Aktualności / Miasto na wyciągnięcie ręki

Miasto na wyciągnięcie ręki

Jedna życzliwa myśl uparcie wraca po odwiedzinach we wrocławskim budynku Nowy Targ. To myśl o możliwości kształtowania miasta przez architekturę. Wiąże się ona z poczuciem satysfakcji, że przy okazji czysto komercyjnego zlecenia architektom udało się zbudować kawałek prawdziwej miejskiej przestrzeni. Tylko oni wiedzą, ile pracy – w polskich realiach – trzeba włożyć, aby uzyskać taki rezultat. Motywuje ich poczucie odpowiedzialności względem Wrocławia. Budynek otrzymał równorzędną trzecią nagrodę w XXIV konkursie Polski Cement w Architekturze.

Od dwóch dekad Wrocław przeżywa twórczy czas. W wiekach średnich taki okres wszechstronnego rozwoju określano terminem felix saeculum (szczęśliwy wiek). Jest w tym dzisiejszym sukcesie smak tragicznych dziejów miasta, które w osiemdziesięciu (jak się oblicza) procentach zostało zrównane z ziemią pod koniec drugiej wojny światowej. Proces powojennego podnoszenia się do życia postępował bardzo powoli i jeszcze w latach siedemdziesiątych prof. Janusz Bogdanowski, który przyjeżdżał do Wrocławia z Krakowa, notował ze zdziwieniem, że miasto w gruncie rzeczy nadal nie zostało odbudowane. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych w ścisłym śródmieściu zaskakiwały przyjezdnych kwartały pustych przestrzeni. Warto dodać, że napływowi (czyli wszyscy) mieszkańcy długo nie uważali miasta za swoje. Było im obojętne. Podobno nadzwyczajna zmiana nastąpiła po powodzi w 1997 roku, w czasie której wrocławianie ratowali miasto własnymi rękami. Socjologowie twierdzą, że właśnie po tym wydarzeniu nastąpił przełom. Pogłębiła się więź mieszkańców z miastem, a jej przejawem stała się troska o dobro wspólne. Naturalnym, najbardziej zauważalnym, konkretnym przedmiotem tej pieczy stała się przestrzeń publiczna i architektura. Dowodów na powyższą tezę nie trzeba szukać w książkach. Widzi je każdy, kto opuściwszy dworzec główny, idzie przez miasto i porównuje obrazy zapamiętane przed mniej więcej dwudziestu laty do dzisiejszych.

Rzut oka na mapę uświadamia rangę miejsca. Działka, na której powstał Nowy Targ, była prawdopodobnie ostatnią tak dużą pustą przestrzenią w śródmieściu, w dodatku oddaloną od rynku o niecałe pięćset metrów. Jest to ścisłe centrum, zachodnia granica starego miasta. Jednak powojenna modernistyczna urbanizacja, praktykowana na gruzach niemieckiego Wrocławia, nie uwzględniała (co oczywiste w gospodarce socjalistycznej) tradycyjnych podziałów własności, częściowo zacierając siatkę przedwojennych ulic i parceli. Ulica św. Katarzyny, przed wojną kamieniczna i handlowa, stała się, jak wiele innych we Wrocławiu, bardziej ciągiem komunikacyjnym niż wielkomiejskim traktem. Fotografie działki przed inwestycją uzmysławiają, że duży fragment ulicy nie miał pierzei; w głębi stały dwa wysłużone biurowce typu Lipsk, a pomiędzy nimi funkcjonował parking. Jednocześnie w najbliższym sąsiedztwie stoją obiekty z wysokiej półki. Kwartał, o którym mowa, czyli teren między ulicami św. Katarzyny, św. Wita i Wita Stwosza przylega z jednej strony do placu Nowy Targ (jednego z trzech, obok rynku i placu Solnego, najstarszych wrocławskich targowisk), z drugiej do monumentalnego urzędu miejskiego z czasów kajzerowskich, z trzeciej do pozostałości pałacu Hatzfeldów, z czwartej do gotyckiego kościoła św. Wojciecha i zabudowań klasztoru dominikanów. Pisząc o „wolnej działce w śródmieściu”, koniecznie trzeba wyjaśnić, co ta fraza oznacza we Wrocławiu. Chodzi o wyjątkową na ziemiach polskich skalę wielkiego (i nowocześnie zurbanizowanego) miasta i skalę jego późniejszych wojennych zniszczeń. Zabudowanie wolnej działki we Wrocławiu rzadko polega na wypełnieniu małej zamkniętej przestrzeni, z czym mierzymy się na przykład w starym Krakowie. Nie chodzi więc o domy-plomby, choć i one się zdarzają. Chodzi o inwestycje w wielkiej skali i taką jest Nowy Targ. Świadczą o tym rozmiary działki – 145 m na 50. Makieta takiego budynku w skali jeden do jeden, ustawiona na wrocławskim rynku, zajęłaby aż jedną czwartą jego powierzchni.

