych. Z jakiego powodu?

MK-W: – Wynika to z bardzo odległych w czasie doświadczeń… Marek Kozień, jeszcze zanim powstało Kozień Architekci, był jednym z generalnych projektantów Akademickiej Pracowni Architektury, czyli zespołu projektowego Opery w Krakowie. W latach osiemdziesiątych opera miała powstać przy rondzie Grunwaldzkim, tam gdzie dziś stoi centrum kongresowe ICE. Było to wielkie założenie, większe niż ICE i na większym terenie. Jak wiemy, do tego nie doszło. Ojciec był też współautorem, z profesorami Wiktorem Zinem i Andrzejem Kadłuczką, rewaloryzacji Teatru Słowackiego. Mało tego, był uczniem profesora Korskiego, współautora budowanego przez kilkanaście lat Teatru Wielkiego w Łodzi. Doktorat ojca dotyczył teatrów, moja habilitacja również. Teatr jest naszym wieloletnim zamiłowaniem, a życie tak się ułożyło, że wygraliśmy wiele konkursów. Jest to nasze szczęście, że możemy realizować to, co jest dla nas najważniejsze. Jestem członkiem International Federation for Theatre Research, uczestniczę w konferencjach ze scenografami, artystami teatru, technologami. Badamy, jak przestrzeń teatru zmienia się i rozwija. Zwróćmy uwagę, że „teatr” jako słowo, to jest jedyny rodzaj sztuki, który w większości języków ma taką samą nazwę dla budynku, czyli obiektu – i dla przedstawienia. Istnieje więc bardzo silne powiązanie formy sztuki z przestrzenią, w której jest wystawiana.

Pszczyńskie Centrum Kultury

– Korzystając z Waszego doświadczenia zapytam, czy istnieją ogólne reguły, zasady, idee, których należy się trzymać podczas projektowania sali teatralnej lub koncertowej?

MK-W: – Jest to temat rzeka… Nie ma dwóch takich samych teatrów, przynajmniej w europejskim widzeniu tego zjawiska, wywodzącym się z teatru antycznego. Teatr jest widowiskiem o charakterze społecznym i ta cecha jest bardzo ważna, zwłaszcza gdy myślimy o strefie widowni, czyli audytorium. Inaczej budowano teatr dla króla w Łazienkach, inaczej Teatr Słowackiego w XIX wieku dla mieszczańskiej publiczności, inaczej powstawał teatr Łaźnia Nowa w Nowej Hucie. Potrzeba dużej wrażliwości na kontekst społeczny i kulturowy. Z drugiej strony współczesny teatr stawia przed nami wysokie wymagania technologiczne i techniczne oraz przestrzenne. Nie bez przyczyny teatry są uznawane, ze względu na złożoność, za trudne do projektowania.

KK-K: – W tym momencie projektujemy teatr w Cieszynie. Będzie to przebudowa w obrębie istniejącego budynku. Informacja, że teatr nie ma własnego zespołu, czyli jest teatrem impresaryjnym, zmienia całkowicie myślenie o obiekcie. Oznacza bowiem, że nie ma własnego zespołu – grupy artystów, dla której jest domem. Teatr to budynek, przedstawienie, ale też zespół – instytucja. Oczywiście jesteśmy podparci doświadczeniem, jak funkcjonują teatry impresaryjne, jaka jest widownia, jaka technologia, jak wyglądają przestrzenie zaplecza i obsługi widowiska, a jak przestrzenie dla widzów.

– Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Teatrze Słowackiego. Sale dziewiętnastowieczne, jeszcze w pierwszej połowie dwudziestego wieku, wyróżniały się majestatem, odświętnością, i jednocześnie przytulnością w proporcjach ludzkiej skali. Te kategorie ulotniły się ze współczesnych sal. Wydają się one nieludzkie, oschłe, obce. Czy coś złego dzieje się z architekturą budynków widowiskowych czy po prostu nie mam racji…?

