Aktualności / Trzy razy fale

Trzy razy fale

Muzykowanie i śpiew były śląskimi fenomenami, których źródła szukamy w górniczych domach. Przy parafiach organizowano chóry. Przy kopalniach powstawały orkiestry dęte. Z bogatej tradycji domowego grania czerpali kompozytorzy, którzy związali się ze Śląskiem (Knapik, Szalonek, Kilar, Górecki). Edukacja muzyczna w regionie stoi na wysokim poziomie, a w Katowicach ostatnio powstały dwa wybitne domy dla muzyki: nowa siedziba NOSPR-u i nowy gmach Akademii Muzycznej. W tej wielowątkowej tradycji osadzona jest sala koncertowa przy Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Jastrzębiu-Zdroju, która zdobyła drugą nagrodę w XXVI konkursie Polski Cement w Architekturze.

Nowa sala koncertowa zawdzięcza istnienie profesorowi Stanisławowi Śmietanie. Warto poświęcić mu kilka słów dla zilustrowania prawdziwie śląsko-muzycznego losu. Kariera pedagoga i dyrygenta zaczęła się od pracy z uzdolnioną młodzieżą w zawodowej szkole górniczej przy kopalni „Jastrzębie”. Orkiestra złożona z samych instrumentów dętych powstała w 1973 roku, wpisując się w tradycję miast górniczych. Przez kolejne czterdzieści lat zespoły prowadzone przez profesora Śmietanę zdobywały nagrody na europejskich przeglądach i festiwalach. Dyrygent i animator życia muzycznego (prywatnie absolwent klasy puzonu katowickiej Akademii Muzycznej) przez pół wieku kierował kilkoma orkiestrami dętymi (zakładową przy kopalni „Jas-Mos”, młodzieżową przy szkole muzycznej, a nawet uniwersytecką), ale sednem powołania była dla niego praca z młodzieżą. Z jego inicjatywy trzydzieści dwa lata temu powstała w Jastrzębiu-Zdroju szkoła muzyczna. Stanisław Śmietana był jej nauczycielem i dyrektorem przez kolejne trzydzieści lat. W tym czasie stworzył aż trzy międzynarodowe, cykliczne wydarzenia: konkurs orkiestr dętych (od 1985 roku), konkurs instrumentów dętych (od 1994 roku) oraz konkurs fletowy (od 2010 roku). Jego niezmordowanym zabiegom szkoła zawdzięcza pierwszą rozbudowę, która miała miejsce w połowie lat dziewięćdziesiątych, i drugą, zakończoną półtora roku temu, której efektem jest budynek spełniający wszystkie wymagania profesjonalnej sali koncertowej. Jeszcze w trakcie budowy sali profesor odszedł na emeryturę. Jego dzieło doprowadziła do końca nowa dyrektor szkoły muzycznej mgr Gabriela Jaworska.

Szkoła znajduje się w specyficznym miejscu Jastrzębia-Zdroju. Miasto składa się z dwóch zasadniczych części, niepodobnych do siebie jak ogień i woda. Powojenne Jastrzębie (z pewnością bardziej znane) jest wynikiem gwałtownego uprzemysłowienia regionu. Na urzeźbionym, niemal podgórskim terenie stoją osiedla z lat 60. i 70. Ich specyfiką są kolosalne (monstrualne, monumentalne – żadne słowo nie będzie przesadne) gierkowskie mrówkowce. Potężne bloki o długości dochodzącej nawet do dwustu metrów, pokrewne trójmiejskim falowcom, opadają w doliny. Tymczasem na zachodzie miasta, w cieniu peerelowskiego kostycznego rozmachu, ukryło się drugie Jastrzębie. W starym Zdroju, którego metryka sięga dziewiętnastego wieku, zachował się klimat kameralnego uzdrowiska z parkiem i pensjonatami w stylu szwajcarskim. Kontrast między Jastrzębiem górniczym i sanatoryjnym Jastrzębiem w stylu retro jest uderzający. W Jastrzębiu retro przy ulicy Kościuszki stoi przedwojenna willa Józefa Witczaka, ówczesnego właściciela uzdrowiska. Ten reprezentacyjny modernistyczny dom został po wojnie przejęty przez państwo na siedzibę PZPR i trzydzieści lat później rozbudowany o nowe skrzydło. Właśnie do tego kompleksu, opuszczonego przez nieboszczkę-partię, wprowadziła się założona przez Stanisława Śmietanę szkoła muzyczna. Miało to miejsce 17 września 1990 roku, więc jeszcze na fali zmian ustrojowych w Polsce. Po kolejnych pięciu latach powojenne skrzydło, czyli młodszy budynek szkolny, zostało zmodernizowane i nadbudowane o jedno piętro. Dzięki temu udało się wygospodarować miejsce na kameralną salę koncertową dla około osiemdziesięciu słuchaczy. Sformułowanie „sala koncertowa” jest na wyrost; była to raczej szkolna aula „przystosowana do uczniowskich popisów”, podobna do dziesiątek miejsc, skądinąd zasłużonych i godnych szacunku, które funkcjonują w miejskich domach kultury w całym kraju.