Północno-wschodni narożnik u zbiegu ulicy św. Katarzyny (po lewej) i placu Nowy Targ

Dla Maćków Pracowni Projektowej Nowy Targ był piątym projektem przygotowanym we Wrocławiu dla firmy Skanska. Za każdym razem inwestor organizował zamknięty konkurs architektoniczny. Z czasem współpraca przerodziła się w długoterminową relację. Poprzednie cztery biurowce stoją w dobrych lokalizacjach, ale piąta jest wyjątkowa. – Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce, z tradycją, wpisane do rejestru zabytków, przylegle do szlaku bursztynowego, który prowadził ul. św. Katarzyny, dokładnie przed frontową fasadą naszego budynku – mówi Michał Zawadzki, architekt prowadzący projekt. Budowa była okazją do przeprowadzenia we Wrocławiu najbardziej kompleksowych (od czasu budowy parkingu podziemnego przy sąsiednim placu Nowy Targ w 2013 roku) badań archeologicznych. Wśród wydobytych z ziemi średniowiecznych artefaktów szczególne wrażenie robi samotna kamienna głowa, pochodząca prawdopodobnie z któregoś z gotyckich kościołów. W przygotowaniu jest publikacja naukowa, rzucająca nowe światło na rozwój miasta i szlaków handlowych w wiekach średnich. Michał Zawadzki zwraca uwagę na dylematy, jakie stoją przed architektami, którzy projektują w takim miejscu. Deweloperzy powierzchni biurowych traktują swoje inwestycje jako maszyny do zarabiania pieniędzy – i jest to naturalne. Biurowce projektuje się niemal jak magazyny wielkopowierzchniowe. W cenie jest efektywność i ilość metrów do wynajęcia, a od strony budowlanej – tania, łatwa, powtarzalna konstrukcja obłożona najprostszym (w wyrazie i w materiale) opakowaniem. Rządzą wskaźniki opłacalności, więc architektura i urbanistyka stają się pierwszymi ofiarami tego procesu. Buduje się produkty jednorazowego użytku, funkcjonalne monokultury. Okazuje się jednak, że fatalizm i determinizm nie muszą zwyciężać.

Punktem wyjścia było wzajemne zaufanie między inwestorem a architektami. To zaufanie (cenny kruszec) jest owocem ich wieloletniej współpracy. Skanska wie, jakie idee napędzają architektów z pracowni Maćkowa, czemu dają wyraz w projektach, publikacjach i publicznych wypowiedziach. Znana jest ich koncepcja cerowania poranionej, zdegradowanej tkanki miejskiej. Znane jest przywiązanie do badania relacji przestrzennych, kreowania miejsc wspólnych, przywracania otoczeniu utraconych niegdyś relacji i wartości. Znana jest koncepcja „myślenia wykraczającego poza granicę działki”. Polega ona na traktowaniu każdego projektu jako fragmentu większej całości. Bowiem każda inwestycja – jest to reguła – swoim oddziaływaniem wykracza poza czysto administracyjne granice czyjejś własności. Granica budynku – paradoksalnie – wcale nie kończy się na jego ścianach. Architektura działa szerzej niż jej fizyczne (materialne) ramy. Gra w miasto – używając terminu Czesława Bieleckiego – polega więc na braniu pod uwagę wzajemnych zależności i wpływu, jaki wywierają na siebie niezliczeni aktorzy miejskiej przestrzeni. Według tych wytycznych (nigdzie jednak niezapisanych, niebędących żadnym prawem i zależnych tylko od dobrej woli uczestników tej gry) została przygotowana koncepcja biurowca Nowy Targ.

