Aktualności / I śmiech, i krzyk

I śmiech, i krzyk

W pogodny dzień z drogi na parkowy plac zabaw dobiegają beztroskie krzyki rozrabiających dzieci. W tym samym momencie spojrzenie człowieka pada na leżący nieopodal fragment ceglanego sklepienia warszawskiej kamienicy. Osiemdziesiąt lat temu pod tym sklepieniem, rozrywanym bombami, krzycząc, ginęły inne dzieci. Park Akcji „Burza” zdobył główną nagrodę ex aequo w XXVIII konkursie Polski Cement w Architekturze.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

W najgłębszych miejscach parkowych wąwozów spacerowicz zanurza się w osobliwy mikroklimat. Całkiem zamierają odgłosy miasta, powietrze staje się chłodne, wilgotne, rześkie. Stoimy zanurzeni w środku ziemi albo w jaskini, z której siłą zdjęto sklepienie. W niszach betonowych ścian gdzieniegdzie rośnie mech; ze szczelin wychylają się młode listki, których nazwy są znane botanikom. W fałdach betonu zbierają się zeschłe liście, z których kiedyś powstanie życiodajny hummus. Wyżej, na stokach, wśród bałaganiarsko splątanych krzaków i drzew o dziwnie chudych pniach, szczególnie efektownie prezentują się liany. Pnącza sprawiają wrażenie, jakby przeprowadziły się do parku z tropikalnej dżungli; w rzeczywistości można je spotkać w polskich, podmokłych nadrzecznych łęgach, więc niedaleko stąd. Gdyby do przyrody stosować kategorie stworzone do oceniania dzieł sztuki i innych wytworów człowieka (i gdyby przyroda się nimi przejmowała), trzeba by stwierdzić, że zieleń warszawskiego parku nie jest estetyczna ani uporządkowana. Całkiem za nic ma zasady harmonii i stosowności. Nie zachęca, aby zanurzyć się w gęstwinę, zresztą jest to prawie niemożliwe. Strome stoki kopca powstały z lepkiej mieszaniny gruzu i gliny. Półdzika przyroda otacza człowieka z każdej strony. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, że stoi wśród tysięcy ton ruin, pozostałych po zniszczonych domach, kamienicach, pałacach, kościołach i całej obróconej w pył cywilizacji materialnej przedwojennej Warszawy.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Właśnie w to miejsce w drugiej połowie lat czterdziestych zwożono warszawskie zgliszcza. Zanim półtora roku temu na kopcu i pod kopcem powstał park, miejsce było odwiedzane prawie wyłącznie przez miłośników miejskiego survivalu – z jednym ważnym zastrzeżeniem. Od wielu lat dwa razy do roku na kopcu odbywają się uroczystości. 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego i 2 października, w rocznicę jego zakończenia. Na szczycie każdego roku przez sześćdziesiąt trzy dni płonęło ognisko. Relacja, jaka zachodzi między witalnością przyrody, której nie da się okiełznać, a martwymi, nieruchomymi świadectwami straszliwych wojennych zniszczeń jest bardzo odczuwalna w nowo otwartym parku Akcji „Burza”. Zacznijmy od przyrody. Na fotografii z końca lat 70. widać wzniesienie, nazywane przez mieszkańców pobliskich osiedli górką śmieciową albo zwałką. Zwyczajowa nazwa odzwierciedlała prawdę. Miejsce leży blisko Wisły, ale bardzo na uboczu, bo kiedyś miasto kończyło się przy Czerniakowskiej. W pierwszych powojennych latach zwożono tu gruzy Warszawy, ale gdy akcja usuwania gruzów została zakończona (o tym heroicznym procesie mówi sąsiedni artykuł) przez kolejne około dwadzieścia lat na górkę śmieciową okazjonalnie zwożono odpady budowlane. Fotografia pokazuje, że po trzech dekadach od zakończenia wojny na kopcu nie ma drzew. Dzisiejsza dżungla powstała dopiero w ostatnich czterdziestu latach, w miejscu pozostawionym samemu sobie. Jałowa góra, pozbawiona życiodajnej gleby, niesprzyjająca jakiejkolwiek wegetacji, została spontanicznie zasiedlona przez pionierskie gatunki czwartej przyrody. Odbyło się to w kilku etapach, lecz bez cienia ingerencji człowieka.