W chwili oddania do użytku profesjonalnej sali koncertowej rozpoczyna się nowy etap w życiu szkoły i równocześnie zmienia się muzyczny pejzaż Jastrzębia. Umowną datą niech będzie 15 grudnia 2021 roku. W tym dniu w nowym budynku odbywa się pierwszy koncert, który nie jest jeszcze oficjalną inauguracją sali. Wieczór ma trochę nieformalny charakter. Koncert jest niespodzianką podyktowaną odruchem serca. Na estradzie w roli wykonawców pojawiają się wyłącznie szkolni pedagodzy, ale bohaterem wieczoru jest zupełnie kto inny. Koncert odbywa się w podzięce dla tych, którzy przyczynili się do powstania nowego budynku. Są wśród nich architekci, konstruktorzy, inżynierowie, firmy wykonawcze i ekipy, które miały swój udział w budowie domu dla muzyki. Druga, już oficjalna inauguracja ma miejsce 3 marca 2022 roku. Wieczorny koncert jest połączony z jubileuszem 30-lecia szkoły, w której murach, w ciągu trzech dekad, pobierało naukę ponad dwa tysiące uczniów. W ciągu kolejnych miesięcy rośnie ranga Jastrzębia jako miasta muzyki. W nowej sali odbywają się przede wszystkim „uczniowskie popisy” jako część procesu edukacji, a szkoła jest znana głównie z rozbudowanego profilu instrumentów dętych. Jednak w ciągu ostatniego roku w nowej sali odbyło się prawie dwieście wydarzeń wykraczających poza szkolny grafik. Ze względu na dobrą akustykę lubią tu pracować muzycy ze Śląska, z Warszawy, z Krakowa (gdzie podobno nie ma ani jednej sali o bardzo dobrych warunkach akustycznych…). Zdaniem dyrektor Jaworskiej, w Jastrzębiu znacznie powiększyło się grono odbiorców muzyki, a „środek ciężkości” życia kulturalnego wyraźnie przesunął się w kierunku szkoły. Niektórzy mieszkańcy, wstyd przyznać, dzięki medialnemu rozgłosowi, jaki towarzyszy inwestycji, pierwszy raz w życiu dowiadują się o istnieniu w starym Zdroju szkoły muzycznej. W mieście formuje się grono wiernych słuchaczy muzyki poważnej. Wiernych znaczy takich, którzy w lutowy, deszczowy wieczór, niezachęcający do wyjścia gdziekolwiek, przychodzą na występ mało znanego kwartetu smyczkowego grającego mało znaną muzykę współczesną. Organizatorzy, spodziewając się pustek na sali, zostają zaskoczeni, gdy na widowni zasiada sto osiemdziesiąt osób. Marzeniem dyrektor Jaworskiej jest, aby w kolejnych latach szkolna sala stała się miejscem integracji jastrzębian, aby budynek wykraczał poza muzykę. Może bardziej ożywić otoczenie i powiązać je z przestrzeniami strefy wejściowej i foyer? Stworzyć miejsce spotkań, otwarte nie tylko w dniach koncertów między siódmą wieczór a dziesiątą? To plany.