Północna elewacja budynku zamykająca plac Nowy Targ

Tę strategię można obserwować od momentu, w którym inwestor starał się o teren pod inwestycję. Najprostsze rozwiązanie, jakie Skanska miała dosłownie w zasięgu ręki, polegało na przeprowadzeniu budowy na dużym fragmencie kwartału, lecz nie na całości. Firma dysponowała bowiem centralną częścią terenu, ale bez dwóch – bardzo istotnych dla klarowności urbanistycznej – fragmentów, przylegających do parceli z dwóch krótszych boków. Mając na uwadze scenariusz, w którym inwestorowi nie uda się pozyskać części logicznie uzupełniających całość, Maćków Pracownia Projektowa przygotowała pierwszą, wstępną – do pewnego stopnia ułomną – koncepcję biurowca. Zachowana makieta pokazuje, że budynek miał stanąć w kleszczach dwóch substandardowych biurowców z lat siedemdziesiątych. Nie było to dobre rozwiązanie. Jego architektura byłaby podporządkowana przypadkowym, nielogicznym scenariuszom własnościowym. Pat udało się przezwyciężyć, gdy inwestor dokupił dwie brakujące działki, wystawione w przetargu zorganizowanym przez miasto. Dopiero po wyburzeniu nieprzedstawiających większej wartości pudeł Navigi i Navicentrum kwartał objawił swój potencjał.

Wzdłuż wschodniej elewacji, przy ul. św. Katarzyny, został posadzony szpaler drzew

W tych warunkach projektanci mogli pokusić się o stworzenie wielkomiejskiej architektury. Trzeba podkreślić, że ograniczały ich bardzo precyzyjne regulacje zapisane w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego i wytycznych konserwatorskich. Od pierwszych szkiców architekci zmagali się z pojęciem skali. Twory tej długości, co Nowy Targ, są nienaturalne dla zespołów historycznych, w których parcelacja działek była bardzo drobna. Jednocześnie – uznali – budynek postawiony w XXI wieku nie powinien karykaturalnie odtwarzać dawnej struktury własnościowej poprzez – na przykład – kilkukrotną wyraźną zmianę formy czy koloru elewacji na przestrzeni stu pięćdziesięciu metrów. Kreacja polegająca na budowie szeregu udawanych kamienic nie wchodziła w grę. – Szukaliśmy współczesnego języka na rozdrobnienie dużej bryły, stąd pomysł na wycięcia w formie trzech przeszklonych dziedzińców oraz wycofania ostatnich kondygnacji – mówi architekt Michał Zawadzki. Wcięcia podzieliły bryłę Nowego Targu na mniejsze fragmenty i pozwoliły – dodatkowo – doświetlić wewnętrze trakty, dając pracownikom kontakt z zewnętrzem. – Proszę pamiętać, że teraz każdy najemca pyta o tarasy czy możliwość wyjścia na zewnątrz; te rzeczy stały się „must have” każdej inwestycji biurowej – dodaje. W ten sposób biurowiec – podzielony na segmenty, z dostępnymi na poziomie drugiego piętra patiami-podwórzami, z wycofanymi ostatnimi kondygnacjami od strony ul. św. Katarzyny, a jednocześnie z podniesioną monumentalną fasadą od strony placu Nowy Targ – nie sprawia wrażenia izolowanego pudła-maszyny.

