Aktualności / Monument, monolit, memento

Monument, monolit, memento

Najpierw słyszy się stukot własnych butów na stalowych płytach, którymi wyłożono betonowy krużganek. Głos jest wyraźny i głuchy. Echo niesie go między surowymi ścianami. W półmroku majaczą wejścia prowadzące gdzieś głębiej. Przez jedną z bram wybitych w ponadmetrowej grubości betonowym murze wchodzimy do wnętrza. Grobowca? Mauzoleum? Monumentu? W betonowej komnacie-sarkofagu nie ma nic, żadnej muzealnej ekspozycji, tylko nieruchome płomienie świec na ścianach. Jeden z nich łopoce, poruszany oddechem. To głos świadka, który składa relację. Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy zdobyła pierwszą nagrodę w XXVII konkursie Polski Cement w Architekturze.

Pamiętanie bywa cnotą, lecz gdy przyjrzeć się bliżej mechanizmowi pamięci, można zauważyć, że wraz z upływem czasu rozmywają się gdzieś rzeczywiste kontury zjawisk, zaciera prawdziwa hierarchia zdarzeń i wartości. Człowiek filtruje dawno zapamiętane chwile przez późniejsze doświadczenia, ale – co może ważniejsze – również przez zbiorowe emocje, wyobrażenia i idee, które dominują i kształtują jego duchowy pejzaż w późniejszych dekadach. Istnieje zjawisko określane jako pamięć zbiorowa, która w jeszcze większym stopniu jest uzależniona, w dobrym i w złym, od ducha aktualnie panujących czasów. W rezultacie to, co dla konkretnego człowieka w konkretnej historii było naprawdę ważne, po latach, w zbiorowej pamięci blednie lub zanika, a na pierwszy plan wysuwają się składniki mniej istotne, czasem zgoła marginalne. Z upływem lat pamięć może mieć coraz mniej wspólnego z autentycznymi przeżyciami. W kontekście nagrody Polski Cement w Architekturze dla Izby Pamięci trzeba napisać dwa słowa o współczesnej pamięci związanej z powstaniem warszawskim. Jest to temat delikatny, wymagający ostrożnego oświetlenia. Po 1989 roku powoli, lecz bardzo systematycznie, rok po roku, rosło znaczenie powstania w świadomości najpierw warszawiaków, później być może większości Polaków, stając się, już w XXI wieku, czymś na kształt mitu założycielskiego prawdziwie wolnej Polski. Proces ten miał konkretne przyczyny. Były nią lata najpierw prześladowań, potem przemilczeń i niedomówień, czyli polityki, jaką wobec tradycji akowskiej i niepodległościowej stosowały władze komunistyczne. Wprawdzie po 1956 roku tradycji akowskich nie zwalczano bezpośrednio, a nawet były próby włączenia jej do oficjalnej polityki historycznej PRL-u, jednak pierwsze godne tego miana uroczystości w rocznicę powstania odbyły się dopiero po zmianie ustroju. Dopiero w 1989 roku mógł powstać na placu Krasińskich pomnik poświęcony powstaniu. Gdy w 2004 roku na Woli zostało otwarte Muzeum Powstania Warszawskiego, proces przywracania pamięci o sierpniowym zrywie zaczął osiągać apogeum. Okazało się jednak, że jest to pamięć jednostronna. Wprawdzie w muzeum nie brakuje świadectw, które w każdym człowieku powinny budzić grozę; obrazów śmierci i zagłady miasta, ale z jakichś przyczyn te przerażające świadectwa, będące jasną przestrogą dla dziś żyjących pokoleń, nie zapadają w pamięć tak mocno, jak przesłanie o sześćdziesięciu trzech dniach wspaniałej walki Polaków o wolność. Walki i ofiary za wszelką cenę; koniecznej, celowej, wręcz… radosnej. Powinno dawać do myślenia wydarzenie, jakiego jesteśmy świadkami każdego 1 sierpnia wieczorem, gdy na wypełnionym po brzegi placu Piłsudskiego kilkadziesiąt tysięcy ludzi, z uśmiechniętymi dziećmi na ramionach, śpiewa powstańcze piosenki. Atmosfera wieczoru jest podniosła, ale przede wszystkim entuzjastyczna, pełna otuchy i zapału. Czy przyglądając się temu nie można odnieść wrażenia, że dziś z równym entuzjazmem i bez chwili refleksji bylibyśmy gotowi powtórzyć tę bezprecedensową w skali świata hekatombę? Z pewnością powstanie warszawskie uległo procesowi niebezpiecznej mitologizacji. Bezpośrednie świadectwa koszmaru wyraźnie przegrywają ze sferą bezcielesnych metafor i pięknych symboli. Ideę zbudowania Izby Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy interpretuję, może nie w pełni zgodnie z intencjami jej pomysłodawców, jako (nienachalną) przeciwwagę dla wyłącznie heroicznej opowieści o sierpniowym zrywie. W tym widzę istotny sens tej poruszającej inicjatywy.