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Górę opanowały trawy, krzewy, wreszcie drzewa. Gatunki wspomagają się symbiotycznie albo walczą ze sobą, wymieniają pokoleniami, rosną i obumierają w znanej sobie (i przyrodnikom) kolejności. Nazwa czwarta przyroda, wprowadzona przez niemieckiego badacza nieużytków, odnosi się do natury, która w samorzutnym, niekontrolowanym przez nikogo procesie opanowuje miejsca wcześniej silnie przekształcone przez człowieka, a potem z różnych powodów przez niego porzucone. W tym kontekście podaje się przykłady zdegradowanych terenów poprzemysłowych, nieużytków czy nawet miejsc zniszczonych działaniami wojennymi. W rzeczywistości czwartej przyrody nie trzeba szukać aż tak daleko. W mieście jest widoczna niemal na każdym kroku. Rośliny potrafią się wedrzeć w każde miejsce, włażą między płyty chodnikowe, szczeliny w ścianach bloków, zasiedlają dachy. A gdyby po wojnie z jakichś przyczyn Warszawa nie została odbudowana, na ruinach opuszczonego miasta w ciągu kilkudziesięciu lat wyrósłby las, jako ostatni etap przyrodniczej sukcesji, w naszej szerokości geograficznej. Tak mówią przyrodnicy. Może najciekawszym dla laika zagadnieniem związanym z czwartą przyrodą (dla botanika wszystko jest ciekawe) byłaby niesamowita witalność, jakaś siła przeżycia, walka o przetrwanie w ekstremalnych warunkach i próby zaanektowania przez miejską dziką zieleń każdej wolnej przestrzeni.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Czwarta przyroda kolonizuje antropogeniczny krajobraz, a więc, pozostając przy metaforach zarezerwowanych dla ludzi, musi mieć niebywale silną motywację do przetrwania. Stąd tylko krok, aby w spontanicznej wegetacji zobaczyć metaforę ludzkiego losu: odradzania się jednostek i całych społeczeństw po tragicznych doświadczeniach; odbudowie wciąż na nowo, w procesie nie do zatrzymania, niosącym otuchę i nadzieję. Metaforę w oczywisty sposób można odnieść do czerniakowskiej zwałki, dużo później nazwanej – dumnie – Kopcem Powstania Warszawskiego. Jest to, krótko mówiąc, metafora najpierw zniszczonej a potem odradzającej się po wojnie Warszawy. Stolica podniosła się z ruin nie tylko dzięki niezbędnym decyzjom politycznym, ale (jest na to wiele świadectw) również dzięki entuzjazmowi, niewyczerpanej energii i inicjatywie jej mieszkańców. Wola życia jest ważnym motywem projektu architektonicznego parku pod kopcem.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Ideą przewodnią modernizacji czy rewaloryzacji kopca (oba określenia wydają się mało adekwatne) było pozostawienie przyrody w nienaruszonym stanie, w takim zakresie, w jakim jest to możliwe. Przeważyły przesłanki ekologiczne. Na kopcu trwa naturalny proces sukcesji przyrodniczej, w którym pierwotne gatunki inwazyjne będą z czasem zastępowane przez gatunki rodzime. Zdaniem fitosocjologów najlepsze rezultaty (w tym kluczową w przyrodzie bioróżnorodność) można osiągnąć łagodnie moderując istniejące procesy i kierując je w pożądanym kierunku. Jeszcze przed rozpoczęciem prac projektowych na kopcu były prowadzone