Priorytetem było zaprojektowanie w parterach lokali usługowych. To (niegdyś) oczywiste rozwiązanie, które sprawia, że miejska przestrzeń tętni życiem, zostało kompletnie zapomniane w budownictwie ostatnich trzech dekad. Architektom udało się przekonać inwestora do stworzenia usługowego parteru nie tylko od strony długiego frontu, ale też przy krótszych bokach (przy placu i przy ul. Wita Stwosza). Usługowe partery, czyli sedno życia miejskiego, w dawnych wrocławskich budynkach miały podwójną wysokość i takie (sześciometrowe) lokale można spotkać w śródmieściu. We współczesnym komercyjnym budownictwie takie rozwiązanie trudno jest przeforsować, więc prawie wszystkie lokale usługowe w Nowym Targu mają wysokość jednej kondygnacji. Architekci nie zrezygnowali jednak z symbolicznego zaznaczenia podwójnej wysokości parteru. Fasada w przyziemiu układa się w rytm monumentalnych, sześciometrowych betonowych pilastrów. Oczywistą konsekwencją takiego rozwiązania (oczywistą w dawnym budownictwie – potem porzuconą) są wysokie podcienia od ulicy Wita Stwosza. Jest to zaproszenie, zachęta do skorzystania z usług reklamujących się za witrynami, a przy tym kawałek ciągu spacerowego, funkcjonującego na styku budynku i ulicy. I ta koncepcja została przez architektów wyciągnięta z niebytu; z otchłani historii i zastosowana w komercyjnej architekturze. Dzięki takim rozwiązaniom budynek i kawał bliskiej okolicy mają szansę żyć poza godzinami pracy biur.

Fragment zachodniej fasady wyłania się nad pozostałościami pałacu Hatzfeldów

Kompozycja fasad jest ukłonem w stronę wielkomiejskości. Pracując nad rysunkiem elewacji architekci na własny użytek określali jej fragmenty jako duży i mały porządek. Cechami dużego porządku będą majestatyczność, masywność, wyraźny ciężar fasady. Duży porządek został zastosowany przede wszystkim w strefie parteru. Składa się z podwójnej wysokości grubych betonowych prefabrykatów. Mały porządek jest wyraźnie lżejszy i zarezerwowany dla wyższych kondygnacji. Został zbudowany z pionowych, pełnobryłowych betonowych lizen (żyletek) i prefabrykowanych gzymsów. Prefabrykaty małego porządku zostały ułożone w dwa razy gęstszym rytmie niż strefa parteru. Mając jednak na uwadze rolę, jaką budynek pełni przy placu (zamyka tę przestrzeń i prawie dotyka monumentalnego poniemieckiego budynku urzędu miejskiego), cała północna elewacja została rozwiązana według zasady dużego porządku. Ów duży porządek przywołuje w głowie obrazy budynków klasycznych, pseudoklasycznych lub nawet socrealistycznych, stojących przy warszawskim placu Konstytucji czy krakowskim placu Centralnym. Nie jest to zarzut, tylko komplement, biorąc pod uwagę, że socrealizm w Polsce był ostatnim wielkim stylem i pewnie ostatnim okresem, który respektował urbanistykę, a miejskość rozumiał dość tradycyjnie.