Teatr Nowy w Warszawie, model

KK-K: – Mówi pan o teatrach, ale chodzi o coś więcej, czyli o architekturę w ogóle. Możemy porównać architekturę Teatru Słowackiego ze współczesnymi realizacjami. Jest to temat związany nie tylko z teatrem, ale w ogóle z przemianami w architekturze. Architektura teatrów nie jest wyjątkiem. Dla mnie właśnie synonimem współczesnego teatru będzie Łaźnia Nowa w Nowej Hucie. Jest to współczesny teatr i współczesne przeżycie, czyli bardzo bliski kontakt widza z aktorem, relacja nieformalna, codzienna w Teatrze Słowackiego siedzimy w loży i nawet możemy czuć się dobrze, oglądać inne loże i widzów, ale kontakt z aktorem i widowiskiem, jego przeżycie są zupełnie inne. Idziemy na święto, oczekujemy od siebie i innych, żeby się ładnie ubrali, żeby elegancko trzymali kieliszek w ręku. Chcemy doznać emocji związanych z tym anturażem, obcować z zawsze eleganckimi ludźmi. Te różne przestrzenie budują różne relacje między ludźmi. Służą innym celom, mimo tego że są teatrami – przestrzeniami dla widowiska.

MK-W: – Duch naszej pracowni jest zawarty w projekcie Teatru Nowego w Warszawie, który niestety nie został zrealizowany. Jest to nowa droga myślenia o teatrze, a raczej o… miejscu, bardzo nowocześnie pomyślanym i bardzo nowocześnie wykorzystywanym. Jest też kwintesencją naszego myślenia o przestrzeni w mieście. Podstawową wartością naszego projektu było to, że uznaliśmy cały teren za otwarty, dostępny. Powiedzieliśmy: „będzie to publiczna łąka”. Idąc przez miasto, każdy mógłby tu wejść w każdej chwili, przechodzić w każdą stronę, wręcz zachęcaliśmy do skracania sobie drogi. Zachęcaliśmy do przebywania w nim jako miejscu spotkania, nie tylko w teatrze rozumianym jako święto czy widowisko. Teatr staje się dniem codziennym spotkań, jakichś całkiem nieformalnych eventów. Otwarliśmy przestrzeń, gdzie każdy może wejść. Może dlatego wygraliśmy konkurs, bo inne projekty zamykały kwartał i robiły wewnętrzną przestrzeń, wewnętrzny dziedziniec. Chyba nikt poza nami nie zaproponował sali teatralnej w starej hali, czyli przestrzeni przemysłowej. Hala miała być sercem teatru. W nauce o teatrze jest takie pojęcie „miejsce znalezione”, czyli istniejące, ale opuszczone czy zaniedbane. Nie budujemy nowego teatru, ale szukamy istniejącej przestrzeni, którą trzeba odnaleźć, bo jest trochę ukryta i przeniknięta pewną tajemnicą. Trzeba wykonać wysiłek, żeby do niej trafić. Wchodzą tu w grę inne konotacje niż w przypadku Teatru Słowackiego, który jest ważnym budynkiem w mieście, dominantą przestrzenną. W przypadku miejsca znalezionego myślimy o czymś wręcz przeciwnym, o miejscu ukrytym, do którego dopiero trzeba trafić, bo ktoś powiedział, że tam jest fajnie…

Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu

KK-K: – Teraz ożyły we mnie emocje związane z tym projektem… Był to okres spotkań i dyskusji z całym zespołem Nowego Teatru. Mieliśmy dużo szczęścia, pracując z nimi. Projekt odpowiadał na potrzebę bycia razem, takiego odczarowania rzeczy zakrytych, bo zwróćmy uwagę, że teatr, jaki znamy, bardzo ściśle rozdziela aktora i przestrzeń przygotowania widowiska od widza. Tu mógłby przyjść każdy, porozmawiać, być częścią teatralnego rytuału, a nawet technologii realizacji, bo to, co jest niedozwolone w tradycyjnym budynku teatralnym, tu byłoby dozwolone. W budynku Teatru Capitol we Wrocławiu zaprojektowaliśmy specjalne przejścia na sale baletowe czy sale prób chóru, które znajdują się na froncie. Nie dlatego, że nie było dla nich miejsca z tyłu, ale chcieliśmy, żeby były elementem powiązania dwóch światów. Przychodząc na kawę, bo budynek jest otwarty cały dzień, można zobaczyć trochę tego świata, w którym baletnice wchodzą, ćwiczą. Ten świat jest ich domem, czyli widzowie jak gdyby wchodzą do czyjegoś domu… Człowiek czasem ma ochotę obcować nie tylko z tym, co jest na scenie… Jak byłyśmy młode, chodziłyśmy do kawiarni do Starego Teatru, żeby doświadczyć trochę tej magii.

Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu

– Czym świat architektury Marka Kozienia różni się od świata architektury jego córek?

MK-W: – Świat architektury Marka Kozienia jest dosłownie pracą dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Non stop pracą. W tym sensie jesteśmy jego dziedziczkami, ale jednak dzisiejszy świat na tyle się zmienił, że przestał pozwalać na takie tempo. Mam na myśli znaczenie i wpływ pewnych polityk społecznych, jak zachęcanie, żeby mieć hobby, jeździć na rowerze, chodzić po górach, jeździć po świecie i robić różne rzeczy. W związku z tym z tych siedmiu dni można było odciąć dwa. Jest to problem pokoleniowy, czyli tamto pokolenie bardzo dużo pracowało i architektura była całym ich życiem. Dosłownie całym. Pamiętam, że w niedzielne popołudnia miałam wyrzuty sumienia, dlaczego nie jestem w pracy. Soboty w pracy były naturalne, czasem bywaliśmy w pracy w niedzielę. Gdy teraz się o tym mówi, wydaje się to dziwne, ale wtedy było naturalne. Czasem zastanawiam się, jak to było możliwe, że tyle pracowałyśmy. Teraz taka praca też nam się oczywiście przydarza. Gdy pracujemy nad konkursem architektonicznym, pochłania nas on całkowicie. Do ostatnich godzin przed terminem pracujemy, aby to, co przekażemy, było jak najlepsze, odpowiednie, spójne.

Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej

– Czy są różnice między Wami, jeśli chodzi o rozumienie, czym jest architektura?

MK-W: – Wszystko, co robimy, zawdzięczamy ojcu i jego podejściu do architektury, jego sposobowi myślenia o architekturze, o miejscu, o kontekście, o pomyśle. W zasadzie wszystkiego nas nauczył. Miałyśmy prawdziwego Mistrza. W jakim sensie jesteśmy inne? Należymy do innego pokolenia, żyjemy w innych czasach – wyzwania architektury są inne. Żyjemy w czasach kryzysu klimatycznego, migracji, wojny. Architektura wymaga od nas dzisiaj poszukiwania rozwiązań mogących rozwiązywać inne problemy.

Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej

– Spróbujmy uchwycić w kadrze smak, kształt architektury powstającej w pracowni Kozień Architekci – czym by była?

MK-W: – Wydaje mi się, że to, co jest najbardziej charakterystyczne, to spójność trzech elementów: miejsca, formy i funkcji. Zawsze projektujemy dla danego miejsca, z bardzo dużą uwagą dla kontekstu w różnych jego wymiarach, nie tylko materialnym, ale kulturowym, historycznym, społecznym. Wyrażać ma to forma, która mimo wszystko powinna być grą brył, czyli nigdy nie posługujemy się pojęciem „obudowy czegoś”, czyli nie robimy koperty, envelope. Nigdy nie projektujemy w ten sposób, że coś „opakowujemy”. Forma, która kształtuje obiekt, jest wyrazem trzeciego elementu, czyli pewnej dystrybucji funkcjonalnej. Wszystkie przestrzenie są tak zaprojektowane, aby spełniały funkcję, ale te funkcje są spełniane w bardzo wyrazisty sposób. Połączenie tych trzech elementów jest trudnym zadaniem, żeby nie były do siebie dodane mechanicznie czy szeregowo, ale funkcjonowały spójnie. Wyraża się to złożeniem brył, czyli pewną syntezą. Staramy się jak najgłębiej wejść w miejsce i wyrazić to formą.