badania, które miały na celu określenie składu gatunkowego roślin i zwierząt żyjących na wzgórzu. Prowadzono je w ciekawej formule bioblitz. Jest to wydarzenie, w którym biorą udział nie tylko naukowcy, ale również pasjonaci, wolontariusze, mieszkańcy – i wszyscy chętni. Cel naukowy jest jasny, ale wydarzenie ma drugie oblicze. Chodzi o integrację mieszkańców w obliczu ważnych dla nich zmian i zaznaczenie, że mają prawo udziału w odbywającym się procesie. Architekci i architekci krajobrazu z obu pracowni (Archigrest i topoScape) inicjowali spotkania, dyskusje, oprowadzali chętnych po kopcu… i robią to niezmiennie do dnia dzisiejszego. Takie formy kontaktów z warszawiakami, jako prawdziwymi gospodarzami miasta, mającymi coś do powiedzenia we własnych sprawach, są warte naśladowania. Zwłaszcza że idea pozostawienia na kopcu czwartej przyrody (nazywanej przez niefachowców chaszczami) mogła spotkać się z brakiem zrozumienia.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Jako ludzie mamy tendencję i nie ma w niej nic złego, że czekamy raczej na rzeczy uporządkowane i piękne niż naturalne, jeżeli naturalne nie prezentują się pięknie… W każdym razie przy parkowych alejkach powstała ciekawa ścieżka przyrodnicza z kilkunastoma tablicami, z których można dowiedzieć się fascynujących rzeczy o przyrodzie tworzącej ruderalny (żyjący na gruzach) ekosystem. Emocje i zaskoczenia – dla nieprzyrodnika – są gwarantowane. Fragmenty parku są w ogóle niedostępne dla ludzi, a wieczorem nieoświetlone, aby nie zaburzać cyklu dobowego zwierząt. Te miejsca staną się swoistym laboratorium, miejscem obserwacji procesów. Po półtora roku od otwarcia parku wiadomo, że obawy jego twórców były przesadzone. Entuzjastyczne opinie jurorów konkursów (również europejskich), w których park zdobywa nagrodę za nagrodą, mają znaczenie, ale ważniejsze są opinie użytkowników. W nich pojawiają się słowa „bezpretensjonalność”, „naturalność” i że miejsce „niczego nie udaje”. W dzień otwarcia parku, w 79. rocznicę powstania warszawskiego, mimo padającego do południa deszczu, na kopcu zjawiły się tłumy „zgłodniałych zieleni, nurkujących w gęstwinie”. Być może idee stojące za projektem trafiają w jakiś czuły punkt, w rodzące się potrzeby innego definiowania priorytetów, jeśli chodzi o projektowanie i organizowanie przestrzeni w mieście. W języku fachowym określa się to „zaniechaniem estetyzowania zieleni i pójściem w kierunku piękna jej naturalności”.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Na drugiej już współczesnej fotografii dwie osoby z łopatami w rękach przerzucają gruz. Z placu leżącego bezpośrednio pod kopcem Justyna Dziedziejko i Maciej Kaufman pobierają próbki materiału do badań w laboratorium, a za ich plecami pracują dwie ładowarki. Urobek będzie wrzucany do sortownika, który rozdzieli go na trzy frakcje. Wcześniej na powierzchni kopca odnaleziono fragmenty czy odłamki zniszczonych budynków, kawałki architektury, szczątki kamienicznych dekoracji, wyposażenia wnętrz – i to są rzeczy bezcenne. Ekipa architektów kilkukrotnie przeczesywała stoki w poszukiwaniu takich ewenementów. Ponad siedemdziesiąt wartościowych znalezisk zostało wprowadzonych do specjalnego katalogu. Natomiast głębokie prace ziemne, polegające na naruszaniu struktury kopca, miały miejsce tylko w kilku ściśle określonych miejscach; przede wszystkim w trzech budowanych wąwozach (po trzech stronach