Tymczasem od roku nawet na uczniowskie występy przychodzi nowa, niewidziana wcześniej publiczność. Architektura jastrzębskiej sali (jak każdego poważnego domu dla sztuki) działa na artystów i publiczność w dziwny, nie do końca uchwytny sposób. Uczniowie na nowej estradzie po prostu lepiej grają. Wzrasta ich motywacja; odnajdują w sobie pokłady talentu, których wcześniej nie byli świadomi; potrafią wykrzesać z siebie więcej niż w prozaicznych okolicznościach. Na ten fenomen zwracają uwagę pedagodzy i sami uczniowie. Poczucie, że bierze się udział w czymś odświętnym, towarzyszy również publiczności i właśnie to odczucie może sprawdzić każdy z nas. Wystarczy obserwować własne wewnętrzne nastawienie podczas wieczoru w najbliższej sali widowiskowej czy koncertowej, filharmonii, operze, teatrze czy muzeum. Mowa o naszej reakcji na zewnętrze okoliczności, a nie na jakość produkcji artystycznej. Czy w tym budynku czujemy się odświętnie czy wręcz przeciwnie? Czy jesteśmy uniesieni powagą miejsca? Nieprzypadkowo melomani zapełniają do ostatniego fotela takie sale, jak katowicki NOSPR, i to bez względu na repertuar. Jest to bowiem jedna z najpiękniejszych architektonicznie sal na świecie. Mimo że najważniejsza wydaje się jakość występu, to, paradoksalnie, dla publiczności równie ważne bywają warunki odbioru. Wybitne sale przyciągają jak magnes; te poprawne pozostawiają człowieka doskonale obojętnym, czasem irytują. Pytanie ogólne, czy istnieje przepis na wybitną (również akustycznie) salę koncertową, i pytanie do projektantów, dlaczego udane współczesne sale zdarzają się tak rzadko.

Nie ma potrzeby porównywać sali w Jastrzębiu do sławnych domów koncertowych Europy. Byłoby to nieadekwatne, niepotrzebne, przesadne. Sala gra we własnej lidze małych obiektów. Powstała przy skromnym budżecie, jako użytkowy budynek dla edukacji. Cofamy się o kilka lat. Pierwszy konkurs architektoniczny ma miejsce już w 2014 roku, ale budowa nie rusza, ponieważ zwycięski projekt okazuje się niemożliwy do realizacji ze względów finansowych. Konkurs zostaje powtórzony dwa lata później. Wygrywają go katowiccy architekci Aleksander Bednarski i Mariusz Komraus. Ich pomysł na budynek opiera się na jednym mocnym przekonaniu, które będą starali się wcielić w życie (jak się okaże – z dużą konsekwencją). Przekonaniu, że architektura nie dzieli się na z definicji lepszą (droższą) i z definicji gorszą (tańszą). Zdecydowanie niskobudżetowa szkolna sala nie musi być traktowana jako gorsza wersja zdecydowanie wysokobudżetowej filharmonii. Nie musi być substytutem, namiastką czy echem sali „z prawdziwego zdarzenia”. Jest w stanie we własnej (naturalnie mniejszej) skali realizować wartości, które postawią ją w gronie profesjonalnych domów koncertowych. Ograniczenia budżetowe nie zwalniają projektantów z szukania najlepszych rozwiązań zadanego tematu albo, inaczej mówiąc, kapitulacja w obliczu finansowego determinizmu nie jest konieczna. Rozwiązanie, jakie zaproponowali architekci z pracowni SLAS, polegało na zbudowaniu budynku z monolitycznego żelbetu. Żelbet w konstrukcji był oczywisty jako skuteczna przegroda akustyczna, ponieważ sala stoi „przy samym krawężniku”, na skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Żeromskiego. Nie ma buforów oddzielających budynek od miasta. Nieoczywiste natomiast jest wykończenie wnętrz w betonie. W sali koncertowej masywne ściany zostały odlane w formie pionowych fal przypominających kotary. Ich kształty i amplitudy zostały wyznaczone we współpracy z akustykiem. W efekcie powstały cztery modele szalunków, które różniły się między sobą, lecz minimalnie. Oko dostrzeże, że w niektórych miejscach fale są głębsze, w innych płytsze, kurtyny bardziej lub mniej „zsunięte”, łuki mniej lub bardziej wypłaszczone. Te różnice w głębokościach łuków i amplitudzie fal nie rzucają się w oczy, były jednak wyzwaniem dla wykonawcy, który musiał przygotować cztery, naprzemiennie używane, systemy deskowań.

