Aktualności / Ścieżki nadziei

Ścieżki nadziei

Pomiędzy południową dzielnicą Reykjaviku, szczecińskim jeziorem Dąbie i warszawskim Portem Praskim rozegrał się finał XXIII ogólnopolskiego akademickiego konkursu na najlepszą pracę dyplomową roku – „Architektura Betonowa 2022”. Jury przyznało trzy równorzędne nagrody i trzy wyróżnienia.

Praca arch. Szymona Albrychta

Arch. Szymon Albrycht, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej, otrzymał nagrodę za pracę „Kościół w Reykjaviku” (promotor: dr hab. inż. arch. Marcin Charciarek, prof. PK). Wśród prawie 370 tys. mieszkańców Islandii nawet 20 tys. stanowią Polacy. Emigracja zarobkowa to efekt wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Islandia wprawdzie nie należy do UE, ale jest częścią Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Obecnie Polacy stanowią ok. 40 proc. wszystkich emigrantów przebywających na wyspie. Impulsem dla pracy dyplomowej był artykuł na temat sytuacji polskich emigrantów-katolików, który zaciekawił architekta. Ciekawość przerodziła się w bezpośrednie kontakty z Polakami mieszkającymi w Islandii. Szymon Albrycht zaprojektował kościół oraz towarzyszące mu miejsce spotkań i integracji – w najbardziej na południe położonej dzielnicy Reykjaviku. Miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo. Polacy – najliczniejsza mniejszość narodowa – żyje głównie w Reykjaviku i tak zwanym regionie stołecznym, na który składa się zespół gmin na południe od miasta. Jest to najludniejszy obszar kraju, w którym żyje ponad połowa mieszkańców wyspy. Polscy katolicy uczestniczą w nabożeństwach w starej bazylice katedralnej Chrystusa Króla, położonej w zachodniej część Reykjaviku. Nowy kościół byłby położony bliżej owych południowych, satelickich gmin i obok ważnej komunikacyjnie drogi nr 40, która pełni rolę kręgosłupa łączącego stolicę z regionem. Architekt wybrał działkę w strefie przejściowej między terenem zurbanizowanym (choć o niskiej zabudowie) i obszarem cennym przyrodniczo. Zaprojektowany przez Szymona Albrychta kościół wraz z otoczeniem pełniłby rolę integrującą, jako miejsce liturgii i miejsce spotkań. Kluczowymi pojęciami wydają się „jednoczenie” i „integracja”, ale nie chodzi o konsolidację wyłącznie wewnątrz polskiej wspólnoty. – Przydałaby się przestrzeń do rozwijania i pogłębiania relacji między liczną społecznością polską, która tam mieszka, i miejscową ludnością – mówi autor. Architekt skupił się na przestrzeni świątyni jako połączeniu materii, światła i sacrum; trzech wątków i relacji między nimi. Jak oddziałują na siebie? Jak się uzupełniają? Jak odbieramy ich wzajemne związki w architekturze? Równocześnie rozwiązywał prozaiczne problemy: kompleks obiektów miał się stać przestrzenią otwartą dla społeczności. Całe założenie zostało podzielone na cztery niezależne części. Centralnym miejscem jest zagłębiony w ziemi kościół z betonu, który pomieści pięciuset wiernych. Świątynia została oparta na planie trójkąta równobocznego. Jej dominantą jest betonowa wieża, również oparta na planie trójkąta. Wokół kościoła została zaprojektowana strefa towarzysząca – codzienne miejsce spotkań. Po zachodniej stronie świątyni – w pewnym oddaleniu – miałby powstać mikrohotel dla gości przybywających na wyspę na kilka dni; po wschodniej – również w oddaleniu – zagłębiony w ziemi parking. Formy budynków są grą brył elementarnych. Jednak sednem projektu jest poszukiwanie architektury sacrum. – Projekt jest współczesną interpretacją przestrzeni sakralnej; odchodzę od tego, jak kościoły wyglądają obecnie; idę w stronę skrajnego minimalizmu i doświadczania sacrum – tłumaczy architekt. Jako ważne inspiracje autor wymienia świątynie projektowane przez Tadao Ando i Eduardo Chillidę. Architekt mówi, że nie zamieniłby betonu na inne tworzywo. Beton starzeje się równocześnie z architekturą; widać na nim wyraźnie upływ czasu – i to jest autentyczne. Budynek z betonu, wykończony innym materiałem, nie jest integralny. Więcej – ubiera maskę, która jest fałszywa.