góry) i na płaskim terenie (przyszłym placu) przed reprezentacyjnymi schodami prowadzącymi na szczyt. Cały urobek, zgodnie z wytycznymi konserwatora zabytków, musiał pozostać na miejscu. Między płaskim placem utworzonym na froncie a stokiem kopca powstał długi mur oporowy, odwołujący się do idei tużpowojennego gruzobetonu. Od kilku lat trwają badania nad rolą tego materiału w warszawskim budownictwie i przede wszystkim – nad zakresem jego stosowania zaraz po wojnie. Gruzobeton odegrał poważną rolę w odbudowie Warszawy, ale potem został zapomniany.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Poza wspomnianymi quasi-archeologicznymi znaleziskami, gruz na Kopcu Powstania Warszawskiego nie przedstawiał wartości budowlanej, za to ogromną – emocjonalną i symboliczną. Urobek, wydobyty w czasie budowy wąwozów i prac ziemnych prowadzonych w innych miejscach, został wyeksponowany w lapidarium. W ośmiu potężnych gabionach ze stali zbrojeniowej szczątki Warszawy zostały pokazane materialnie, konkretnie, bezpośrednio. Pięciometrowej wysokości monumentalne konstrukcje zostały wypełnione sortowanym gruzem. Odbywało się to etapami, równolegle do prowadzonych prac ziemnych. Ostatnie warstwy rumoszu w gabionach układano ręcznie. Ilość gruzu, jaka znajduje się w jednym gabionie, czyli 20 metrów sześciennych, to w przybliżeniu ilość, jaka przypadała na jednego mieszkańca Warszawy zaraz po wojnie. Stojąc przed ścianą gruzu zamkniętą w stalowej klatce można zdać sobie sprawę, z jak niewyobrażalnie trudnym zadaniem musieli się zmierzyć nasi przodkowie. Wąskie przejścia między gabionami tworzą labirynt klaustrofobicznych korytarzy i ścian przytłaczających ciężarem. Te króciutkie gruzowe wąwozy próbują oddać klimat błądzenia wśród ruin. Na wysokości wzroku, na planszach, została przedstawiona historia burzenia i odbudowy Warszawy. Odbudowa miała tyle twarzy… polityczną, architektoniczną, romantyczną, doktrynerską, ekonomiczną, społeczną… ale fenomen wystawy w parku pod kopcem polega na tym, że patrzymy na ten proces z perspektywy materii, materialności i w konsekwencji – materiałów budowlanych. Ich perypetii, znaczeń i symboliki, bo również najprostszym materiałom, jak beton, bywa przypisywana określona symbolika. Wystawa jest obowiązkowym punktem dla każdego, kto dzisiaj zawodowo zajmuje się budownictwem.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Na szczyt wchodzimy dwiema drogami. Łagodną krętą ścieżką, wytyczoną częściowo po śladzie, który ktoś anonimowo wytyczył w czasach, gdy na kopcu nie spotykało się żywej duszy. I drugą, po monumentalnych schodach prowadzących prosto pod pomnik. Ścieżka dookoła kopca wiedzie przez wąwozy (o betonie w wąwozach architekci mówią w wywiadzie). Postrzępiona faktura ścian powstała w piaskowym szalunku. Z betonu wystają kawałki cegieł, teowników, ceramiki, czarnych i białych kamieni, zapraw murarskich, szkieł gomółkowych, glazurowanych płyt. Te wszystkie rzeczy były kiedyś wbudowane w czyjeś bardzo konkretne domy, kamienice, pokoje, kuchnie, piwnice, klatki schodowe, łazienki, strychy. Do parku pod kopcem warto byłoby wpadać raz na jakiś czas, aby śledzić, jak zmieniają się ściany. Materiał, odwołujący się do dziedzictwa gruzobetonu, architekci nazywają „lokalną antropogeniczną skałą”. W zamyśle projektantów i technologa betonu czas spowoduje, że ściany będą coraz mniej „betonowe” a coraz bardziej „zielone”.

