Aktualności / Przewrotna elegancja
Rozmowa z Iwoną Wilczek i Mariuszem Tenczyńskim z pracowni db2 architekci. Zaprojektowany przez nich Gimnazjon (zbudowany w województwie opolskim) otrzymał II równorzędną nagrodę w XXVII konkursie Polski Cement w Architekturze.
– Czym jest Gimnazjon?
Iwona Wilczek: – Zgłaszając obiekt do konkursu, nie wiedzieliśmy, do jakiej kategorii go zaliczyć. Funkcję ma podobną do budynku użyteczności publicznej, ale nim nie jest. Ma służyć prywatnym osobom. Inwestorzy mają na działce kolekcję bardzo dobrych i nagradzanych budynków. Przywiązują wagę do tego, jaka przestrzeń ich otacza i co powstaje na ich terenie. Lubią architekturę współczesną, sporo podróżują, oglądają. To wszystko ma wpływ na ich gust. Można powiedzieć, że kolekcjonują architekturę…
– Działa na wyobraźnię, że ktoś kolekcjonuje architekturę.
Mariusz Tenczyński: – Wszystkie te budynki to bardzo dobre przykłady współczesnej architektury. Najpierw powstał dom i dwa budynki gościnne, potem dom został rozbudowany. Oprócz Gimnazjonu zaprojektowaliśmy też drewnianą stajnię, w której znajdują się pięciogwiazdkowe apartamenty dla koni (śmiech). Był to kolejny budynek do kolekcji, uporządkowany, z pięknym detalem okiennic. Beton się pojawił, ale tylko na posadzce.
IW: – Dom został pięknie rozbudowany przez Małgorzatę i Antoniego Domiczów. Ma charakterystyczną frontową fasadę z bali i szkła, jest kryty dachem dwuspadowym. To, co robią właściciele, to nie jest biznes, tylko hobby, kochają zwierzęta, konie, realizują pasje i marzenia.
MT: – Mieli dwa życzenia. Chcieli mieć duży taras do wypoczynku pod lasem i miejsce do ćwiczeń. Spytaliśmy, co więcej. Odpowiedzieli, że beton, bo lubią beton. Może myśleli, że betonu użyjemy więcej, ale wróciliśmy do pracowni i uznaliśmy, że zaprojektujemy przestronny pawilon, ale betonu użyjemy jak najmniej. Tylko tyle, żeby stanowił konstrukcję, nic więcej. I nie będziemy go zasłaniać. Tak jak zostanie zbudowany, tak ma stać.
– W jaki sposób została zaprojektowana konstrukcja pawilonu?
MT: – Powstały cztery ogromne betonowe ramy wylewane na miejscu. Ich siły równoważą się przeciwko sobie, czyli dwie pracują na jednym kierunku, a dwie prostopadle i to nam daje sztywną konstrukcję, na której został osadzony dach z drewna klejonego. Gimnazjon jest przeszklony dookoła, dzięki czemu uwalnia widok na piękny teren. Taki budynek nie mógłby powstać na innej działce. Byłby bezsensowny. Trzeba mieć bardzo duży teren, żeby sobie pozwolić na tak kompletne przeszklenia.
– Czy Gimnazjon można umieścić w jakimś nurcie architektury? Bardziej go zdefiniować?
IW: – Powstaje teraz trochę prywatnych siłowni, obiektów, które są kolejnymi budynkami na czyjejś działce i przeznaczonymi tylko do ćwiczeń. Zaobserwowaliśmy, że jeszcze piętnaście lat temu takich obiektów nie było w ogóle. Tych prywatnych siłowni jest ciągle na tyle mało, że nie wiem, czy można mówić o nowym typie obiektów. W naszym przypadku punktem wyjścia była funkcja i lokalizacja. To, że byliśmy w miejscu, w którym naprawdę mogliśmy sobie pozwolić na dowolną formę.