Izba Pamięci powstała przy cmentarzu na Woli (jego trudną historię przybliżam w sąsiednim artykule). W konkursie architektonicznym wiosną 2015 roku wzięło udział ponad sto zespołów. Oglądając niektóre prace można odnieść wrażenie, że projektanci nie do końca zrozumieli powagę tematu; na jednym z projektów widać ażurowy parkowy pawilon, współczesną rekreacyjną altanę, przez którą można kontemplować sąsiedni park. Konkurs szczęśliwie wygrała koncepcja o skrajnie odmiennym charakterze, obiekt, cytując jego autorów: „ciężki, brutalny, przemawiający swoją materią”. Aby dostać się do Izby Pamięci, najlepiej wejść na teren cmentarza od strony przystanków tramwajowych przy ulicy Wolskiej. Równolegle do niej stoi pawilon frontowy, parterowy betonowy budynek z bramą, która zaprasza i kieruje wchodzących w głąb alei. Już w tym miejscu widać, że Izba wyznacza fizyczną granicę między miastem a cmentarzem, pełniąc rolę urbanistyczną; dopełniając i konkretyzując w przestrzeni pierwotny projekt nekropolii sprzed ponad siedemdziesięciu lat. Paradoksem wolskiej nekropolii jest bowiem, że od początku istnienia, a w praktyce do dnia dzisiejszego, nie miała i nie ma ściśle wyznaczonych granic. To zaniedbanie wynika z burzliwej historii miejsca, a przede wszystkim z porzucenia przez polskie władze w późnych latach 40. pierwotnej koncepcji urbanistycznej, jaką mieli realizować Romuald Gutt i Alina Scholtz. Dopiero w ostatnich piętnastu latach podjęto starania, aby uczytelnić teren cmentarza i Izba wpisuje się w ten proces. Jednak w warunkach konkursu nawet w przybliżeniu nie wskazano miejsca, w jakim budynek ma stanąć. Do dyspozycji architektów przeznaczono cały teren cmentarza z parkiem. Przygotowując konkursowy projekt Piotr Bujnowski i Maciej Koczocik przeprowadzili kwerendę źródeł oraz organizowali wizje lokalne, aby być w zgodzie z tym, co kiedyś proponowali autorzy cmentarza. Odnaleźli lub wykreowali aleję prostopadłą w stosunku do centralnej alei cmentarnej, dokładnie w linii umownej granicy między cmentarzem a parkiem.