Zgoła inny charakter ma beton w foyer i strefie wejściowej, przy czym trzeba zaznaczyć, że obie nazwy, oznaczające w gruncie rzeczy tę samą funkcję, w jastrzębskiej sali odnoszą się do dwóch miejsc o skrajnie różnym charakterze. Foyer jest wielką, pełną rozmachu i powietrza, wysoką na cztery piętra halą. Strefa wejściowa, prowadząca na widownię, to – przeciwnie – niski i długi korytarz. Betonowe ściany foyer, wysokie na ponad piętnaście metrów, były wylewane w pięciu sekcjach, a „kronika” tych etapów jest dobrze (nawet zbyt dobrze) zachowana w śladach szalunków czy przerw technologicznych. Na ścianach obu stref powraca wątek fali. W tych miejscach fale są płytkie, krótkie, czysto dekoracyjne. Kontrast między audytorium a strefami wejściowymi został podkreślony kolorystyką. Betonowe kotary w audytorium zostały pomalowane na czarno delikatną farbą laserunkową. Dzięki temu ściany sali sprawiają wrażenie kurtyn uszytych z mnącego się materiału. Dyrektor Jaworska zapamiętała powtarzającą się sytuację z pierwszych koncertów: słuchacze dotykają dłońmi, ostukują, sprawdzają, z czego powstała ta dziwna draperia. Z kolei pionowe powierzchnie w strefie wejściowej i w foyer zostały pokryte znacznie grubszą i lepiej kryjącą białą farbą. Intensywny kolor wygładza powierzchnie w miejscach, gdzie beton został wykonany mniej starannie. Wybiegając w przyszłość: właśnie te białe, dobrze doświetlone przestrzenie, mają potencjał, aby żyć niezależnie od sali koncertowej, jeżeli uda się kiedyś zrealizować ideę budynku jako miejsca spotkań.

Motyw fali pojawia się po raz trzeci, na stalowej elewacji. Budynek powstał na rzucie zbliżonym do kwadratu (29,6 m x 29,3 m). Nie jest duży, ale pojawiały się głosy, że w kameralnym Zdroju sala przytłoczy otoczenie. Architekci zmniejszyli masywność budynku, otaczając go skórą z pofałdowanej blachy nierdzewnej. Patrząc na budynek, można odnieść wrażenie, że błyszcząca okładzina jest luksusowa i szykowna. W rzeczywistości była tańsza niż inne materiały, w rodzaju klinkieru. Kolejny raz wracamy do tematu finansowania inwestycji i twórczego (bez fatalizmu) rozwiązywania problemów. Aleksander Bednarski i Mariusz Komraus określają swoją pracę przy tym konkretnym projekcie jako nieustanną redukcję środków. Redukcję jako metodę projektowania, redukcję przy wyborze materiałów, redukcję jako drogę do rozwiązań przestrzennych. Tymczasem stalowa elewacja znajduje się teraz kilkanaście metrów za oknem gabinetu dyrektora szkoły, który mieści się na pierwszym piętrze starego gmachu. Gabriela Jaworska dokończyła dzieło Stanisława Śmietany. Jest dumna, że budynek cieszy się takim powodzeniem. Mówi, że w fasadzie sali koncertowej odbija się teraz całe Jastrzębie, na pewno dosłownie i w pewnym sensie metaforycznie. Minęły już cztery pory roku, więc w stalowym lustrze odbijały się drzewa (zielone lub gołe), chmury, słońce (w lecie ostre, jesienią rozproszone), przedwojenne sanatorium stojące po drugiej stronie ulicy i ludzie idący chodnikiem. Ich kształty są nierzeczywiste, oniryczne, zniekształcone przez falującą powierzchnię. Podobno najbardziej spektakularnie, kolorowo odbija się jesień. Półtora roku temu dyrektor Jaworska (pedagog w sekcji teorii muzyki) w czasie luźniejszych zajęć pytała uczniów, dokąd chcieliby pójść. Odpowiedź: oczywiście na salę, obserwować ostatnie szlify. Gdy było to tylko możliwe, uczniowie uwielbiali przesiadywać w prawie gotowym wnętrzu. Za każdym razem sala zaskakiwała, coś się zmieniało, czegoś przybywało. Pojawiały się fotele, okładziny, panele akustyczne, elementy sceny, po prostu nie chciało się stamtąd wychodzić. I tak jest do dzisiaj. Skoro, jak wcześniej zostało powiedziane, sam budynek motywuje uczniów-muzyków do tego, aby dawali z siebie więcej niż zwykle, skoro dodaje im skrzydeł, wobec tego my, profani, stwórzmy na dzisiaj doraźną teorię architektury: czekamy na budynki, w których towarzystwie poczujemy się lepsi niż jesteśmy, a nie wiecznie przybici i zdołowani.