MT: – Znam podobne obiekty, zaprojektowane jako mieszkalne. Przykładem podobnego myślenia są budynki Miesa van der Rohe albo Glass House Philipa Johnsona. Największą trudnością w zrobieniu koncepcji było to, że dostaliśmy wolną rękę od inwestora. Oprócz trzech podstawowych informacji, jakie nam dał, nic więcej nie powiedział. Potem czekał rok na kolejne spotkanie. Był bardzo cierpliwy. Zrobiliśmy coś, jak zawsze w naszym przypadku, zgodnego z naszym sumieniem, dlatego projektowanie trwało dość długo. Inwestor jest bardzo skromnym człowiekiem. Zazwyczaj w koncepcjach pojawia się wiele zmian, a tutaj nie. Była prezentacja i natychmiastowa decyzja. „Robimy”. Jak to powiedział? „Trafiony-zatopiony”. To się zdarza bardzo rzadko i wcześniej w przypadku stajni była podobna decyzja: „Natychmiast robimy”.
– Jakie wartości były dla was drogowskazem przy projektowaniu? Jakie rozwiązania są zgodne z waszym sumieniem?
IW: – Na pewno szukaliśmy maksymalnej prostoty rozwiązań, również pewnej modułowości i uproszczenia układu funkcjonalnego do niezbędnego minimum, żeby pawilon miał bardzo lekki charakter, bardzo ponadczasowy, na tym nam zależało najbardziej.
MT: – Nie ma w tym projekcie ani jednego elementu, który byłby dekoracją. Jeżeli używamy drewnianych listew, to w takim celu, żeby tłumić dźwięki. Jeżeli używamy szkła, to po to, żeby zrobiło nam izolację termiczną. Jeżeli robimy dach, to nie przebijamy go kominami i nie psujemy instalacjami, ponieważ ludzie większość czasu spędzają w tym budynku na plecach, ćwicząc, podnosząc różne ciężary, robiąc jakieś ćwiczenia. Na suficie nie ma ani jednej lampy, która by nas oślepiała, wszystkie są zaprojektowane na słupach i dyskretnie skierowane w górę, świecąc światłem odbitym. Sufit jest wykończony deskami ze świerku skandynawskiego, który ma piękny, złoty kolor.
– Konstrukcja pawilonu rzeczywiście wydaje się bardzo lekka.
MT: – Ramy mają 440 cm wysokości i tylko 20 cm grubości. Beton w pawilonie jest zwykłym betonem towarowym, bo z takim wychodzą najlepsze rezultaty. Beton ma wszystko to, co ma mieć, jakieś zacieki plamy, niedoskonałości, które zawsze występują.
– Czy wśród projektów db2 architekci Gimnazjon był z jakiegoś powodu wyjątkowy, czy po prostu mieści się w głównym nurcie waszej działalności?
MT: – Odpowiem tak, jak widzę naszą pracownię. Wszystkie projekty, jakie zrobiliśmy z Iwoną, każdy z osobna, są wyjątkowe, bo rodzą się w ciekawych rozmowach, szkicach, z których wyciągamy wspólny projekt. Zanim do tego dojdzie, szukamy i sprzeczamy się. Nie uznajemy kompromisów, więc jest to zawsze jakaś walka. Potem jest życie, które toczy się w ten sposób, że nasze pomysły nie zawsze spotykają się z realizacją. Gimnazjon jest przykładem projektu, który udało się zbudować.
– Wiele innych również udało się zbudować.
IW: – Chodzi o realizację zgodną z projektem; kompleksową realizację, w której doprowadzamy budynek do takiego etapu, że jesteśmy z niego dumni. Wiele projektów kończy się na jakimś wcześniejszym etapie, gdy okazuje się, że nasz gust i gust inwestora nie idą tą samą drogą.
– Betonowy dom pod Opolem w 2016 roku otrzymał nagrodę w konkursie Polski Cement w Architekturze. Minęło osiem lat, stąd pytanie, czy dom przysporzył wam kolejnych klientów?
