Aktualności / Współdzielić

Współdzielić

Najpierw powstały tysiące metrów identycznych powierzchni na wynajem w ponad osiemdziesięciu budynkach biurowych dla dziewięćdziesięciu tysięcy młodych pracowników różnych korporacji. Przemysłowy Służewiec stał się symbolem funkcjonalnej i budowlanej monokultury, a dla żartu został przezwany Mordorem. Potem przyszła refleksja i próby zmiany dzielnicy na taką, która przynajmniej w tygodniu całkowicie nie wyludnia się po osiemnastej. Następowały też zmiany w kulturze pracy, trochę wymuszone przez coraz bardziej wymagające młode pokolenie. Popularne stały się hasła uspołecznienia biznesu. Amfiteatr Brain Embassy powstał jako efekt tych procesów i jest związany z ideą coworkingu. Obiekt zdobył nagrodę specjalną, ufundowaną przez Stowarzyszenie Producentów Betonu Towarowego w Polsce,
w XXV konkursie Polski Cement w Architekturze.

Coworking (współdzielenie miejsca pracy) narodził się jako romantyczna reakcja na sformalizowaną atmosferę panującą w tradycyjnych biurach. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych w Nowym Jorku czy Berlinie zaczęły powstawać alternatywne przestrzenie; miejsca non-profit, w których ludzie różnych zawodów mogli wstawiać własne biurka i pracować na swój rachunek w nieformalnej atmosferze. Realizowali się zawodowo pod wspólnym dachem, ale nie pod wspólnym pracodawcą. Do tego celu nadawały się przestrzenie postindustrialne albo wyglądające na takie. Pierwsze coworkingi zaludniły się indywidualistami, freelancerami, specjalistami branży IT, którzy równie dobrze mogli pracować w domu albo wykonywać obowiązki w dowolnym miejscu. Cowork kusił ich perspektywą kontaktu z innymi. Był okazją do wymiany pomysłów i umiejętności. Dawał możliwość poznania przy obiedzie przyszłego partnera w biznesie czy innym przedsięwzięciu. Cowork czerpał siłę z tej prawdy, że człowiek jest przede wszystkim istotą społeczną i domaga się kontaktu z drugim. Przyjazna (czasem domowa, czasem odwołująca się do subkultur czy undergroundu) luźna aranżacja wnętrz pomagała w takich kontaktach. Oferowała indywidualistom namiastkę życia towarzyskiego lub nawet rodzinnego. Dawała poczucie bycia w pracy i jednocześnie przynależności do jakiejś grupy. Swobodny przepływ idei między ludźmi, którzy w innych okolicznościach nigdy by się nie poznali, mógł skutkować efektem synergii. Pomagał osiągnąć sukces – również finansowy. Korzystali z tego początkujący przedsiębiorcy, sturt-upy i małe firmy (zanim rozwinęły skrzydła), ale też dojrzali ludzie wolnych profesji.

Plusem takiej formy zawodowego istnienia jest możliwość budowania kontaktów, co następuje mimochodem i bez formalności. Do obyczaju weszły wspólne lunche, kawa, nasiadówki, gry, relaks czy joga. Początkowo była to propozycja dla indywidualistów; tych, którzy mieli odwagę, aby funkcjonować w opozycji do oficjalnych struktur i sformalizowanej kultury pracy. Jednak z czasem coworking stał się popularny, więc jak każda spontaniczna idea, która rodzi się na przekór systemowi – w momencie umasowienia został wchłonięty i przejęty przez system. Nie jest to zarzut; raczej stwierdzenie faktu. Obecnie wyspecjalizowane firmy wychodzą naprzeciw potrzebie posiadania przez człowieka indywidualnego i niepowtarzalnego miejsca pracy, i profesjonalnie zajmują się tworzeniem i wynajmowaniem takich przestrzeni. Do popularności coworkingu przyczynia się jego elastyczność, czyli możliwość wynajęcia biurka, pokoju czy większego unitu na bardzo krótki czas – dzień, tydzień, miesiąc, pół roku. Tyle, ile potrzeba do zamknięcia konkretnego projektu biznesowego. Z tej formy korzystają coraz częściej średnie firmy, które nie chcą podpisywać umów na wieloletni najem tradycyjnych powierzchni biurowych. W Polsce coworking zaczął się rozwijać na dobre w ostatniej dekadzie. W samej stolicy funkcjonuje około sto dziesięć takich miejsc. Na najbardziej rozwiniętym warszawskim rynku trendy stara się wyznaczać Adgar Poland, właściciel marki Brain Embassy.