Pawilon wejściowy pełni rolę obsługującą, służebną dla głównego budynku Izby; w księgarni można zaopatrzyć się w publikacje Muzeum Warszawy i różne informatory. Mieszczą się tu funkcje, które „nie licują” z wymową obiektu, do którego zdążamy. Wchodzimy na ścieżkę, nazwaną Drogą Pamięci, mijając po prawej ręce Mur Pamięci. Mur jest drugą ważną częścią założenia. Na pięciu betonowych segmentach (szósty i siódmy segment są na razie niewidoczne, stoją po drugiej stronie Izby) przytwierdzono 93240 mosiężnych tabliczek. Na 62 tysiącach znajdują się imiona i nazwiska zidentyfikowanych ofiar. Inne pozostają puste, jakby w oczekiwaniu na treść. Co ważne – puste tabliczki są systematycznie wymieniane, uzupełniane o nowe nazwiska. Jeszcze na początku XXI wieku znano z imienia i nazwiska około 3300 ludzi pochowanych na cmentarzu. Dzięki pracy badawczej, prowadzonej przez kilka warszawskich instytucji, stale powiększa się lista zidentyfikowanych ofiar, a w Internecie lista jest systematycznie aktualizowana. Ta godna pochwały inicjatywa zakreśla coraz szersze kręgi. Muzeum Warszawy zachęca mieszkańców do dzielenia się dokumentami z domowych archiwów i rodzinnymi przekazami. Być może w chwili oddania tego tekstu do druku, kolejne bezimienne miejsca na Murze Pamięci zostały wymienione na tabliczki z imionami i nazwiskami. O ludziach tych można powiedzieć, że zostali „wydobyci z niepamięci”. W zachowanych księgach cmentarnych i innych dokumentach pojawia się (przywoływana w licznych publikacjach) liczba 104105 pochowanych. Liczba ta jest oczywiście nieprawdziwa. Powstała na skutek metodologicznego nieporozumienia, ponieważ nie znamy i nie jesteśmy w stanie ustalić dokładnej liczby pochowanych, często bezimiennych i leżących w zbiorowych grobach. Tym większe znaczenie ma „zwrócenie tożsamości” tym, których nazwiska da się, dzięki żmudnej pracy, ustalić.