IW: – Mieliśmy różne spotkania i trochę więcej zapytań, bo dom przewinął się przez telewizję, a telewizja jest medium, które dociera do największej ilości ludzi. Mamy projekty, które są pewnym pokłosiem domu betonowego, ale jeszcze ich nie pokazujemy. Jak mówiłam, od etapu koncepcji do realizacji jest długa droga. Tu wiele rzeczy musi się spotkać i zgrać. Musi być dobry wykonawca i przede wszystkim wsparcie inwestora.
– Wróćmy do waszych początków w architekturze. Skąd się wywodzicie? Gdzie się kształciliście?
IW: – Oboje pochodzimy z Opola. Nie mam w rodzinie tradycji architektonicznych. Pojechałam na studia do Wrocławia i potem wyjechałam na stypendium do Drezna. Byłam tam rok i muszę powiedzieć, że nauczyłam się bardzo dużo. Wróciłam do Opola, szukałam pracy i trafiłam do pracowni Małgorzaty i Antoniego Domiczów, gdzie poznałam Mariusza.
MT: – Moi rodzice pracowali w biurze projektowym, więc po lekcjach jeździłem do biura i obserwowałem pracę architektów. Potem musiałem podjąć decyzję o wyborze uczelni. Wybrałem Politechnikę Śląską w Gliwicach, ponieważ w Architekturze-Murator ukazał się artykuł, który pokazywał osiągnięcia studentów architektury w Polsce. Chyba jeden projekt był z Politechniki Warszawskiej i trzy z Politechniki Śląskiej. Pomyślałem, że to musi być jakaś superszkoła, skoro zrobili aż trzy konkursy. Potem było pięć lat przygody i myślę, że jeżeli mówi się o zjawisku, które nazywa się śląską szkołą architektury, to bardzo bym chciał być jej częścią.
– Jak Pan rozumie śląską szkołę architektury?
MT: – Przede wszystkim chodzi o dyskusję. Na zajęciach, zanim zaczęło się robić jakieś szkice, były bardzo dobre dyskusje z prowadzącym, polegające na szukaniu idei. Jeżeli na początku nie ma idei, projektu się nie zbuduje. Prowadzący pytał: „Czy masz już pomysł? Jeżeli nie, myśl dalej”. Na budynek trzeba mieć pomysł i zawsze to powtarzamy. Bez logicznego pomysłu robimy tylko budownictwo, które nie będzie się niczym różniło od kolejnych murków, słupków i obiektów, które coś podpierają. Niedawno do naszego zespołu dołączył absolwent Politechniki Śląskiej i widzę, że ten sposób nauczania nie zmienił się.
– Co Panią kształtowało w okresie, w którym formuje się osobowość architekta?
IW: – Dużo dał mi wyjazd do Drezna, gdzie spotkałam się z innymi metodami nauczania. U nas prawie nie zapraszano na wykłady czynnych architektów, a tam było to normą, standardem. Uczelnia w Dreźnie miała dwóch profesorów, którzy byli szefami katedr i jednocześnie właścicielami dużych pracowni. I w tych dwóch katedrach robiłam dwa główne projekty semestralne. To było coś, czego do tej pory nie ma w Polsce, że wyższa uczelnia sama zabiega o architektów praktyków, żeby duże nazwiska zwabiały najlepszych studentów. O prestiżu uczelni świadczy, że uznany architekt jest wykładowcą. Uważam ten sposób myślenia za bardzo słuszny. Ustawa daje możliwość zatrudniania architektów praktyków, ale uczelnie na tym nie zyskują. Pracuję na Politechnice Opolskiej, gdzie robimy spotkania, na które zapraszamy architektów z Polski i zagranicy. Opowiadają oni o swoich projektach, wygranych konkursach, doświadczeniach związanych z pracą zawodową. Myślę, że tacy ludzie są magnesem dla studentów. Miałam to w Dreźnie już w 2000 roku.