Brain Embassy działa w pięciu lokalizacjach. Pierwszy coworking powstał w 2015 roku na Ochocie, w Adgar Park West w Alejach Jerozolimskich. W rok po otwarciu biuro miało pełne obłożenie i tak pozostało. Użytkownicy działają na trzech tysiącach metrów, pracując o dowolnej porze – bo miejsce jest otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Znakiem rozpoznawczym BE stały się starannie zaaranżowane i niesamowicie różnorodne wnętrza. Ich program twardo stąpa po ziemi; jest rzeczowy. Został opracowany przez sztab ludzi w taki sposób, aby powstała ergonomiczna przestrzeń biurowa, spełniająca wymagania memberów (członków społeczności). Można tu pracować we wszystkich formach, prowadzić spotkania, narady, wykłady; skupić się nad zadaniem w zamkniętym pokoju albo konferować na kanapach w dużej hali. Zawsze w niezobowiązującej atmosferze. Za to estetyka wnętrz oszałamia i zadziwia. Działa na zmysły; mieni się jak w kalejdoskopie. Wykorzystuje pojęcia i symbole związane z nauką, techniką, sztuką współczesną i graffiti, obyczajami, językiem, grami, filmem i popkulturą. Jedna z sal konferencyjnych była inspirowana malarstwem Pollocka. Wnętrze innej wykorzystuje motywy wypraw podbiegunowych. Miejsce tętni życiem, więc dla chwilowo zmęczonych dynamizmem czekają wyciszone pokoje drzemek (nap roomy). Inwestycję w Alejach projektowały trzy pracownie architektoniczne, wśród nich Paweł Garus i Jerzy Woźniak (mode:linaTM). Kolejne biura BE powstały w budynkach położonych blisko siebie, przy ulicach Rzymowskiego, Postępu i Konstruktorskiej na Służewcu. Ostatnią zakończoną inwestycją BE jest coworking w budynku dawnego Teatru Kwadrat przy ulicy Czackiego w Śródmieściu, otwarty w lutym (sześć pięter biur).

Ciekawostką jest, że wszystkie coworkingi BE powstały w budynkach, które architektonicznie nie są ostatnim krzykiem mody biurowej. Wprost przeciwnie. Pierwsze cztery miejsca to biurowce zbudowane na przełomie wieków. Ich architektura po dwudziestu latach wydaje się przebrzmiała. Adgar Bit przy Konstruktorskiej 11 (przy nim powstał amfiteatr) jest siedmiopiętrowym domem obłożonym skórą z błękitnego szkła i kamienia szlifowanego na wysoki połysk. Wtedy tego typu budynki (symbole biznesu) były stawiane w centrach miast, dziś widzielibyśmy je chętniej na przedmieściach. Tymczasem nowe wnętrza dały im drugie życie. Na czwartym, piątym i szóstym piętrze biurowca przy Konstruktorskiej funkcjonuje coworking Brain Embassy (cztery tysiące metrów), resztę powierzchni Adgar Poland wynajmuje firmom w ramach tradycyjnego leasingu. Coworking w tym biurowcu był już w całości projektowany przez poznańską pracownię mode:linaTM. Poza perfekcyjnym designem oko wypatrzy betonowe słupy konstrukcyjne, odbite spod tynku i płyt okładzinowych, wnoszące industrialną aurę w wybitnie nieindustrialny budynek. Idea zbudowania małego amfiteatru „w miejscu pracy”, i idea, że budowla może odegrać jakąś pozytywną rolę w życiu dzielnicy, narodziły się z obserwacji miejsca. Placyk przed wejściem był martwy. Przyozdabiały go: niedziałająca okrągła sadzawka zabudowana płytami i kosztowna rzeźba przedstawiająca drzewo bez liści. Nie było miejsca, na którym można by przysiąść. Poza tym północna ekspozycja powoduje, że skwer – zamknięty ścianami budynku w kształcie litery L – jest prawie pozbawiony słońca, jak podwórko-studnia w oficynie. W tej formie plac dziwnie współgrał z jałową atmosferą służewieckiego Mordoru.