– Zastanawiając się, doszedłem do podobnego wniosku, że Wasze projekty można nazwać silną formą, wyrazistą formą w rozumieniu zupełnie dwudziestowiecznym. Nie ma ucieczek w niejasne, trudne do uchwycenia wizualizacje czy wieloznaczności. Właściwie jest to architektura klasyczna w sensie dwudziestowiecznej nowoczesności.

Galeria Sztuki Współczesnej w Nowym Sączu

MK-W: – Może reprezentujemy jeszcze starą szkołę Kozienia, że architektura jest architekturą – czyli formą. Nie można pominąć tego aspektu, że architektura jest formą, która wyraża funkcję, a nie funkcją obudowana przez „coś”. Architektura nie jest obudowaną funkcją. Gdy patrzymy na wartościową architekturę, ona w zasadzie polega właśnie na tym. Jednocześnie proces, w którym człowiek staje się dojrzałym architektem, jest bardzo długi. Jest to proces uzyskiwania pewnych świadomości, opartych na zdobywaniu wiedzy i doświadczenia. Kiedyś śmiałam się, że czekam, aż będę miała czterdzieści lat, żebym mogła powiedzieć, że jestem architektem. Jednocześnie architektura jest dziedziną ciągłej niepewności, kreatywności, innowacyjności. Te dwie rzeczy kłócą się ze sobą, ponieważ wiedza i doświadczenie zmierzają w kierunku pewnej inercji i rutyny, a więc idą w zupełnie innym kierunku niż kreatywność i nowość. Odczuwamy wyraźnie ciągłe zmaganie się, ciągłą walkę, mierzenie się z samym sobą, gdy trzeba znajdować „nowe w sobie” wbrew doświadczeniu. Tak to wygląda w krótszym lub dłuższym procesie dochodzenia do jakiejś syntezy, a projekt architektoniczny powinien być taką syntezą.

– Pytanie do dziekana Wydziału Architektury. Jakich architektów potrzebujemy jako społeczeństwo? Czy powinni być znakomitymi specjalistami w rozumieniu technokratycznym, którzy kompetentnie wykonują obowiązki i polecenia w ramach obowiązującego systemu, czy raczej kreatorami wartości, walczącymi o dobre wzorce, a więc autorytetami, promotorami mądrych rozwiązań, wykraczającymi poza projekt rozumiany jako zadanie inżynierskie?