– Od czego zaczęliście samodzielną przygodę z architekturą?
IW: – Naszą pierwszą realizacją był dom jednorodzinny dla, myślę, dość odważnej kobiety, która nam zaufała jako bardzo młodym ludziom. To był 2003 rok. Zaprojektowaliśmy współczesną wersję śląskiej stodoły. Po jednej stronie dom miał tak duże okna, że wielu wykonawców odmówiło, nie chciało się podjąć realizacji. Poznaliśmy wtedy odważnego stolarza, który podjął się zrobić stolarkę do tego domu. Przyjaźnimy się z nim do dzisiaj.
MT: – Pod Opolem najczęściej obowiązują miejscowe plany z wymogiem dachu pod kątem 45 stopni. Tak kiedyś wyglądała podopolska wieś i takich domów jest pełno, jest to charakterystyczny wyznacznik okolicy. Nasz projekt był z jednej strony klasycznym śląskim domem, a z drugiej strony – domem bez ściany, za to z wielkim oknem. Gdy kilka lat później wygraliśmy konkurs na budynek muzeum wsi opolskiej, tak naprawdę było to pokłosiem doświadczeń, jakie nabraliśmy przy projektowaniu tego i innych domów.
– W waszej twórczości rysują się dwa nurty: związany z lokalną tradycją budowania i związany z tworzeniem modernistycznej formy. Oczywiście upraszczam.
MT: – Wyjaśnienie jest bardzo proste. Wszystko, co robimy, wynika z lokalizacji, z miejsca, z kontekstu.
– Mówiąc o betonowym domu, zwrócił Pan kiedyś uwagę na rolę, jaką w tej historii odegrał inwestor. Podkreślał Pan z naciskiem, że był to Mecenas architektury przez duże M.
MT: – Architektura w największym stopniu zależy od inwestorów, nie od architektów. Architekci zawsze będą się starać i dadzą z siebie wszystko, żeby budynki były jak najlepsze, ale jeżeli z drugiej strony nie ma współpracy i zrozumienia, nic z tego nie będzie.
IW: – Mieliśmy sojusznika, któremu zależało na równi z nami. Do tej pory ich podziwiam, bo to jest małżeństwo, że nie odpuścili, rozumieli wagę każdego detalu i wiedzieli, że po drodze nic nie można odpuszczać. Budowa była bardzo trudna i dla nas, i dla nich.
– Warto przypomnieć, że z ich inicjatywy został wybrany podstawowy materiał budowlany. To oni zdecydowali, że dom powstanie z betonu.
MT: – Tak. Na pierwszej liście życzeń pojawił się beton, więc wybraliśmy się na wycieczkę, żeby zobaczyć znakomite przykłady architektury betonowej. Byliśmy głównie w Szwajcarii i wróciliśmy zadowoleni, bo zobaczyliśmy, że w Polsce betony są lepiej lane niż tam. Widzieliśmy świetne przykłady architektury, której nie ma w czasopismach, nie ma w publikacjach.
IW: – Takie rozpoznanie było konieczne przed zabraniem się do pracy. Koncepcja domu powstawała chyba rok, były regularne spotkania i do pewnych decyzji musieliśmy wspólnie dojrzeć.
MT: – Ważną rzeczą jest użycie materiałów, które się dobrze starzeją. Lubię patrzeć na nasze budynki po pięciu-dziesięciu latach i obserwować, jak wygląda proces starzenia. Tam, gdzie nie było kompromisów, gdzie był użyty dobry materiał, gdzie nie było bezsensownych oszczędności, budynki ciągle wyglądają dobrze.
– Czy w projekcie domu pod Opolem znajdziemy nietypowe rozwiązania konstrukcyjne?
MT: – Pracowaliśmy ze świetnym konstruktorem, tym samym, co przy Gimnazjonie. Wyzwaniem była rozpiętość osiemnastu metrów, gdzie nie ma żadnej podpórki. Wisi na tym całe piętro, więc żeby stolarka mogła pracować, tolerancja odgięcia była dwa milimetry i to zostało spełnione. Nie było żadnego odgięcia, budynek po zdjęciu szalunków nawet się nie ruszył – bo to jest most.