Park Akcji „Burza” (fot. Paweł Pięciak)

Na betonie będzie się gromadzić materia organiczna i w perspektywie kilku lat ściany powinny być, przynajmniej częściowo, „pochłonięte” przez spontaniczną wegetację. Wystające tu i ówdzie ostrzejsze krawędzie betonu złagodnieją pod wpływem warunków atmosferycznych, będą się trochę kruszyć, zaokrąglać… tymczasem na ścieżce prowadzącej wokół kopca można zanurzyć się w świat przyrody i dziwności. W kilku miejscach stalowe kładki i schody prowadzą do punktów widokowych albo punktów interesujących przyrodniczo. Druga droga na szczyt ma całkiem odmienny charakter. Prowadzi szerokimi schodami; w tym miejscu kompozycja przestrzeni zostaje poddana rygorom, wejście na kopiec staje się bardziej ceremonialne, uporządkowane, hierarchiczne, a tablica informuje o oficjalnej nazwie – Aleja Godziny „W”. Schody wiodą trzydzieści pięć metrów prosto w górę na betonowy plac z pomnikiem Polski Walczącej, ale z placu na dole wydają się wprost nie mieć końca.

Park Akcji „Burza” (fot. Paweł Pięciak)

Co kilka metrów stopnie są flankowane odnalezionymi na kopcu fragmentami ruin. Okaleczone artefakty stoją wyniesione na postumentach zbudowanych z grubego, pordzewiałego stalowego zbrojenia. Te składające się z kilku, kilkunastu fragmentów zebranych z rumowiska, leżą wewnątrz stalowych klatek-ekspozytorów. Po lewej kamienna kolumna… po prawej samotne trzy stopnie klatki schodowej ze zwalonej kamienicy… po lewej fragment stropu w kształcie łuku… po prawej ze trzydzieści cegieł połączonych na amen zaprawą… po lewej kawał podłogi z lastriko… po prawej fragmenty murowanych kominów… po lewej fragmenty kuchennej posadzki z płytkami podłogowymi… po lewej ciosy kamienne z rzeźbionym liternictwem… po prawej cegły z wyraźnymi stemplami przedwojennych producentów… po lewej ściana z pilastrem… po prawej nadproże… po lewej, po prawej… Docieramy na szczyt. Patronem tej ekspozycji mógłby być Tadeusz Kantor z jego wielkim szacunkiem dla „rzeczywistości zdegradowanej”. W parku pod kopcem miałby sens seans „Umarłej klasy”, w którym starcy-dzieci, siedząc w szkolnych ławkach, w upiornej wyliczance beznamiętnie skandują nazwiska nieżyjących kolegów.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Zwieńczenie kopca jest miejscem przeznaczonym na uroczystości. Od trzydziestu jeden lat stoi tu piętnastometrowy, stalowy pomnik powstańczej „kotwicy”. Ciekawa rzecz: architekci, szczerze hołdujący ideom ekologicznym, zaproponowali rozwiązanie, które (jeśli będzie wola…) zastąpi zwyczaj palenia na kopcu wiecznego ogniska przez dwa miesiące w roku. „Kotwica” stanęła teraz na nowym cokole, którego dynamiczna forma w ruchu przypomina języki płomieni, a konstrukcja może być dodatkowo dyskretnie podświetlona. Na placu, zbudowanym na dwóch poziomach, łagodna betonowa rampa prowadzi w górę do punktu widokowego, z panoramą południowych dzielnic Warszawy. Powstaniec Eugeniusz Ajewski, autor pomnika stojącego na szczycie kopca, zasadniczo uważał, że miejsce powinno służyć rekreacji, aby ludzie cieszyli się życiem. Stoi za tym myśl, że martyrologia nie powinna dominować nad codziennością. Jest to koncepcja bezwzględnie słuszna, ale zdecydowanie niewystarczająca. Zanim zaczniemy cieszyć się życiem, trzeba jeszcze dokonać wysiłku wewnętrznej pracy i przede wszystkim naprawdę zdać sobie sprawę z istoty dramatu, jaki się kiedyś odbył.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Należy zrozumieć jego rozmiary, straszliwe konsekwencje i głęboko zastanowić się, co robić, aby w przyszłości podobnie destrukcyjne nieszczęścia nie spadały na społeczeństwo, miasto, państwo. A niebezpieczeństwa są realne, ponieważ, wbrew zapowiedziom optymistów, nie nastąpił żaden koniec historii, przeciwnie, obserwujemy przyspieszenie. Chodzi więc o to, aby społeczeństwo uzyskało dojrzałą samoświadomość, którą można zdobyć tylko w procesie rzetelnej refleksji. Takiej refleksji, o dziwo, w naszym kraju prawie w ogóle nie ma. Mimo że każdego roku sierpniowe uroczystości powstańcze są coraz bardziej okazałe, nie towarzyszy im rzeczowy namysł nad tym, co naprawdę (a nie w piosenkach) wydarzyło się osiemdziesiąt lat temu. Rocznice powstania są obchodzone godnie, z roku na rok bardziej okazale – ale to tylko pozór. W rzeczywistości z roku na rok rośnie atmosfera dumy ze „słusznie dokonanego powstańczego czynu”. Poczucie moralnej pewności „opcji powstańczej” wydaje się niczym niezmącone. Triumfuje polityczny romantyzm i przekonanie, że żaden koszt, żadna ofiara nie są zbyt wysokie, aby zademonstrować heroiczny patriotyzm. Bez względu na wszystko – „warto było”. W powietrzu i w mediach panuje uniesienie, graniczące z jakąś ekstazą. Rzeczą całkiem niezrozumiałą i w kontekście przyszłości niebezpieczną jest atmosfera… triumfu, wręcz radości, jaka ogarnia warszawskie ulice 1 sierpnia. Z pola widzenia znikają najbardziej konkretne i przez to najbardziej przerażające fakty (ile razy można je powtarzać?) o śmierci w męczarniach dwustu tysięcy ludzi i zniszczeniu polskiej cywilizacji materialnej. Pamięć o powstaniu, przy pozorach powagi, coraz bardziej zamienia się w happening.