W momencie zbliżania się do pawilonu, zamiast od razu wchodzić do środka, warto zatrzymać się, zawrócić, na chwilę odbić w bok, zrobić kilka kroków w prawo, stanąć między drzewami i z tego miejsca poczuć ciężar monolitycznego budynku. Zastanawiające jest jego oddziaływanie na otoczenie. Wysoka na cztery metry boczna betonowa ściana nie ma okien. Tylko w kilku miejscach przecina ją rytm wąziutkich pionowych szczelin. Nad budynkiem lewituje płaski dach z zawiniętą attyką. Nieruchoma listopadowa pogoda pogłębia w nas nastrój przygnębienia, ale okazuje się, że architektom chodziło o coś więcej. Projektując fakturę zewnętrznych ścian myśleli o innej porze roku, o słonecznym świetle, które pada na mury pod różnymi kątami w różnych porach dnia. Mają znaczenie sąsiednie drzewa poruszane wiatrem i cienie gałęzi układające się na ścianach. Cała dynamika przyrody, będącej z zasady w wiecznym ruchu; zmienna, zwycięska, witalna, jest przesłanką za triumfem życia, nie śmierci. Architekci wykorzystują napięcie, istniejące między krańcowo różnymi zjawiskami. Wykorzystują opozycje ruchu i bezruchu, czasu i bezczasu, niemych ścian i rozgadanej natury. W zwierciadle życia przegląda się śmierć, a w zwierciadle śmierci życie – to nośna i zrozumiała metafora. Pamiętając o niej, ponieważ zaraz wróci w nowej odsłonie, przekraczamy próg Izby Pamięci. Najpierw idziemy po pordzewiałych stalowych płytach, na których buty zostawiają ślad. Jeżeli, jak się zakłada, Izbę odwiedzą setki, tysiące ludzi, może dziesiątki tysięcy w ciągu kilkudziesięciu lat, na posadzce zostanie po nich trwały znak. Można go będzie porównać – przy zachowaniu wszelkich proporcji – do śladów, jakie pozostały na kamieniach, z których budowano schody w dawnych świątyniach, miejscach pielgrzymkowych czy budynkach o bardzo długim rodowodzie. W tych miejscach, w wyraźnie startych kamieniach, schodach i posadzkach, gromadzi się pamięć o wszystkich, którzy kiedykolwiek przeszli tymi drogami. Na historię, zapisaną w zużywającym się materiale, złożyły się całe pokolenia. Architekci Izby Pamięci rozumowali właśnie w tych kategoriach. Na własny użytek wypracowali dwie definicje pamięci, które były bazą, punktem startu i punktem opacia dla rozwiązań przestrzennych i materiałowych. Chodzi o pamięć trwałą i pamięć chwilową. Pamięć trwała to coś, co może zostać zapisane w materiale budowlanym, który starzeje się pod wpływem różnych czynników, ale jest to proces naturalny i oczekiwany. Materiał, z którego budujemy, powinien starzeć się godnie, powoli i dostojnie. Śladów tego procesu nie trzeba ukrywać. Starzenie się nie musi ubliżać architekturze. Solidny budulec nie traci, podlegając temu procesowi. Aby zrealizować ideę pamięci trwałej architekci wybrali dwa materiały, przede wszystkim beton jako podstawowy budulec, oraz wspomnianą stal. Są to materiały z jednej strony niewzruszone, dostojne, z drugiej – podlegające widocznemu procesowi starzenia, który u ludzi jest przede wszystkim procesem zbierania doświadczeń. Może ideę nabierania mądrości z upływem czasu można czasem odnieść do architektury… Drugim pojęciem wypracowanym przez projektantów jest pamięć chwilowa. W tym przypadku nie chodzi o pamięć w sensie ścisłym, ale o zjawiska, które trwają przez chwilę, po czym znikają. Mowa o wrażeniach odbieranych przez zmysły. Idąc po metalowych płytach (we wnętrzu płyty nie są rdzawe, lecz czarne) słyszy się głuchy odgłos własnych kroków. Stukot jest głośny, niesie go echo, ponieważ, jak najbardziej celowo, pod posadzką znajduje się metrowa pustka powietrzna, która zwielokrotnia odgłosy. Taką posadzką zostały wyłożone krużganki, korytarze, cała przestrzeń, która otacza centralnie położoną Salę Świadectw.