– Do drugiego nurtu waszej twórczości, inspirowanego lokalną tradycją, można zaliczyć budynek Muzeum Wsi Opolskiej z 2008 roku.
IW: – Idea projektu polegała na tym, że wzięliśmy układ funkcjonalny tradycyjnej śląskiej chałupy, w której są izba biała i izba czarna połączone sienią przelotową. Izba czarna jest przeznaczona dla domowników na co dzień. Izba biała jest używana od święta, gdy przychodzą goście. W naszym budynku izba czarna jest częścią dla pracowników, gdzie mają swoje biura, natomiast izba biała jest częścią dla gości, gdzie mamy salę konferencyjną, w której muzeum organizuje warsztaty i spotkania. Forma jest archetypem, ubraliśmy ją w skórę z tradycyjnego gontu, ale elewacjom daliśmy współczesny charakter.
– Wynotowałem sobie zdanie: „architektura istnieje tylko w przeżytym doświadczeniu, opartym na osobistym spotkaniu z dziełem”. Czy zmysłowy kontakt z architekturą to Pani credo?
IW: – I credo, i nasze przekonanie, że architekturę doświadcza się przez całe życie, że ona wpływa na życie nawet wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jedyną drogą, żeby poznać dzieło, żeby je zrozumieć i poczuć, jest bezpośredni kontakt. Wielokrotnie przekonałam się, że sesje zdjęciowe w magazynach nie oddają rzeczywistości, dlatego jeździmy, jeśli tylko możemy, żeby wyrobić sobie własne zdanie na temat architektury. Najważniejsze jest to, że każdy budynek jest osadzony w kontekście i od umiejętności architekta zależy, czy potrafi ten kontekst rozegrać i wydobyć, żeby architektura wybrzmiała i wzbogaciła miejsce.
– Czym jest „przewrotna elegancja”? Pani Iwona kiedyś określiła w ten sposób wnętrza betonowego domu.
IW: – Przewrotna elegancja to dbałość o detal i stosowanie naturalnych materiałów, które się pięknie starzeją. Przewrotność polega na tym, że zastosowane przez nas beton i blacha nie kojarzą się zwykle z wnętrzami mieszkalnymi. To również przestrzeń o dobrych proporcjach, pozbawiona zbędnych detali i ozdób.
– Czy w najbliższym czasie z pracowni wyjdzie realizacja z betonem w roli głównej?
IW: – Tak. W zabytkowym kościele ewangelickim w Ozimku projektujemy betonowe kolumbarium. Kościół jest projektu Karla F. Schinkla, a parafia ma problem z jego utrzymaniem. Funkcja sakralna będzie zachowana, zrobimy kompleksową renowację kościoła, a wewnątrz staną segmenty, w których będzie około czterysta nisz na urny.
MT: – Mamy już zgody konserwatorskie i jesteśmy przed próbnymi odlewami. Będziemy robić odlewy surowe i polerowane, żeby uzyskać połysk na tablicach epitafijnych. Podchodzimy do tego jak do obróbki kamienia.
IW: – Kolejną rzeczą jest w stu procentach betonowy dom jednorodzinny z prefabrykatów. Wie pan, z czym mamy największy problem? Z wykonawcą. Nikt nie chce go robić. Dwóch polecanych wykonawców odmówiło, bo mają dość indywidualnych realizacji z betonu.
MT: – Odwiedziliśmy firmę, która mogłaby dom sprefabrykować, ale usłyszeliśmy: „Dajcie spokój, nie chcemy słyszeć o domkach… gdyby to była hala albo obiekt przemysłowy”. Pytam, czy w ogóle nie ma szans. Powiedzieli, że jak zrobimy projekt, który będzie miał same proste i powtarzalne elementy, to tak, ale nadal to będzie drogie. I my robimy projekt składający się w stu procentach z pięciu elementów.