Park Akcji „Burza” (fot. Michał Szlaga)

Francuscy architekci mają dużo szczęścia. Nigdy w życiu nie mieli możliwości zaprojektowania parku pod kopcem w Paryżu, ponieważ w ostatniej wojnie Paryż nie został zniszczony, ani nawet specjalnie uszkodzony. Ocalenie Paryża nie było jakimś przypadkiem. Było rezultatem roztropności społeczeństwa francuskiego i bardzo odpowiedzialnego zachowania jego elit przez cały okres niemieckiej okupacji. Na koniec w mieście wybuchło powstanie, ale w takich warunkach wewnętrznych i międzynarodowych, że wygrana była niemal pewna. Jak sarkastycznie pisze Bronisław Łagowski, Francuzi najpierw zabezpieczyli się z każdej strony, aby w kamienicach przypadkiem szyby nie wypadły z okien, bo szkło było drogie. Polscy architekci mają mniej szczęścia. Historia dała im niepowtarzalną możliwość, że mogą projektować park wśród ruin nasiąkniętych krwią dwustu tysięcy ludzi. Ich praca jest oczywiście skierowana ku życiu, jest bezpretensjonalnym symbolem zwycięstwa życia nad śmiercią. O gruzach miasta mówi w uczciwy, dojrzały, dojmująco konkretny sposób. Tu wszystko jest materialne, pozbawione ideologii. Materialność zniszczeń podana jest wprost, bez heroizacji i upiększania. Te ruiny tu są, można je dotknąć ręką. Jednocześnie park zachwyca witalnością i dobrą energią. Jednak nie jestem w stanie całkowicie poddać się tej aurze. Wychodząc z alei słyszę krzyki; na szczęście to tylko dzieci z opiekunem zmierzają na plac zabaw, śmiejąc się i beztrosko rozrabiając. Opuszczam park zaniepokojony. Czy w przyszłości splot wydarzeń znowu spowoduje, że Polacy, w przeciwieństwie do dojrzałych, roztropnych Francuzów, ponownie skoczą w przepaść, co zawsze tak znakomicie potrafili robić? Wówczas, po kolejnym zrywie albo tragicznym wydarzeniu o zupełnie innym charakterze (bo historia nigdy nie powtarza się dosłownie) kolejne pokolenie będzie wywozić na nowe zwałki nowe tony gruzów, tym razem mariottów, skylinerów, hipsterskich lokali, całkiem nowych mieszkaniówek, wolskich drapaczy chmur i muzeów sztuki nowoczesnej.

Paweł Pięciak

Park Akcji „Burza” pod Kopcem Powstania Warszawskiego, Warszawa, ul. Bartycka

Zespół: pracownia Archigrest: Marcin Maraszek, Maciej Kaufman, Karolina Potębska, Agata Holdenmajer, Natalia Janek, Jerzy Przychodni, Rafał Murawski; pracownia topoScape: Justyna Dziedziejko, Magdalena Wnęk, Joanna Chylak, Anna Sternytska, Agnieszka Tama
Konstrukcja: Konbud – Krzysztof Guraj, Paweł Komorek
Technologia betonu: TBAiS Krzysztof Kuniczuk
Konsultacja fitosocjologiczna: dr hab. inż. Piotr Sikorski
Wystawa historyczna: dr Adam Przywara
Ścieżka przyrodnicza: dr Kasper Jakubowski
Identyfikacja wizualna i projekt graficzny wystaw: Kaja Kusztra
Wielkość: 82 919 m²
Projekt wyłoniony w konkursie (I nagroda): 2019
Projekt: 2020-2021
Budowa: 2021-2023

Galeria Zdjęć