Paweł Pięciak

Dźwięk woli secesję

Nie znam współczesnej sali koncertowej, w której architektowi udało się przypadkiem, czyli bez udziału projektanta akustyki, uzyskać wyjątkowe walory akustyczne. Być może gdzieś istnieją takie budynki. Pierwsze wrażenie widza czy słuchacza wchodzącego do sali koncertowej opiera się na odczuciach wizualnych, a nie audytywnych, więc wizualny efekt sali koncertowej jest szalenie ważny. Sala musi się podobać i swoim wyglądem oferować obietnicę wyjątkowych wrażeń słuchowych. Tym wygrywają najciekawsze sale. Niestety często to, co jest dobre dla formy, bywa niedobre dla akustyki i vice versa. Istnieją sale wyjątkowo piękne, ale mierne akustycznie. One zyskują miano fantastycznych właśnie dlatego, że są piękne, gdy w rzeczywistości akustycznie są zaledwie poprawne. Istnieją sale estetycznie zaledwie poprawne, ale akustycznie wyjątkowe. Jeśli ktoś jest koneserem muzyki, dla niego taka sala będzie czymś cudownym. Jednak dla architekta postrzeganie audytywne nigdy nie będzie najważniejsze. Architekt rozumie przede wszystkim formę i aspekt wizualny, uznając, że piękno formy przekłada się bezpośrednio na wrażenia audytywne. Niestety tak nie jest, o czym przekonaliśmy się na wielu przykładach sal powstających w latach 70. i 80. Architektura i akustyka to osobne żywioły, które tylko czasem potrafimy pogodzić. Jednak jeśli akustykowi lub architektowi udaje się trafić w preferencje drugiej strony, wtedy może powstać dzieło wybitne. Łatwiej jest to osiągnąć w salach mniejszych, dużo trudniej w większych, a Jastrzębie jest małą salą. Jednak dobra akustycznie sala ma szansę powstać jedynie, gdy jest możliwość wprowadzania zmian oraz optymalizacji przez cały czas budowy. Projektowanie sali koncertowej jest nieustającym procesem. Nazywamy to strojeniem sali, optymalizacją, działaniami korekcyjnymi, które przy normalnych budynkach zupełnie nie są potrzebne. Sala koncertowa jest instrumentem, jak skrzypce czy fortepian. Tworząc skrzypce, lutnik wie, co chce uzyskać, ale ten cel jest na początku lekko „zamglony”, odległy. Dopiero na drodze kolejnych doświadczeń i modyfikacji dochodzi do momentu, gdy instrument brzmi tak, jak chce jego twórca. Dobiera on fornir o takiej czy innej grubości albo taki czy inny lakier. W instrumencie jest to prostsze niż w architekturze, bo pracuje się na skali kilku metrów. Lutnik ma wizję brzmienia i metodą prób i błędów dochodzi do ostatecznego kształtu czy rozwiązania materiałowego. Sala koncertowa jest instrumentem jak skrzypce i powstaje w podobny sposób. Proces projektowy dobrej sali trwa od pierwszego szkicu, aż do dnia pierwszego koncertu. Cały czas robimy pomiary, weryfikujemy założenia projektowe i, jeśli potrzeba, wprowadzamy zmiany. Decydujemy na przykład, czy zwiększyć, czy zmniejszyć masę okładziny ścian, aby zrównoważyć brzmienie sali w częstotliwościach; w którą stronę przesunąć dany ustrój rozpraszający, bo np. słychać niewielkie echo; jaki typ, gęstość i grubość pianki zastosować w fotelach, aby ich właściwości dźwiękochłonne nie wytłumiły zbyt mocno brzmienia sali. Na koniec oddajemy gotową salę, która jednak nadal wymaga strojenia. Gdy orkiestra zagra pierwszy koncert i powie nam, jak ich zdaniem sala brzmi, dostrajamy ją do ich preferencji. Na tym polega nieustanny proces projektowy. Szkoda, że ten proces zupełnie nie spaja się z Prawem zamówień publicznych i dlatego w Polsce tak trudno o dobre akustycznie sale. W sali w Jastrzębiu beton był wyzwaniem, ponieważ ten materiał jest „trudny” akustycznie. Architektoniczna forma budynku była falą o