Praca arch. Mateusza Tomaszewskiego

Arch. Mateusz Tomaszewski, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej, otrzymał nagrodę za pracę „KATHARSIS. Adaptacja wraku betonowca w Szczecinie” (promotor: dr inż. arch. Jerzy Wojewódka, prof. PŚ). Na jeziorze Dąbie w Szczecinie majaczy wielki i martwy obiekt stojący na mieliźnie. Jest to zapomniany przez Boga i ludzi wrak okrętu, którego kadłub powstał z betonu zbrojonego siatką. Jednostka została zbudowana przez Niemców pod koniec drugiej wojny światowej, gdy stal była materiałem na wagę złota. Betonowiec ma 90 m długości, 15 m szerokości i 6,5 m zanurzenia. Powstał w stoczni w Darłówku. Został uszkodzony przez radzieckie lotnictwo i już po wojnie odholowany na północną część jeziora. Wrak znajduje się w fazie rozkładu. Z burt odpada skóra i mięso – płaty betonu. Odsłaniają się kości i ścięgna – stalowe zbrojenie. Trup statku przyciąga niespokojne duchy i ludzi obdarzonych wielką wyobraźnią. Taką osobowością jest autor melancholijnego projektu z betonowcem w roli głównej. Mateusz Tomaszewski uznał rozpadającą się betonową konstrukcję za metaforę człowieka pogrążonego w kryzysie. – Ktoś pozostawiony sam sobie, przytłoczony kłopotami, przygnębiony, mentalnie niszczeje i podupada, nie mając pomysłu na siebie – tłumaczy autor. Porzucony statek staje się obrazem rozpadającego się wewnętrznie człowieka. Czy da się zaradzić rozpadowi? Projekt jest podróżą, którą człowiek w potrzebie odbywa drogą samopoznania i samoświadomości. Wielowątkowej wyprawy w głąb siebie nie da się po prostu rozrysować w technicznym języku architektury, w formie standardowych wizualizacji czy renderów. Architekt przedstawił swoją wizję w formie literackiej – jako rodzaj opowiadania. Tekst wydrukował i uzupełnił serią około pięćdziesięciu czarno-białych grafik. Zdaniem autora, grafiki są najbardziej neutralnym, uniwersalnym i ponadczasowym językiem, który się nie zestarzeje, w przeciwieństwie do istniejących form prezentacji projektów. Te formy – na skutek postępu technologicznego – oglądane za dziesięć lat, będziemy kwitować uśmiechem lub wzruszeniem ramion. Czym jest tytułowe katharsis? Arystoteles definiował pojęcie jako wyzwolenie od uczucia trwogi. Wyzwolenia doświadczają widzowie, którzy byli świadkami tragedii odgrywanej na scenie teatru. W projekcie Mateusza Tomaszewskiego możemy doświadczyć katharsis, przechodząc przez kolejne sale wtajemniczeń umieszczone we wnętrzu statku. Podróż rozpoczyna się nie od pierwszego kroku – jak niesłusznie myślimy – lecz od podjęcia decyzji, która zapada w głowie. „Jest mi źle, udam się w drogę, której końca nie znam”. Kruchy człowiek w potrzebie (lub tylko wiedziony ciekawością) podpływa na chyboczącej się łódce do betonowego kolosa i tylko ptaki (jesteśmy w rezerwacie) rozcinają ciszę. Człowiek wchodzi na trap, by następnie zejść pod pokład. Pod podkładem może przejść przez pięć następujących po sobie pomieszczeń, ale też w każdej chwili może zawrócić z drogi. Wymowa wnętrz (chciałoby się powiedzieć – podziemnych, chociaż otwarte unoszą się na wodzie) odwołuje się do rytuałów przejścia. Analogie do przestrzeni sakralnych są wyraźne, ale niedosłowne. Sala z płonącym wiecznym ogniem; sala w formie kolumbarium (przywołująca tych, co odeszli); sala-ciemnia, którą decydują się przejść tylko odważni i świadomi. W ostatnim wnętrzu widzimy własne odbicie w drugim człowieku, które niesie nadzieję. Nagrodzony projekt można nazwać architekturą terapeutyczną, chociaż autor zakłada, że aby odwiedzić betonowiec, nie trzeba przeżywać sytuacji kryzysowej. Wystarczy ciekawość. Architekt jest lokalnym patriotą zakochanym w swoim mieście i nawet w komentarzach do grafik użył unikalnej czcionki stosowanej niegdyś na szczecińskich budynkach. – Może ktoś kiedyś, zainspirowany projektem, uratuje wrak betonowca, tego chorego człowieka w potrzebie? – pyta.