Budowa amfiteatru nie była żadnym narzucającym się ani oczywistym pomysłem. Nie była kolejną pozycją w Excelu, do wykonania w ramach z góry ustalonego planu tak zwanej rewitalizacji. Właściwie w ogóle nie musiała dojść do skutku. Pomysły krążyły raczej wokół idei otwartego miejsca, a nie żadnej konkretnej budowli. Domaniewska, Postępu, Konstruktorska – nazwy tych ulic symbolizują biurową monokulturę. Wprawdzie w ostatnich latach miasto zaczęło pracować nad uczłowieczeniem tej części Służewca (powstają mieszkania i szkoła), tym bardziej daje się we znaki brak infrastruktury społecznej. Pomysły na odczarowanie placu krążyły między siłownią na wolnym powietrzu, zwykłym zazielenionym skwerkiem albo miejscem dla food-trucków. Wygrała idea najbardziej ambitna, najtrudniejsza w realizacji (i – co nie bez znaczenia – najbardziej kosztowna) zbudowania otwartego amfiteatru, który posłuży zarówno społeczności Brain Embassy, jak mieszkańcom. Betonowa konstrukcja nie zajęła jednak całej powierzchni placu. Wokół amfiteatru powstała przyjemna i bezpretensjonalna przestrzeń, dzięki której miejsce jest chętnie odwiedzane, zwłaszcza przez matki z dziećmi. W ciepły dzień dzieci oblegają amfiteatr prawie bez przerwy. Nie ma chwili, żeby ktoś nie korzystał z huśtawek czy miękkiej powierzchni przeznaczonej do skakania. Sama betonowa konstrukcja działa na wyobraźnię dzieciaków, które wiedzione nieposkromioną ciekawością włażą w każdy kąt i zakamarek. Placyk został wyłożony kompozytem imitującym drewno. Powstało też kilka wysp zieleni. Nie jest to wszystko napuszone czy przesadnie designerskie – na chwałę mecenasa. Raczej zwyczajne – i w tej okolicy potrzebne.