pionowym układzie i taka sama była wizja architektoniczna jej wnętrza. Autorzy, SLAS Architekci, zakładali, że wewnątrz nie będą stosować żadnych drogich okładzin. Zaproponowali, aby całość wnętrza wykonać z żelbetu. Odpowiedzią na to był skomplikowany wzór fal żelbetu, który sprzyjał rozproszeniu dźwięku. Dźwięk nie lubi geometrii, dźwięk woli – powiedziałbym – secesję. Dźwięk nie lubi modernizmu. Lubi kształty wzorowane na przyrodzie, miękkość, niepowtarzalność. To oczywiście nie znaczy, że forma musi być udekorowana tysiącem elementów. W sali w Jastrzębiu kształt ścian żelbetowych jest próbą złamania geometrycznej powtarzalności, szerokości i głębokości modulacji, jak i promieni gięcia – na ile to było możliwe. Każda sala koncertowa powinna być tak zaprojektowana, żeby dobrze brzmiała przy typowym składzie orkiestry i przy pełnej widowni. Rolety czy kotary są stosowane wyłącznie po to, aby wyraźnie skrócić czas pogłosu i wytłumić wnętrze w określonych okolicznościach (np. dla prób, słowa mówionego czy przy stosowaniu nagłośnienia). Natomiast falujący żelbet wprowadza rozproszenie dźwięku w płaszczyźnie głównej kubatury sali. Równocześnie daje mocne odbicie dźwięku, ponieważ go nie pochłania. Ta sala jest przykładem na to, co mówię od lat: większość muzyków uważa, że jedynym materiałem dla instrumentu jest drewno, z czym się zgadzam, ale większość muzyków uważa również, że skoro sala koncertowa jest instrumentem, to również powinna być zrobiona z drewna. Z tym nie do końca się zgadzam. Oczywiście łatwiej jest projektować z drewna, bo mamy możliwość regulacji jego grubości i ciężaru bez zmiany wyglądu. W przypadku żelbetu układ jest zero-jedynkowy: albo mamy żelbet, albo go nie mamy. Zakres ingerencji akustyka w betonową ścianę jest niewielki. W sali w Jastrzębiu celem architektów był beton architektoniczny. Poradziliśmy sobie z ukształtowaniem i rozproszeniem dźwięku w tej betonowej sali. Oczywiście, dźwięk pewnie by wolał, żeby ściany falowały nie tylko w płaszczyźnie poziomej, ale też w pionie, ale tu pojawiają się kwestie i finansowe, i trudności wykonawcze, np. budowy szalunków. Już to, co powstało, było karkołomne, jeśli chodzi o szalunki. Wszyscy powinni być świadomi, że sale koncertowe są instrumentami, więc ich brzmienia nie da się przewidzieć na podstawie projektu czy modelu. Są instrumentami, które reagują. Ich projektowanie odbywa się również w czasie rzeczywistym w trakcie budowy. W Jastrzębiu było to możliwe, ponieważ dobrze współpracowali ze sobą architekci, inwestor, akustyk i generalny wykonawca. Jednak pozostaje problem, jaki mamy z Prawem zamówień publicznych i brakiem zrozumienia ze strony działów prawnych inwestorów, że nie budują zwykłego budynku, tylko instrument, który wymaga korekt i strojenia w trakcie całej budowy.

dr hab. inż. arch. Andrzej Kłosak, profesor Politechniki Krakowskiej / archAKUSTIK
wysłuchał Paweł Pięciak

*****

Rozbudowa budynku Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Jastrzębiu-Zdroju o salę koncertową wraz z zagospodarowaniem terenu przy ul. Kościuszki 13a
Autorzy: SLAS Architekci, architekci Aleksander Bednarski, Mariusz Komraus
Współpraca autorska: Karolina Tatar, Sonia Manssour, Monika Smorąg, Adam Skrzypczyk
Konstrukcja: Firma Inżynierska Statyk
Akustyka: archAKUSTIK
Generalny wykonawca: INTRAVI
Powierzchnia terenu: 5198 m2
Powierzchnia zabudowy: 1463,5 m2
Powierzchnia użytkowa: 1695 m2
Kubatura: 15520 m3
Projekt konkursowy: 2016
Projekt: 2016-2017
Realizacja: 2018-2021
Koszt inwestycji wraz z wyposażeniem obiektu: 19 737 305 zł

Galeria Zdjęć