Aktualności / Z amerykańskiego snu

Z amerykańskiego snu

Za oceanem u podstaw udanego przedsięwzięcia stoi umiejętnie wykreowana legenda albo starannie zaaranżowana ludzka opowieść. Było więc tak: prawie trzydzieści lat temu do kalifornijskiej restauracji prowadzonej przez japońskiego kucharza wszedł Robert de Niro. Zachwycony czarnym dorszem przygotowanym przez Nobu Matsuhisę, aktor zachęcił utalentowanego szefa kuchni do otwarcia restauracji w dzielnicy Tribeca na nowojorskim Manhattanie. Panowie wkrótce połączyli siły i razem z producentem filmowym Meirem Teperem rozkręcili światowy biznes. Obecnie restauracje i hotele sygnowane przez trzech wspólników działają na pięciu kontynentach. Hotel Nobu (wraz z restauracją) otwarty w Warszawie w lecie 2020 roku jest pierwszym w Europie Środkowej. Budynek zdobył drugą nagrodę w XXV konkursie Polski Cement w Architekturze.

Biznes działa następująco. Restauracji jest pięćdziesiąt jeden, hoteli trzynaście; ale w każdym z hoteli funkcjonuje restauracja podpisana nazwiskiem Nobu Matsuhisy. Barcelona, Manila, Londyn, Chicago, Las Vegas, między innymi w tych miastach działa luksusowa sieć; plus w nadmorskich kurortach, jak hiszpańska Marbella czy Miami Beach na Florydzie. Hotelowych budynków nie łączy nic poza luksusem, ale ich sercem (i oczkiem w głowie właścicieli) są restauracje, projektowane według podobnych wytycznych japońskiego minimalizmu i serwujące podobną kuchnię. Ambicją i realnym wyzwaniem tego typu globalnego przedsięwzięcia biznesowego jest zapewnienie podobnego poziomu usług w miejscach, które nic o sobie wzajemnie nie wiedzą; dzieli je tysiące kilometrów. Godni zaufania smakosze potwierdzają, że kuchnia serwowana w warszawskim Nobu jest znakomita. Zaskakuje przede wszystkim połączenie smaków japońskich i peruwiańskich. Pożenienie tych odległych tradycji kulinarnych nie wynika z widzimisię mistrza ani mody na dania fusion, lecz z tego, że będąc początkującym kucharzem z Japonii, w latach siedemdziesiątych prowadził restaurację w Limie. Otwarcie warszawskiego lokalu zbiegło się w czasie z poluzowaniem obostrzeń po pierwszych covidowych lockdownach, gdy wyposzczona kulinarnie publiczność zaczęła szturmować kluby i restauracje. Wtedy znalezienie wolnego miejsca w Nobu graniczyło z cudem; stolik trzeba było rezerwować z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Jednak nagroda w konkursie Polski Cement w Architekturze nie przypadła wybitnej karcie potraw. Restauracja mieści się na parterze hotelu, zbudowanego na działce u zbiegu ulic Wilczej i Koszykowej. Zaś jego architektura wyrasta bezpośrednio z atmosfery tej części Warszawy.

Koszykową można nazwać królową południowego Śródmieścia. Dzielnicę powinien zobaczyć każdy, kto z niewiadomych przyczyn jest przekonany, że z przedwojennej Warszawy niewiele zostało, że w stolicy nie zachowała się miejska aura i miasto jest w gruncie rzeczy odbudowaną wydmuszką. Południowe Śródmieście to imponujące świadectwo rozwoju metropolii, która w drugiej połowie dziewiętnastego wieku i na początku dwudziestego była jedenastą największą w Europie, a według opinii wyrażonej przez budowniczego Kanału Sueskiego Ferdynanda Lessepsa, wkrótce miała stać się pierwszą. Klimat tak nagle i tragicznie zakończonej belle époque w przedziwny sposób zachował się w regularnej siatce ulic na południe od Alei Jerozolimskich. Te fasady, które nie zostały (jako niemodne) skute w okresie PRL-u, pysznią się bogatą eklektyczną ornamentyką. Na Lwowskiej szczęśliwie zachował się komplet tego typu dekoracji. Ceny gruntów w Warszawie powodowały, że niebotyki, jak określano wysokie budynki, liczyły sześć-siedem kondygnacji. Odpowiada to mniej więcej współczesnemu blokowi o ośmiu-dziewięciu piętrach. Wydaje się, że południowe Śródmieście, trochę zaniedbane, ale bardzo swojskie dzięki zasiedziałym mieszkańcom, zaczęło być naprawdę modne dwadzieścia lat temu. Zaś w ostatniej dekadzie powstała tu niezliczona ilość restauracji, kawiarni i klubów. Hotel Nobu powstał w odległości dwustu metrów od Hali Koszyki, której spektakularna odbudowa przeprowadzona siedem lat temu miała wpływ na całą okolicę.

