Aktualności / W Tychach na luzie
Przystań kajakarska, zaprojektowana przez pracownię RS+ Roberta Skitka, zbudowana nad Jeziorem Paprocańskim w 2020 roku, zdobyła równorzędną trzecią nagrodę w XXV konkursie Polski Cement w Architekturze.
Nie ruszając się z miasta, tyszanie mogą spędzić wolny czas w mazurskim klimacie. Paprocany są dawną wsią, teraz dzielnicą Tychów, a jezioro to sztuczny i bardzo płytki zbiornik, powstały niegdyś do obsługi kuźnic, działających w dobrach pszczyńskich za czasów pruskich. Po drugiej wojnie jezioro, otoczone reliktami lasów pszczyńskich, stało się najbliższym miejscem rekreacji dla mieszkańców błyskawicznie rosnącego socjalistycznego miasta. Zbiornik jest duży – 132 ha – i pięknie położony na południu Tychów, w granicach dużego kompleksu leśnego. Najpierw na fragmencie północno-wschodniego brzegu jeziora (najbliżej osiedli) powstał typowy PRL-owski ośrodek wypoczynkowy, z hotelem, plażą, boiskami i wypożyczalnią sprzętu sportowego. W ramach modernizacji ośrodka w 2012 roku na jego terenie powstał wodny plac zabaw dla dzieci. Dwa lata później fragment dzikiego brzegu na południe od ośrodka został przebudowany w promenadę. Inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę. Niedługi – raptem trzystumetrowy – odcinek nabrzeża zamienił się w miejsce naprawdę tętniące życiem. Drewniana promenada wyłożona modrzewiem syberyjskim spokojnie meandruje wzdłuż brzegu i falami-łukami zmierza to w stronę lasu, to w stronę wody. Bulwar (zbudowany na wzmocnionym gruncie) wije się bardzo łagodnie, oddala od akwenu lub zbliża do niego i w kilku punktach widokowych zachęca, aby się zatrzymać. Sztuczne nabrzeże Paprocan jest fantazyjnie zaplanowane, gdy spojrzeć na nie z lotu ptaka – jako na kreację horyzontalną. Równocześnie na kilku poziomach pnie się w górę – jako kreacja wertykalna. Bardzo długie drewniane ławy-siedziska, na dwóch-trzech piętrach, przypominają stopnie wysokich schodów, tyle że z oparciami. Albo trybuny lub nawet teatralną widownię – bo można z nich przyglądać się zawodom sportowym, zwyczajnie delektować krajobrazem na przeciwległym brzegu jeziora czy zachodem słońca. W miejscach najgłębiej wychodzących w jezioro promenada opada prawie do poziomu wody. Przed upałem chroni wypoczywających rząd demontowanych parasoli. Dzieciaki pobudzają emocje, bawiąc się na siatce splecionej z lin, która (prowokacyjnie) wisi tuż nad taflą wody. Zwolennicy aktywnego spędzania czasu na brzegu mogą skorzystać z plenerowej siłowni. Promenada stała się znanym w Polsce miejscem publicznym i swego rodzaju wzorem do naśladowania, ale nie chodzi o imitowanie form czy konkretnych rozwiązań. Moment, w którym powstała, szczęśliwie zbiegł się w czasie z renesansem zainteresowania przestrzeniami publicznymi. Niedostatek nowych miejsc tego typu – i skandaliczne zaniedbanie już istniejących – był bardzo odczuwalny. W badaniach opinii publicznej problemy zieleni miejskiej czy ogólnodostępnych miejsc rekreacji na wolnym powietrzu pojawiały się jako najbardziej palące. Mniej więcej po 2010 roku – powoli – zaczęły się rodzić projekty rewitalizacji brzegów rzek w Warszawie, Bydgoszczy czy Wrocławiu. Działania spotkały się z entuzjazmem mieszkańców. W porównaniu do przebudów prowadzonych w dużych miastach nabrzeże Paprocan – z perspektywy 2022 roku – prezentuje się pioniersko i nawet skromnie, ale na tle późniejszych realizacji wydaje się bardzo bezpretensjonalne. Warto też pamiętać, że było zaczynem dla inwestycji prowadzonych w podobnym duchu w całym kraju.