– Jesteście związani ze Śląskiem Opolskim. Który budynek w regionie uważacie za szczególnie wartościowy, inspirujący albo który zwyczajnie lubicie?
IW: – Ceglaną szkołę w Opolu-Szczepanowicach, do której chodziłam jako dziecko w klasach jeden-trzy. Była to stara szkoła tamtej dzielnicy, parterowy budynek z dwuspadowym dachem, klasyczny, w całości zbudowany z cegły, z białą drewnianą stolarką. W środku były dwie klasy i hol. Nic wyjątkowego, ale pamiętam, że uwielbialiśmy ten budynek, który był w skali absolutnie właściwej dla małego człowieka. Z architektury współczesnej wielkie wrażenie zrobił na mnie kościół Stanisława Niemczyka w Tychach. Byłam tam raz i bardzo dobrze go pamiętam.
– A co Pan by wybrał dla siebie z Opola lub okolic?
MT: – (długie milczenie) Budynków, w których z osobna coś lubię, jest więcej… Jak przyjeżdżają nas odwiedzić koledzy architekci, zabieramy ich na miasto i pokazujemy co najmniej trzy budynki, takie klasyki, ale to chyba nie są te budynki, które dla mnie są ważne… Najbliżej jest mi do gór i architektury z okolic Zakopanego. Uwielbiam schronisko na hali Kondratowej, jest tam drewno, skala człowieka i odpowiednie proporcje. To miejsce pod każdym względem mile mi się kojarzy. Jeżdżę tam regularnie od dwudziestego roku życia do dzisiaj. Po Tatrach chodzę wzdłuż i wszerz i ze wszystkich obiektów, jakie odwiedzam, bo chodzę od schroniska do schroniska, hala Kondratowa wygrywa. Jest tam ciepło, przytulnie, pachnie herbatą. To jest właśnie to wspomnienie.
– Dziękuję za rozmowę.
Paweł Pięciak
Iwona Wilczek
Architektka. Absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej (dyplom 2002), stypendystka Technische Universität Dresden. Od 2016 r. uczy projektowania architektury na Politechnice Opolskiej. W 2023 r. uzyskała stopień doktora na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Od 2009 r. zaangażowana w działalność na rzecz Stowarzyszenia Architektów Polskich, sędzia konkursowa.
Mariusz Tenczyński
Architekt. Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach (dyplom 2001). W latach 2010-2017 uczył projektowania architektury na Politechnice Opolskiej. Od 2009 r. zaangażowany w działalność na rzecz Stowarzyszenia Architektów Polskich, sędzia konkursowy, wiceprezes oddziału opolskiego.
Od 2003 r. prowadzą w Opolu pracownię db2 architekci. Zajmują się architekturą, projektują w harmonii z otoczeniem, analizując konteksty przestrzenny i funkcjonalny miejsca. Koncentrują się na poszukiwaniu logicznych rozwiązań wynikających z indywidualnego podejścia do każdego tematu projektowego. Pracownia specjalizuje się w indywidualnych zleceniach, w których istotna jest jakość architektury. Laureaci konkursów architektonicznych. Ich realizacje znalazły się w wielu publikacjach polskich i zagranicznych.
Za budynek administracyjno-recepcyjny Muzeum Wsi Opolskiej otrzymali Nagrodę Roku SARP 2008 oraz Nagrodę Roku SARP za najlepszy obiekt architektoniczny wzniesiony ze środków publicznych. Budynek był również nominowany do Mies van der Rohe Award 2009. Dom pod Opolem otrzymał w 2016 roku II nagrodę w konkursie Polski Cement w Architekturze. Oba budynki są finalistami konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE (edycje VII i IX). Realizacja pawilonu Gimnazjon zdobyła II nagrodę w konkursie Polski Cement w Architekturze, była też nominowana do Nagrody Roku SARP 2023.