Żeby oświetlić podejście architektów z pracowni Zbyszka Maćkowa do projektowania w mieście, przybliżmy jedną historię. Rzecz zakończoną bez precedensu w inwestycjach komercyjnych. Mowa o szpalerze drzew, który powstał wzdłuż fasady, ale już na miejskim gruncie, czyli poza granicą działki. Można zapytać – w czym problem? Drzewa wyglądają jak oczywisty element kompozycji. Tymczasem w miastach oczywiste są raczej bezdrzewne arterie-kaniony. Nie było żadnych oczywistych przesłanek, aby dodatkowo zajmować się tą sprawą. Fizyczna granica parceli jest granicą interesów inwestora. – Uparliśmy się jednak, że ponieważ ulice we Wrocławiu są pozbawione drzew, mamy wyjątkową możliwość, żeby zrobić ten szpaler – mówi Michał Zawadzki. – Ale pojawił się problem. Teren jest tak gęsto utkany podziemną infrastrukturą, że ludzie pukali się w głowę. Mówili, że się nie da, że to jest niewyobrażalne. Tylko trawka i jakieś krzaczki wchodzą w grę. Wiedzieliśmy, że są rozwiązania techniczne, które pozwalają posadzić drzewa w okolicy tych sieci – tłumaczy. Temat trafił na podatny grunt. Wrocławski samorząd od niedawana miał komórkę zajmującą się koordynacją infrastruktury podziemnej. Z inicjatywy architektów udało się doprowadzić do szeregu spotkań władz z gestorami wszystkich (kilkunastu) sieci, którzy musieli zająć się żmudnym, małym-wielkim projektem nasadzeń. W rzeczywistości chodziło o coś więcej – o wypracowanie mechanizmu współpracy na przyszłość; przetarcie szlaków, udrożnienie kanałów komunikacji między jednostkami organizacyjnymi, firmami i miejskimi spółkami. W miastach gołym okiem i na każdym kroku widać brak koordynacji i brak współpracy różnych jednostek miejskich, w trakcie budów czy prowadzenia inwestycji infrastrukturalnych. Skutki bywają opłakane. – My dodatkowo przekonujemy inwestorów, że podejście, w którym kolejny kawałek miasta zostaje posprzątany, a nie zapomniany, opłaci im się finansowo, bo jest to długoterminowa inwestycja w jakość przestrzeni – tłumaczy architekt.

Instalacja artystyczna „Rój 2.0” Łukasza Bergera (Cekasa) na betonowej ścianie w wysokim holu

Jeszcze o aspekcie społecznym. Budowie Nowego Targu towarzyszyło, jak może żadnej innej komercyjnej inwestycji we Wrocławiu, zainteresowanie opinii publicznej, mediów i tak zwanych aktywistów miejskich. Pomińmy to, że opinie aktywistów nieraz bywają przesadne, zbyt dogmatyczne, a ich oczekiwania nierealistyczne. Faktem jest, że budowa znajdowała się również pod ich czujnym okiem. Inwestycje biurowe w Polsce mają z roku na rok coraz gorszą prasę i chyba solidnie zapracowały na złą opinię. Mówi się, że czerpią z zasobów miejsca, w którym powstają, ale działają jak pasożyt – w zamian nic nie wnoszą. Projektanci stanęli przed nie lada wyzwaniem; architekturą musieli odczarować temat „złych biurowców na wynajem”. Stąpali po kruchym lodzie. – Wiedzieliśmy, jak łatwo doprowadzić do sytuacji, w której temat obiektów biurowych w centrum Wrocławia będzie na długi czas zablokowany; że w mediach mogą pojawić się nagłówki typu „blaszak” czy „szklane pudło” – mówi Zawadzki. – Tymczasem Nowego Targu w ogóle nie musieliśmy bronić. Broni się sam. Zbiera pochwały. Chwalony jest nawet przez najbardziej twardych aktywistów miejskich – dodaje. Kolejny (nie pierwszy) fragment Wrocławia został uporządkowany przez świadomych swego powołania architektów. Skoro szanują swoje miasto – znaczy, że nie chcą odpuszczać.

Paweł Pięciak

Budynek Nowy Targ, Wrocław, plac Nowy Targ 28
Autorzy: Maćków Pracownia Projektowa, architekt Zbigniew Maćków (główny projektant), Michał Zawadzki (architekt prowadzący), Olga Kanecka, Katarzyna Mrzewa, Michał Nykiel, Karolina Obuszko, Justyna Turowska, Ewelina Zawadzka
Architektura wnętrz: Maćków Pracownia Projektowa
Architektura krajobrazu: Maćków Pracownia Projektowa, A+F Architektura Krajobrazu Angelika Kuśmierczyk-Jędrzak
Konstrukcja: Grupa Projektowa Konstruktor
Generalny wykonawca: Skanska SA
Inwestor: Skanska Property Poland
Powierzchnia terenu: 7302 m²
Powierzchnia zabudowy: 4681 m²
Powierzchnia całkowita: 37 183 m²
Powierzchnia użytkowa: 21 664 m²
Projekt: 2016-2019
Koniec realizacji: 2019

Galeria Zdjęć