•
Na fali dobrych emocji, jakie wzbudziła promenada, miasto zdecydowało się pójść za ciosem i udostępnić mieszkańcom kolejny fragment nabrzeża. Okazją stała się budowa nowej siedziby dla (prężnie działającej) sekcji kajakarskiej miejskiego ośrodka sportów młodzieżowych – dokładnie na przedłużeniu istniejącego deptaka. Był to czwarty projekt pracowni RS+ Roberta Skitka na paprocańskim nabrzeżu: po wodnym placu zabaw, promenadzie i przeszklonym pawilonie gastronomicznym. Przystań kajakarska miała być kontynuacją bulwaru w miejscu, w którym las zbliża się do brzegu, zostawiając dla przechodniów tylko wąski przesmyk. Priorytety miasta i architektów nie zmieniły się przez osiem lat; znów chodziło o przyjazne zagospodarowanie terenów nad wodą. Wyzwaniem – rozwiązanie pewnej sprzeczności. Ośrodek sportów wodnych (organizator szkoleń, treningów, zawodów i opiekun sprzętu) nie może być po prostu przestrzenią w stu procentach otwartą, bez żadnego czynnika kontroli. Właśnie z napięcia i dylematu – jak zaprojektować miejsce otwarte dla mieszkańców i jednocześnie zbudować dobrze funkcjonującą siedzibę klubu sportowego – zrodził się projekt nowej przystani. Wszystko, co związane z codzienną działalnością klubu, zostało zamknięte w dwóch betonowych nieregularnych prostopadłościanach; osobnych, ale połączonych betonowym dachem-mostem. W lewym (patrząc od strony wody) znajdują się hangary i magazyny sprzętu wodnego; w prawym klub i część szkoleniowa ośrodka. W witrynach sali ćwiczeń stoją puchary i inne trofea. Jednak czar miejsca polega na tym, że patrząc z zewnątrz, nie sposób domyśleć się, jak wygląda konstrukcja czy jakakolwiek praktyczna funkcjonalność obiektu. Betonowe bryły zostały obsypane dużą ilością ziemi. Wokół nich utworzyły się rozległe stoki, dzięki czemu marina przypomina obiekt osadzony w naturalnym wzgórzu. I właśnie jego zbocza zostały w całości oddane rekreacji. Na nasypie od frontu została położona betonowa konstrukcja amfiteatralnych trybun. Osiem rzędów wysokich siedzisk wyłożono tym samym gatunkiem wytrzymałego drewna, co (sześć lat wcześniej) pierwszą część promenady. Skarpy schodzące na polanę zostały podzielone na fragmenty; część obsiano zwykłą trawą, więc w zimie przystań może zamienić się w stok dla małych saneczkarzy; część pokryto rumoszem skalnym i – na bogato – więcej niż dziesięcioma gatunkami krzewów i innych wieloletnich roślin. Marina – jak wspomniano – stoi w wąskim przesmyku między wodą i lasem. W związku z tym ścieżka spacerowa, będąca kontynuacją deptaka czy bulwaru, wyprowadza nas na zielony dach przystani. Po dwudziestu ośmiu prefabrykowanych betonowych stopniach wchodzimy na pochyły taras i punkt widokowy na moście, spinającym dwie części budynku. Teraz bezpośrednio pod naszymi stopami znajduje się wewnętrzny dziedziniec, zadaszone przejście między lasem a wodą, z którego prowadzą wejścia do wszystkich pomieszczeń w ośrodku. Widok z dachu na jezioro jest imponujący. Kolejne trzydzieści betonowych stopni sprowadza nas w dół na drugą stronę sztucznego zbocza. Mniej eksponowana tylna ściana przystani została ze względów pożarowych (bliskość lasu) wyłożona ciemnymi płytami włókno-cementowymi. Zaskoczenie – za mariną bulwar kończy się zaledwie po kilkunastu metrach. Dalej zwykłą leśną ścieżką (najlepiej na rowerze) można okrążyć jezioro, po drodze zaglądając do znanego pałacyku myśliwskiego w Promnicach. Mniej więcej sto metrów za przystanią kajakową stoją nad brzegiem jeziora – otoczone starą siatką – stalowe zdezelowane baraki przystani jachtowej. Budowa nowej przystani dla jachtów, piąty projekt pracowni RS+, ma być zwieńczeniem pracy architektów przy paprocańskim nabrzeżu. Idea zagospodarowania nie zmieni się: obiekt, jak poprzednie, będzie organiczną częścią promenady. Na dach niskiej, ale rozłożystej mariny, zostanie wyprowadzona spacerowa ścieżka, tym razem w formie pętli. Inwestycja będzie ostatnim etapem przekształceń wschodniego brzegu Jeziora Paprocańskiego. Gospodarzem dalszej części ma pozostać przyroda.
Paweł Pięciak