W krużganku panuje półmrok; jedynym źródłem światła są wąskie szczeliny w zewnętrznym murze i linia przeszklenia, która biegnie między zwieńczeniem murów a podniesionym dachem. Ktoś zwrócił uwagę, że w budynku panuje atmosfera sakralna, nie odwołująca się do symboli religijnych i jest w tym wiele racji. W półmroku majaczą wejścia, wykute bramy, które prowadzą gdzieś głębiej. Przechodząc przez nie, nie sposób nie zauważyć ponadmetrowej grubości ścian, z których powstał wewnętrzny pierścień Izby. Znaleźliśmy się w centralnej sali, komnacie, sercu monumentu albo komorze grobowej bez grobu. Korytarz, który otacza salę jak ambit, odcina ją od zewnętrznych bodźców, przede wszystkim dźwięków. Ciekawa rzecz, także rytm kroków na płytach nagle znika; posadzka w krypcie została ułożona na specjalnych podkładkach, które celowo tłumią rezonans. Sala jest pusta. Może wymarła. Nie ma w niej żadnych eksponatów, dokumentów, żadnej muzealnej ekspozycji. W pierwszych etapach pracy nad koncepcją Izby, które rodziły się w Muzeum Warszawy, wystawa miała się pojawić. Z pomysłu szczęśliwie zrezygnowano. W sali zaistniał projekt artysty Krzysztofa Wodiczki, operujący jedynie światłem i głosem. Na ścianach jarzą się wielkie płomienie świec albo zniczy. Wszystkie są nieruchome, poza jednym, który porusza się pod wpływem czyjegoś oddechu. Tym oddechem jest opowieść świadka historii. Krzysztof Wodiczko w 2022 roku nagrał relację kilkunastu ludzi. Niektórzy przeżyli powstanie warszawskie (dziś, ze względu na wiek, można ich nazwać ostatnimi żyjącymi świadkami); są też relacje kolejnego pokolenia. Na plan pierwszy wspomnień wysuwają się wszechobecne śmierć i lęk. Porusza się płomień: „I wuj zobaczył ciało swojej siostry a mojej babci leżące (…) przy leju po bombie. Niestety nie mógł (…) ani na chwilę się zatrzymać przy niej, ponieważ miał rozkaz (…) wycofywania się z miejsca, gdzie stacjonował”. Łopoce kolejny płomień: „To wszystko widzę (…) w zakrystii prawdopodobnie, kawałek czaszki ludzkiej z włosami, przyklejona, widocznie roztrzaskała się (…) tak jak na klej by ktoś przykleił”. Kolejny płomień: „Ja do tej pory to pamiętam. I to jest trochę nieznośne, że to tyle lat i człowiek zupełnie, tak jakby wczoraj to wszystko się stało. Że ja nie zwariowałem to cud”. Z długich nagrań, jakie przeprowadził Wodiczko, na potrzeby instalacji wybrał fragmenty trwające kilkadziesiąt sekund. Wśród nich jest świadectwo Wandy Traczyk-Stawskiej, żołnierza Szarych Szeregów. To ona poświęciła wiele lat staraniom o wydobycie z zapomnienia wolskiego cmentarza i była jednym z inicjatorów powstania Izby Pamięci. Mocną nutą relacji jest pamięć nieheroiczna, za to pełna bólu, cierpienia i troski. Wsłuchanie się w sens wszystkich głosów wymaga koncentracji; jest to zadanie, którego doświadcza się w samotności. Grupy szkolne, wycieczki czy uczestnicy rocznicowych uroczystości, jako zbiorowość, raczej nie są w stanie osiągnąć koniecznego poziomu skupienia; może to być pewnym wyzwaniem dla Muzeum Warszawy, organizatora miejsca pamięci.

Współautor projektu Izby arch. Maciej Koczocik: – Mierzyliśmy się z czymś tak wielkim, jak niezrealizowana koncepcja Romualda Gutta i Aliny Scholtz. W ich projekcie na cmentarzu miała być zbudowana krypta-kaplica z prochami. Miał to być wielki sarkofag. Samo słowo krypta nakręcało tematykę związaną z pamięcią. Było to mistyczne, że wracaliśmy do korzeni niezrealizowanego projektu. Nasze podejście było takie, że budynek Izby Pamięci jest wielką żelbetową rzeźbą, a to, co dzieje się we wnętrzach, można nazwać duszą w ciele. Dopiero teraz, gdy w środku powstała audiowizualna instalacja, możemy powiedzieć, że dzieło jest zakończone. Budynek inaczej działa, inaczej pulsuje w przestrzeni jako sama bryła, a inaczej, gdy dostaje wewnętrzną treść. Wtedy już nie jest jedynie skorupą. Ma w sobie coś więcej.