Nowoczesna bryła Nobu jest w istocie rozbudową bardzo typowej dla tego rejonu miasta starej, zmodernizowanej i nadbudowanej kamienicy, stojącej na roku Wilczej i Emilii Plater. W niej od 2003 roku funkcjonował butikowy hotel Rialto, którego wnętrza, wyposażone w stare meble i bibeloty, były wyrazem miłości ówczesnych właścicieli-kolekcjonerów do dobrego rzemiosła i stylu art deco. W kwartale zabudowy Rialto miał wówczas za sąsiadów: z jednej strony pustą od wojny działkę w kształcie trójkąta, z drugiej zaniedbany, ale zamieszkany wysoki dom czynszowy z 1913 roku. Nowy budynek powstał na pustej działce w kształcie klina i został połączony szklanym łącznikiem z kamienicą-hotelem. Obecnie całość funkcjonuje pod marką Nobu. Betonowa bryła hotelu stoi w pierzei dwóch ulic, które w tym miejscu zbiegają się i łączą pod kątem trzydziestu stopni, więc budynek musiał zostać zakończony ostrym narożnikiem (litera V). I w tym wypadku podpowiedzi udzieliła historia miejsca. Trójkątne działki nie są niczym nadzwyczajnym w dziewiętnastowiecznej urbanistyce rozwiniętych miast. Kamienice efektownie zakończone ostrymi narożnikami zdarzają się w pejzażu paryskim czy nowojorskim. Stanowią ozdobę tych miast. Istnienie działek-klinów w krajobrazie południowego Śródmieścia wynika natomiast z historii urbanizacji dzielnicy. Tu nałożyły się na siebie dwa schematy (dwie siatki) rysowania ulic. Wcześniejszy, osiemnastowieczny – w którym drogi rozchodziły się promieniście z jednego centralnego punktu i późniejszy, dziewiętnastowieczny – w którym ulice krzyżowały się ze sobą pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Ulica Koszykowa należy do wcześniejszego układu, Wilcza i Emilii Plater do późniejszego. W każdym razie możliwość wypracowania bryły zamkniętej efektownym narożnikiem była prezentem dla architektów.