Galeria Sztuki Współczesnej w Nowym Sączu

MK-W: – Nigdy nie potrzebujemy tylko architekta-technika. Nigdy! Dzisiejsza pozycja architekta w świecie jest bardzo trudna, bo jest wypychany na margines przez inne profesje, z obszarów, które przynależą do architektury i urbanistyki. Z planowania przestrzennego i urbanistyki przez geografów, z rewaloryzacji przez konserwatorów, z budynków przez inżynierów budownictwa. Stoi to w sprzeczności z odpowiedzialnością za przestrzeń i cały świat materialny – od ławki do wieżowca. Jako edukatorzy chcemy, żeby architekt był uczony odpowiedzialności, która sięga w historię architektury, urbanistyki i sztuki, tematy społeczne, socjologiczne i psychologiczne, a z drugiej strony zagadnienia inżynierskie, konstrukcyjne, materiałowe i technologiczne. Wartość rodzi się dopiero w zestawieniu tego wszystkiego w jedną całość. Nie da się tego zredukować do pracy historyka, geografa, konstruktora czy technologa, rozumianych oddzielnie. W Polsce nie mamy tej świadomości, nie nauczyły nas wiele lata kapitalizmu, chociaż mogliśmy podglądać, jak to się robi na Zachodzie. W Danii, w Szwajcarii i w wielu krajach, choć nie we wszystkich, jest to pod bardzo dużą kontrolą świadomego społeczeństwa. Nie da się zbudować nawet małego domu tylko inżyniersko, bo on zawsze stoi w jakimś kontekście i dlatego należy do przestrzeni publicznej. Wracając do edukacji architektów, to jest ona wyjątkowa, bo historyk ma wykształcenie humanistyczne, inżynier techniczne, a edukacja architektów jest w pewnym sensie „niespecjalistyczna”, ale głęboko humanistyczna w znaczeniu szerokiego spektrum wiedzy. Jesteśmy ostatnimi humanistami niespecjalistami i jest to naszym atutem, wyjątkowością zawodu. W dzisiejszym świecie jesteśmy jak dinozaury…, ale to jest bolączka, bo zarzuca się nam brak profesjonalizmu w każdym z tych elementów. Historyk będzie lepiej znał historię, inżynier lepiej obliczy belkę, geograf pozna topografię terenu czy ogrodnik lepiej wie, jakie rośliny posadzić. Nie o to w tym wszystkim chodzi! Chodzi o umiejętność całościowego, holistycznego spojrzenia na rzeczywistość. Jestem dobrej myśli, bo zmieniają się paradygmaty – z modernistycznego redukcjonizmu na ekologiczny holizm, czyli traktowanie świata jako całości, której nie da się zredukować. Jeśli zrozumiemy, że tym zasadom podlega środowisko zbudowane, szumnie nazywane architekturą, to tymi procesami powinni kierować lub w nich współuczestniczyć architekci. Nie jako liderzy, nie jako demiurdzy i nie jako wielcy twórcy. Raczej jako świadomi koordynatorzy złożonych procesów. Oni są potrzebni właśnie dlatego, że mają długoletnie wykształcenie, wiedzę, doświadczenie, a jednocześnie innowacyjność, kreatywność, a to jest potrzebne, aby kształtować każde miejsce w sposób dla niego specyficzny. Liczę na to, że ludzie będą to rozumieć tak, jak my to rozumiemy, mimo że jesteśmy nadal bardzo słabo słyszani.

– Dziękuję za rozmowę

Paweł Pięciak

Pracownię Kozień Architekci prowadzą dr inż. arch. Marek Kozień, prof. dr hab. inż. arch Magdalena Kozień-Woźniak i mgr inż. arch. Katarzyna Kozień-Kornecka. Pracownia specjalizuje się w szeroko rozumianych obiektach kultury i edukacji, zdobywając wiele nagród w konkursach architektonicznych. Wybrane konkursy: I nagroda w konkursie na Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej (2002), I nagroda w konkursie na Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu (2005), I nagroda w konkursie na budynek dydaktyczny PWST we Wrocławiu (2006), I nagroda w konkursie na koncepcję Teatru Nowego w Warszawie (2009), I nagroda w konkursie na centrum obsługi odwiedzających w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau (2010), I nagroda w konkursie na opracowanie koncepcji architektoniczno-urbanistycznej remontu, przebudowy i rozbudowy Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy (2020). Pracownia jest autorem budynku Pszczyńskiego Centrum Kultury i rozbudowy centrum kultury Sokół w Nowym Sączu. Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej otrzymało nagrodę specjalną w XIII konkursie Polski Cement w Architekturze.
Centrum obsługi odwiedzających Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau otrzymało m.in. Nagrodę Roku SARP w kategorii „Architektura w przestrzeni dziedzictwa” (2024) oraz główną nagrodę w kategorii „Architektura użyteczności publicznej” w konkursie im. Stanisława Witkiewicza na najlepsze nowe realizacje architektoniczne Małopolski (2025).

Prof. Magdalena Kozień-Woźniak jest wybitnym praktykiem i teoretykiem architektury. Pracuje w Katedrze Projektowania Architektonicznego Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. W pracy naukowej zajmuje się problematyką kształtowania współczesnych obiektów muzealnych, teatralnych i kultury. Jak podkreśla, działalność naukowa i praca zawodowa mają ścisły związek z pracą dydaktyczną i popularyzatorską. W latach 2005-2012 pełniła funkcję prodziekana ds. dydaktyki, a od 2020 r. – jako pierwsza kobieta w historii – pełni funkcję dziekana WA PK.

Galeria Zdjęć