W sarkofagu stoimy odcięci od świata, ale chyba nie pozbawieni nadziei. Przez strop stara się przebić bardzo słaba poświata. To małe punkty, świetliki „przebite” w dachu (jest ich dziewięćdziesiąt sześć); przez nie światło dzienne przedostaje się do sali. Wpadając do wnętrza, światło przechodzi przez półmetrowej grubości konstrukcję dachu; umożliwia to skomplikowany system szkieł i soczewek. Poświata jest silniejsza bądź słabsza, a jej intensywność zależy od pogody, pory roku i pory dnia. Z sali wracamy na krużganki, przechodząc przez jedną z czterech bram. Mimo że Izba Pamięci jest małym obiektem, w krużganku-korytarzu, otaczającym Salę Świadectw, można (przynajmniej przez moment) poczuć, że znaleźliśmy się w jakimś pierwotnym labiryncie, w którym można się zgubić. Drugie odczucie – że metryka budynku ma co najmniej kilkaset lat. Na to wrażenie składają się (pół na pół) rozwiązania przestrzenne i materiały budowlane. Z Izby Pamięci wychodzimy północnym wyjściem, które kieruje bezpośrednio na Cmentarz Powstańców Warszawy. Tym razem po lewej ręce mijamy ostatnie dwa segmenty Muru Pamięci z nazwiskami ofiar i pustymi tabliczkami, czekającymi na uzupełnienie. Wchodzimy na cmentarz, niedokończone dzieło Gutta i Scholtzówny. Na koniec zaznaczmy, że architekci Izby Pamięci w wielu punktach odwołują się do dorobku twórczego profesora Gutta, a nad budynkiem unosi się dobry duch wielkiego warszawskiego architekta. W tym miejscu teza o dobroczynnych skutkach ciągłości pokoleń jest pełna treści i sensu.

Paweł Pięciak

*******

Budynek Izby Pamięci funkcjonalnie składa się z czterech części, rozplanowanych między dwoma równoległymi do siebie masywnymi murami. Najbliżej ulicy Wolskiej (południowa część budynku) znajduje się część edukacyjna z małą salą, w której można zapoznać się z historią cmentarza i zobaczyć film z przesłaniem Wandy Traczyk-Stawskiej. Pomieszczenie jest przeznaczone na spotkania, odczyty, prelekcje i zajęcia z grupami, np. młodzieży szkolnej. Symetrycznie wobec sali edukacyjnej została zaprojektowana część magazynowa i techniczna. Najważniejsza pod względem ideowym, trzecia część Izby to duża Sala Świadectw, otoczona z czterech stron korytarzem (obejściem). Ostatnia część budynku (przy północnym wyjściu) to zaplecze sanitarne i przestrzeń przeznaczona dla obsługi. Integralnymi elementami Izby Pamięci są pawilon wejściowy oraz Mur Pamięci. Projekt ewoluował, jeśli chodzi o technologię wykonania. Ideą Izby Pamięci było uzyskanie wrażenia budowli pierwotnej, majestatycznej, pomnikowej. Jednocześnie takiej, w której jest uwidoczniony sam proces budowy i materiały, podlegające procesowi starzenia i przemiany. Budynek powstał z betonu, którego struktura i wygląd przypominają znaną od tysięcy lat technologię ubijanej ziemi. Obiekty wykonane w technologii rammet earth spotyka się m.in. na południu Europy i w krajach o bardzo ciepłym klimacie. Cechą tych konstrukcji jest surowy, pierwotny wygląd i wyraźnie widoczny układ warstw ręcznie ubijanego materiału, współcześnie stabilizowanego np. cementem. Mury, które powstają w technologii ubijanej ziemi, mają nawet metr grubości, a wiele takich konstrukcji nie posiada zbrojenia. Układ warstw w ścianach jest nieregularny, podobnie jak ich kolorystyka. Materiały przeznaczone na budowę przeważnie pochodzą z najbliższego sąsiedztwa, a budowla sprawia wrażenie, jakby powstała z materiałów wydobytych prosto z ziemi. Technologią, dzięki której można uzyskać walory wizualne najbardziej przypominające ubijaną ziemię, jest beton warstwowy. W Izbie Pamięci z betonu warstwowego powstał główny budynek Izby oraz wszystkie segmenty Muru Pamięci, natomiast pawilon wejściowy został zbudowany z gładkiego betonu architektonicznego (podkreśla to różnicę między pawilonami, z których każdy pełni inną rolę). W trakcie budowy głównego pawilonu i Murów Pamięci użyto dwóch rozwiązań, aby uzyskać efekt zbliżony do ubijanej ziemi. Pierwszym jest rozszczelnienie blatów deskowania. Podczas betonowań sklejki szalunku były lekko rozsuwane, aby w wąską szczelinę przedostała się pewna ilość mieszanki. Metodę powtarzano przy betonowaniu każdej warstwy, w związku z czym, po związaniu betonu, uzyskano rysunek, który dzieli ściany na horyzontalne pasy, o wysokości 50 cm każdy. Z betonu przelanego przez nieszczelne deskowanie powstały fugi, języki zastygłego materiału. Drugim rozwiązaniem było poddanie betonu obróbce. Gotowe ściany były piaskowane, ale z różnym natężeniem w różnych miejscach. W dolnej części każdego pasa beton był piaskowany mocniej, w górnej słabiej. W mocniej wypiaskowanych miejscach bazaltowe kruszywo zostało odsłonięte, przez co beton stał się ciemny i graficzny. W górnej części każdego z pasów beton jest jaśniejszy i gładszy. Mury w Izbie Pamięci nie mają otworów po ściągach, ponieważ deskowanie było stawiane etapami, a nie na całą wysokość konstrukcji. Po zabetonowaniu metrowej warstwy szalunek był podnoszony, a jego konstrukcja stabilizowana bez użycia ściągów. Ściany Izby Pamięci to klasyczne ściany trójwarstwowe. Monumentalny wyraz murów wewnątrz krużganka został osiągnięty dzięki dużej pustce powietrznej (70 cm) między dwiema ścianami z betonu. W pustce między murami i w metrowej pustce pod stalową podłogą zostały ukryte technologie i instalacje obsługujące budynek. W trójwarstwowych ścianach zewnętrznych Izby znajduje się warstwa ocieplenia. Do budowy użyto ocynkowanego zbrojenia stalowego, ze względu na niebezpieczeństwo korozji, które zawsze trzeba brać pod uwagę przy wylewania betonu z warstw. Lewitujący dach w formie baldachimu wspiera się na betonowych słupach wyprowadzonych z wewnętrznego pierścienia ścian. Dolna płaszczyzna stropu została wykonana na gładkich szalunkach, przez co unoszący się strop wyraźnie odróżnia się od fakturowanych murów. Przed rozpoczęciem budowy na miejscu wykonano dziesiątki elementów referencyjnych (mock-upów) fragmentów konstrukcji, detali i łączeń.