Przytaczane odniesienia historyczne mają na celu oświetlenie pewnego paradoksu – może najważniejszego dla zrozumienia idei hotelu Nobu. Budynek wydaje się ultranowoczesny i taki jest w istocie. Zaświadcza o tym wcześniejsza twórczość architektów z niegdyś śląskiej, a od niedawna śląsko-warszawskiej pracowni Medusa Group. Architekci Przemo Łukasik i Łukasz Zagała nawet pod względem wizerunkowym starają się być zawsze w awangardzie zjawisk. A jednak architektura Nobu odnosi się do motywów, idei i relacji związanych z miastem rozumianym bardzo tradycyjnie. Hotel wpisał się w zabudowę kwartałową i ciągłość pierzei. Parter został przeszklony i otwarty dzięki usłudze (restauracji). Strefa parteru została wycofana półtora metra w głąb bryły, dzięki czemu uzyskano podcień i więcej miejsca na pieszą komunikację na zewnątrz budynku. Sześć wyższych kondygnacji zostało w rzeźbiarski sposób horyzontalnie porozsuwanych względem siebie. Dzięki temu powstały współczesne wersje kamienicznych balkonów, wykuszy czy gzymsów. Ważną decyzją projektantów było ograniczenie szkła na elewacjach na rzecz czarnych i masywnych w wyrazie betonowych prefabrykatów. W czasach, w których domy lubią być niematerialne, Nobu ostentacyjnie podkreśla swoją materialność rzeźbiarską bryłą, detalem i ciężkimi materiałami; jak w burżuazyjnych kamienicach. A patrząc na hotel od strony Koszykowej, jesteśmy świadkami widoku, który cieszy oczy. Oto przed nami rozwija się teatr codziennego życia. Nowy hotel nie mógł bezpośrednio przylegać do czynszowej kamienicy, ponieważ w bocznej ślepej ścianie tego zaniedbanego domu mieszkańcy przed laty wybili okna do mieszkań. Między hotelem a kamienicą powstał więc nienaturalny dziedziniec, wymuszony przepisami o dostępie do światła. Na tym dziedzińcu hotelowa restauracja (dla zamożnych ludzi) w ciepłe dni wystawia na zewnątrz stoliki. W tym samym czasie nad głowami gości i na balkonach odsłoniętej oficyny toczy się zwyczaje domowe życie (nie najbogatszych lokatorów). Ugruntowane miasto godzi ze sobą pozorne sprzeczności. Jest przeciwieństwem enklawy, grodzenia, separowania czy strefowania.

Skoro Nobu przywędrowało zza oceanu, szukajmy międzykontynentalnych porównań. Czy nowy budynek przy Koszykowej nie przyczynia się mimowolnie do odrodzenia kultury mieszczańskiej? W sobotni wieczór miejska publiczność zjeżdża dużą windą (zbudowaną z myślą o samochodach) do wysokich piwnic Nobu (które pierwotnie miały być parkingiem), jednak pod koniec budowy inwestor zlecił architektom przeprojektowanie konstrukcji i zamienił garaż na klub jazzowy. Miłośnicy jazzu jadą w dół, na koncert, który zaraz rozpocznie się w undergroun-
dowych wnętrzach. Do hotelu dotarli pieszo ze stacji metra, idąc nieśpiesznie po zaprojektowanej (dawno temu) regularnej siatce ulic w ludzkiej skali. Idą ulicami krzyżującymi się przeważnie pod kątem prostym, na których odbywa się regularny, ale bardzo uspokojony ruch samochodowy. Zabudowa jest kwartałowa. Kamienice ustawione w pierzejach. Chodniki szerokie i nawet zadrzewione. W parterach wysokich domów widać szyldy niezliczonych zakładów usługowych. W lokalach i na zewnątrz tętni życie. Cień nad stolikami zapewniają markizy. Do jazzklubu zjeżdża Woody Allen, bo opis dotyczy zarówno dawnej mieszczańskiej Warszawy, jak mieszczańskiego Manhattanu. W rzeczywistości tamten Nowy Jork i tamta Warszawa były pod pewnymi względami bardzo podobne. Wbrew stereotypom o wieżowcach ze szkła, przy dziesiątkach nowojorskich ulic stoją kilometry zadbanych kamienic z czasów wielkiej prosperity – całkiem jak kiedyś w Warszawie. Różnica polega na tym, że stary (zwolennicy nowoczesności powiedzą – konserwatywny) Nowy Jork istnieje i prosperuje, zaś na Warszawę spadł los spalonego miasta. Jednak w kilku miejscach stolicy urbanistyczno-architektoniczne świadectwa przeszłości przetrwały, a mieszczańskość odradza się. Jeżeli Nobu w jakimś stopniu do tego się przyczynia – tym lepiej. Trzej panowie, wybierając miejsce na kolejną odsłonę swojego światowego przedsięwzięcia, oczywiście nie byli (nie musieli być) filantropami. Nie kierowali się żadną specjalną misją, ale na pewno mieli dobrego nosa.