Arch. Joanna Żybul, absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, otrzymała nagrodę za pracę „Architektura a nowe formy edukacji. Projekt szkoły eksperymentalnej w Warszawie” (promotorzy: dr hab. inż. arch. Radosław Achramowicz, prof. PW; mgr inż. arch. Paweł Grodzicki). – Kiedyś do szkoły szło się po wiedzę i informacje, teraz informacja jest na wyciągnięcie smartfonów, ale szkoła nie zmienia się od ponad dwustu lat – twierdzi autorka. Jej praca jest oparta na rozważaniach teoretycznych. Przygotowując się do praktycznego zadania, jakim było zaprojektowanie budynku szkoły, architektka przyswoiła sobie najważniejsze dzieła specjalistycznej literatury z dziedziny pedagogiki i historii nauczania. Joannę Żybul w edukacji interesuje to, co mieści się poza głównym nurtem, którym jest na świecie, również w Polsce, szkoła pruska. Ujednolicony model masowej edukacji, mający na celu bierne wpajanie wiedzy oraz wychowanie użytecznego poddanego, został wprowadzony w Prusach na początku dziewiętnastego wieku, a później, w różnych wersjach, rozlał się po świecie. W owym czasie był modelem postępowym i nowoczesnym, odpowiadającym epoce rewolucji przemysłowej. Zakłada on przekazywanie ex cathedra wiedzy encyklopedycznej, ujednolicanie i standaryzowanie. Autorkę interesują natomiast alternatywne teorie i praktyki edukacyjne, a tych w Europie i Stanach Zjednoczonych nie brakowało w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat. Joanna Żybul zastanawia się nad metodą wymyśloną przez Marię Montessori, nad pedagogiką waldorfską Rudolfa Steinera; „szkołą pracy”, której inicjatorem był John Dewey; czy „szkołą twórczą”, której inicjatorem był polski pedagog Henryk Rowid. Z bogactwa alternatywnych metod edukacji architektka wyławiała wspólne wątki i najważniejsze cechy sprzyjające nauczaniu. Czy próby reformy edukacji łączył jakiś wspólny mianownik? – Odkrycie jest intuicyjne, bo wszyscy w gruncie rzeczy czujemy, że najlepsza nauka to ta przez praktykę i doświadczenia. Prawie każdy potwierdzi, że większość rzeczy, które zapamiętał albo umie, zdobył przez doświadczenie albo robienie, a nie siedzenie w ławce i bierne słuchanie – tłumaczy architektka. Z zewnątrz szkoła odznacza się nadzwyczaj uporządkowanym kształtem. Można wręcz powiedzieć, że oglądamy nową wersję bardzo solidnej tysiąclatki, w której murach większość dorosłych Polaków w średnim wieku spędziło osiem lat życia. Nie ma w niej żadnych oznak rewolucji. Autorka przyznaje, że uporządkowana i hierarchiczna forma jest ukłonem w stronę rzeczywistości i szkoły jako sformalizowanej instytucji zamkniętej w sztywnych ramach. – Przynajmniej w dzisiejszych czasach – dodaje z nadzieją na zmianę. Marzenia o innej szkole zostały przelane we wnętrza. Architektka zaprojektowała – a wcześniej racjonalnie uzasadniła – różnorodne przestrzenie edukacyjne na trzech kondygnacjach budynku. Słowem-kluczem do ich rozumienia byłaby elastyczność. Przestrzenie do nauki są przede wszystkim różnorodne. Obok prawie tradycyjnych sal autorka rysuje organiczne formy przeznaczone do alternatywnych form nauki. Miejsca dla grup i dla indywidualistów. Dla samotników i dla tych, co lubią skupiać na sobie uwagę. Szczególnie rozbudowane jest zaplecze dla zajęć muzycznych, plastycznych czy miejsca do prowadzenia eksperymentów w przedmiotach ścisłych i doświadczalnych. Chodzi więc o „naukę przez działanie”. Szkoła Joanny Żybul nie jest sztuką dla sztuki. Architektka zdaje sobie sprawę, że jest konieczny kompromis pomiędzy sformalizowanym programem nauczania a sferą, którą określamy jako pobudzanie kreatywności. Za to z całą pewnością dobrze nie działa szkoła oparta na bierności i schematach. – Potem jesteśmy wrzuceni w świat, nie będąc do tego przygotowani. Nie chodzi mi o wolność dla samej wolności, a raczej o edukację przez twórczą praktykę – mówi autorka.

Praca arch. Joanny Żybul

Paweł Pięciak

Na konkurs nadesłano 30 prac dyplomowych z 10 wydziałów architektury. Wyróżnienia otrzymali: arch. Małgorzata Partyka za pracę: „Znaczenie druku 3d w łagodzeniu kryzysu mieszkaniowego. Osiedle socjalne w technologii druku 3d”; promotor: dr hab. inż. arch. Katarzyna Zielonko-Jung; Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej; arch. Karol Leszczyński za pracę „Memorium w lesie Krępieckim”; promotor: dr hab. inż. arch. Agnieszka Duniewicz; Wydział Budownictwa i Architektury Politechniki Lubelskiej; arch. Michał Wachura za pracę „VELORAUM – Projekt koncepcyjny zagospodarowania strefy węzła drogowego na przykładzie ronda Sybiraków w Zabrzu”; Promotor: dr inż. arch. Damian Radwański; Wydział Architektury Politechniki Śląskiej. Jury konkursu obradowało w składzie: dziekan Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej dr hab. inż. arch. Magdalena Kozień-Woźniak, prof. PK (przewodnicząca); członkowie: dziekan Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej prof. dr hab. inż. arch. Barbara Gronostajska; dziekan Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej dr hab. inż. arch. Klaudiusz Fross, prof. PŚ; dziekan Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej dr hab. inż. arch. Krzysztof Koszewski; prof. dr hab. inż. arch. Tomasz Kozłowski (komisarz konkursu); dyrektor ds. marketingu SPC mgr inż. Zbigniew Pilch

Galeria Zdjęć