Po dokładnie dwóch latach (otwarcie miało miejsce w sierpniu 2020 roku) amfiteatr okazał się strzałem w dziesiątkę. Pierwsze rozruchowe lato było jeszcze niepewne. Covidowe lockdowny umiały dezorganizować każdą aktywność. Prawdziwy kalendarz udało się ułożyć na kolejny sezon. Jak nazwać wydarzenia, które mają miejsce w amfiteatrze? Słowa „impreza, pokaz, event” od razu sugerują jakąś bardzo formalną produkcję czy konferencję – event właśnie – zrealizowaną w formie przestrzeni na wynajem. Tymczasem amfiteatr nie działa dla zysku. Młodzież ze szkoły muzycznej odegrała na jego deskach przygotowany przez siebie spektakl operetkowy. Stowarzyszenia działające na terenie Służewca organizowały spotkania i pokazy twórczości zespołów amatorskich. Na scenie występowały teatr w języku francuskim i alternatywny teatr Druga Strefa z Mokotowa. We współpracy z wydawnictwami odbywały się wieczory literackie mniej znanych autorów. W amfiteatrze był organizowany Dzień Dziecka i pokazy iluzjonistyczne. Czasem miały miejsce wydarzenia bardziej praktyczne, jak lokalne serwisy rowerowe. Swoje pięć minut miały młodzieżowe zespoły muzyczne, które ten jeden raz miały możliwość wystąpić na prawdziwej scenie – bo od strony technicznej amfiteatr jest profesjonalną sceną audiowizualną. Na uwagę zasługuje jeszcze październikowy koncert rockowy. Wystąpili w nim (jako artyści) członkowie społeczności BE (brainerzy), którzy na co dzień pracują kilka pięter wyżej, a w wolnym czasie tu i ówdzie muzykują. Okazało się, że w społeczności brainerów drzemią talenty. Kameralny charakter miało malowanie przy winie i wystawa plakatów tworzonych przez coworkowiczów. Wieczory w amfiteatrze Brain Embassy mają tę wspólną cechę, że prezentują twórczość pozainstytucjonalną, niszową, czasem amatorską, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Miejsca na widowni nie są biletowane, a na widowni zasiadają (poza rodzinami artystów) zawiadomieni pocztą pantoflową mieszkańcy najbliższych osiedli. Wydarzenia są kameralne, ponieważ na widowni może zasiąść raptem kilkadziesiąt osób. Można tu również organizować płatne imprezy branżowe (zdarzały się nawet firmowe konferencje czy eventy przygotowane na wolnym powietrzu, w kontrze do sztampowej sali konferencyjnej w którymś z hoteli). Nie jest to główny nurt funkcjonowania miejsca, chociaż świadczy o jego popularności.

Działalność amfiteatru ma pozytywny wpływ na wizerunek marki Brain Embassy. Narzuca się pytanie, czy u podstaw podobnych przedsięwzięć nie leży zwyczajna kalkulacja przeprowadzona przez fundatora-mecenasa. A jeśli tak – czy to źle? Jeśli uznać amfiteatr za osobliwy, jednostkowy, ekscentryczny „produkt”, to właśnie dzięki niemu marka stała się bardziej rozpoznawalna i zdobyła zaufanie ludzi, którzy w innych okolicznościach w ogóle by o niej nie słyszeli. Z czasem ów „produkt” okazał się szczery i rzetelny – to dużo. Wizerunek ma znaczenie z punktu widzenia pozyskiwania nowych członków społeczności (przyszłych brainerów), dla których prospołeczna działalność Brain Embassy może mieć znaczenie, gdy będą podejmować decyzję o dołączeniu do społeczności. W ostatnich latach często możemy zetknąć się z opinią, że działalność filantropijna prowadzona przez biznes jest z definicji podejrzana. Orędownicy tej narracji twierdzą, że trzeba rozdzielić działalność społeczną (z definicji pozytywną) od biznesowej (której rzekomo towarzyszą niższe pobudki). Aktywność społeczną zostawmy społecznikom, instytucjom do tego powołanym albo nawet państwowej biurokracji – mówią. Jest to niesprawiedliwa opinia. Historia pokazuje, że przedsiębiorczość miała duży i pozytywny wpływ na rozwój instytucji niezwiązanych z biznesem i na kształtowanie niematerialnych wartości, które przekształcają ludzi w cywilizowaną wspólnotę. Motywem tych działań bywa chęć czynienia dobra połączona z chęcią osiągnięcia materialnego sukcesu czy nawet z pragnieniem sławy. Bezinteresowność bywa trwale zrośnięta z interesownością. Amfiteatr Brain Embassy jest dobrym przykładem na prospołeczną działalność biznesu. Funkcjonuje z korzyścią dla wspólnoty. W żadnym razie nie jest spektakularną, bardzo nagłośnioną, PR-ową kreacją. Raczej niewielkim zjawiskiem, które integruje ludzi, odczarowuje nie najprzyjemniejszy fragment miasta i budzi zaufanie. Nie ma sensu sprawdzać z aptekarską dokładnością procentu filantropii w filantropii.

Paweł Pięciak

Galeria Zdjęć