PP

Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy
Warszawa, dzielnica Wola, ul. Wolska 168
Autorzy: Bujnowski Architekci; architekci Piotr Bujnowski, Maciej Koczocik (architekci prowadzący, nadzór autorski), Krzysztof Makowski, Martyna Rowicka-Michałowska, Karina Jędrak-Kościesza
Współpraca autorska: architekci Katarzyna Magdzik, Paweł Grajda, Aleksander Stajniak
Architektura krajobrazu: RS Architektura Krajobrazu
Konstrukcja i instalacje: ARUP Polska
Konsultacje – Technologia Betonu: Krzysztof Kuniczuk
Generalny wykonawca: Konsorcjum PBO Śląsk i MTM Budownictwo
Inwestor: Miasto Stołeczne Warszawa – Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta
Użytkownik: Muzeum Warszawy
Wystawa Stała: Instalacja audiowizualna „Głosy Pamięci” – Krzysztof Wodiczko
Patron projektu: Wanda Traczyk-Stawska ps. „Pączek” (żołnierz Armii Krajowej, uczestniczka powstania warszawskiego)
Pierwotne założenie kompozycyjne: architekt Romuald Gutt, architektka krajobrazu Alina Scholtz
Powierzchnia terenu: 80 000 m2
Powierzchnia zabudowy: 1100 m2
Powierzchnia użytkowa: 775 m2
Kubatura: 4585 m3
Projekt konkursowy: 2015
Projekt: 2018-2019
Realizacja: 2021-2022
Koszt inwestycji: 24,5 mln zł (realizacja i wyposażenie)

Galeria Zdjęć