Paweł Pięciak

Hotel Nobu ma dwie kondygnacje podziemne i siedem nadziemnych. Parter i pierwsze piętro różnią się pod względem funkcji (a co za tym idzie – konstrukcji) od pięciu wyższych pięter. Na parterze znajdują się przestrzenie ogólnodostępne (restauracja i lobby), na pierwszym piętrze sale konferencyjne (eventowe) z zapleczem. Na wyższych piętrach znajdują się wyłącznie pokoje hotelowe z komunikacją. Konstrukcja dużych, otwartych przestrzeni parteru i pierwszego piętra została zaprojektowana w układzie słupowo-płytowym. Taki układ, poza możliwością swobodnej aranżacji obszernych wnętrz, pozwolił wykonać na fasadach ciągłe horyzontalne przeszklenia (w salach konferencyjnych – półprzeźroczyste). Na uwagę zasługuje gięte szkło w oknach zaokrąglonego narożnika. Konstrukcja pięciu wyższych pięter została oparta na powtarzającym się układzie żelbetowych ścian w korytarzach i między pokojami. Wszystkie ściany mają grubość 24 cm. Strop nad pierwszym piętrem (dzielący sale eventowe od pokoi powyżej) został pogrubiony ze względów akustycznych. Budynek został zwieńczony stropodachem na płycie żelbetowej (25 cm grubości). Nad nim znajduje się dodatkowa „kondygnacja” – jest nią stalowy ruszt, stanowiący podbudowę pod urządzenia techniczne i instalacje, które zostały podniesione – również ze względów akustycznych – około metr ponad konstrukcję stropodachu. Hotelowe kondygnacje w nowym budynku zostały połączone z kondygnacjami kamienicy byłego hotelu Rialto za pomocą łagodnych pochylni. Długie i głębokie balkony Nobu zostały obsadzone zielenią, która tworzy wertykalny ogród.

Część podziemna została posadowiona na żelbetowej płycie dennej (80 cm grubości); stropy zostały rozparte na ścianach szczelinowych oraz żelbetowym trzonie; rozpiętość stropów – do 12 m. Podziemie – pierwotnie przeznaczone na parking dla gości – zostało przeprojektowane. Wyzwaniem była przebudowa prawie gotowego garażu z piętrowymi miejscami do parkowania i zamienienie go na otwarte wnętrze jazzowego klubu. Analizy wykazały, że większość gości będzie docierać do hotelu taksówką lub miejskim pociągiem (z lotniska) albo piechotą z Dworca Centralnego (osiem-dziesięć minut spacerem). W bezpośrednim sąsiedztwie wykopu w trakcie budowy znajdowały się: kamienica z hotelem Rialto i wpisana do rejestru zabytków kamienica Próchnickich z 1913 roku. Kwestia zabezpieczenia tych budynków była osobnym zagadnieniem konstrukcyjno-budowlanym. Zabezpieczenie obiektów przed przesuwaniem się podłoża zostało wykonane przy pomocy palisady z mikropali i metody jet-grouting, poza tym kamienice zostały wzmocnione przy użyciu m.in. rozpór, ściągów i ram usztywniających. Bryła hotelu ograniczyła dostęp do światła mieszkańcom sąsiedniej kamienicy Próchnickich. Aby częściowo zrekompensować to ograniczenie, na fasadzie Nobu, po zakończeniu budowy, powstała zielona ściana (komponowana pionowa roślinność).

Wnętrza hotelu zostały przygotowane przez pracownię Medusa Group (wnętrza restauracji – we współpracy z kalifornijskim studiem PCH). Stylistyka wnętrz jest pochodną stylistyki restauracji, a ta nawiązuje do japońskiego rodowodu szefa kuchni. Cechami tej stylistyki są oszczędność, stonowanie i nienachalna ornamentyka. Wnętrza są dyskretne, mają przyciemnioną aurę. Są luksusowe, ale bez poczucia nadmiaru. Aranżacja hotelowego lobby, przestrzeni konferencyjnych i wszystkich pokoi opiera się na surowych materiałach – przede wszystkim betonie architektonicznym, drewnie, szkle i fornirze. Popisem architektów są efektowne zabiegowe schody, które prowadzą z holu do przestrzeni eventowych na pierwszym piętrze.

PP

Galeria Zdjęć