Aktualności / Kamień przy ścieżce

Kamień przy ścieżce

Pierwszy raz w historii konkursu nagrodę zdobył budynek tak drobny, a przy tym znaczący, jeśli chodzi o relacje między architekturą i naturą. Środowisko zbudowane i środowisko przyrodnicze nie muszą być z definicji nieprzyjaciółmi. Jest możliwe budowanie odpowiedzialne przy zachowaniu poczucia, że architektura pozostaje sztuką. Udowodnili to autorzy pawilonu edukacyjnego Kamień w Warszawie, którzy zdobyli główną nagrodę oraz nagrodę specjalną w XXIV konkursie Polski Cement w Architekturze.

Wśród nowo powstających biurowców, mieszkań i twardej infrastruktury miejskiej pawilon edukacyjny Kamień wydaje się inwestycyjną drobnostką. Spokojnym krokiem można go okrążyć w mniej niż minutę. Może przypadkowo zaplątał się w krajobraz metropolii, która właśnie w tym momencie chwali się budową najwyższego wieżowca w Unii Europejskiej? Miejsca Kamienia na mapie współczesnej Warszawy nie zrozumiemy bez przywołania szerszego zjawiska. Chodzi o fenomen ostatnich dziesięciu lat, który określa się czasem jako „powrót Warszawy i warszawiaków nad Wisłę”. Jeszcze w okolicach 2010 roku rytualnie powtarzano, że stolica, jak inne polskie miasta, jest odwrócona plecami do rzeki. Przywrócenie warszawiakom lewego brzegu Wisły odbyło się z przytupem. W 2015 roku oddano do użytku pierwszy, trzykilometrowy odcinek ściśle śródmiejskiej promenady, a kolejne odcinki (w górę i w dół rzeki) dwa lata później. Ideą bulwarów było stuprocentowe ucywilizowanie brzegu i wprowadzenie udogodnień, które pozwalają każdemu bezpiecznie i komfortowo spędzić tu czas. Na lewym brzegu znajdujemy się w świecie cywilizacji materialnej zaprojektowanej od stóp do głów, od kamiennych i betonowych posadzek, przez małą architekturę, oświetlenie, wiaty, toalety, miejsca rozrywek, pływające restauracje i place zabaw. Projekt architektoniczny zagospodarowania bulwarów stał na bardzo wysokim poziomie, jest więc „jak w Europie”. A Wisła stała się atrakcją na wyciągnięcie ręki, bo wyjście ze stacji Centrum Nauki Kopernik (na drugiej linii metra) zbudowano pięćdziesiąt metrów od brzegu. Obecnie Powiśle i bulwary są miejscem w stolicy, w którym mieszkańcy najchętniej spędzają czas. W czasie weekendu otwarcia, przed ośmiu laty, nową promenadę odwiedziło dwieście tysięcy ludzi.

Tymczasem prawy brzeg Wisły rządzi się własnymi prawami. Jego urokiem jest dzikość, brak widocznych przekształceń, a przede wszystkim nieujarzmiona, gęsta i żywiołowa roślinność. Jest to ewenement w skali europejskiej, ponieważ półdzikie nabrzeża w centrach wielkich miast są rzadkością. Zdarzają się, lecz raczej w dzielnicach peryferyjnych. W Warszawie z dzikich śródmiejskich plaż roztacza się widok na cywilizowane city zaraz po drugiej stronie rzeki. Prawdziwy mieszczuch odwiedzający prawy brzeg mógł zasmakować pierwotnej sztuki przetrwania, poczuć się uczestnikiem survivalu. Tymczasem w latach 2010-11 na praskim brzegu została przeprowadzona niezwykła inwestycja. Wytyczono dziesięciokilometrową ścieżkę rekreacyjną między mostem Łazienkowskim na południu i mostem Grota-Roweckiego na północy. Nie było to żadne przedsięwzięcie budowalne, raczej dyskretna ingerencja w przestrzeń. Polegała na uczytelnieniu dzikich duktów, połączeniu spacerową ścieżką kilku punktów i kilku plaż między dwoma mostami. Ścieżka została wysypana kilkoma tonami piasku i wzmocniona za pomocą niskiego płotu uplecionego ze zwykłych gałęzi. Nie obyło się bez wycinki drzew, gatunków inwazyjnych, jednak nie były to wielkie ingerencje. Cel był najprostszy w świecie – aby dało się zwyczajnie i bez ekwilibrystyki pospacerować wzdłuż Wisły na jej śródmiejskim odcinku i zejść na piaszczyste łachy, które zawsze sprawdzały się jako plaże. Na ścieżce panuje nieformalna atmosfera, bo nadal jesteśmy w dość dzikim krajobrazie. Jest idealna dla matek z dziećmi, biegaczy i niedzielnych rowerzystów.

Pierwszy etap ścieżki kosztował 120 tys. zł i pieniądze te wydają się wręcz śmieszne, jeśli porównamy je do 120 mln zł wydanych na pierwszy etap przebudowy bulwarów na lewym brzegu Wisły. Przez warszawiaków została przyjęta entuzjastycznie. Ale o tym, jakim przełomem mentalnym było wytyczenie ścieżki, niech świadczy jedno zdarzenie. Trzy lata później w Muzeum Sztuki Nowoczesnej miała miejsce wystawa dwudziestu pięciu – zaledwie dwudziestu pięciu – makiet, obrazujących najważniejsze dzieła polskiej architektury, powstałe po 1989 roku. Subiektywnego wyboru dokonała redakcja „Architektury-Murator” i kuratorzy. Wśród monumentalnych dzieł Dariusza Kozłowskiego czy Stefana Kuryłowicza znalazła się makieta spacerowego traktu po praskiej stronie Wisły. Czy było to dzieło architektury? Może rację ma architekt Marcin Brataniec, który w wywiadzie dla BTA mówi o kapitalnych skutkach, jakie dla funkcjonowania przestrzeni mają bardzo dyskretne ingerencje. I taką właśnie ingerencją jest pawilon edukacyjny Kamień, który został zbudowany osiem lat później właśnie przy wspomnianej ścieżce. Znakomicie wpisuje się w jej ideę. Pawilon jest integralną częścią tego sposobu myślenia – nieinwazyjnego zagospodarowania brzegu rzeki, gdy coś ważnego można zrobić przy niewielkiej ingerencji w krajobraz i niewielkim budżecie. Fascynujący jest kontrast między prawym i lewym brzegiem warszawskiej Wisły. Na jednym brzegu cywilizacja, na drugim dzikość. Na jednym króluje kompozycja, architektura, infrastruktura, budynki, na drugim przyroda, naturalność, nieokiełznanie. Nie chodzi o to, żeby wykazać wyższość jednego nad drugim, ale pokazać, że obie koncepcje funkcjonowania miasta mają rację bytu. Betonowy warszawski Kamień należy do tego drugiego świata. – Interesują mnie tematy, w których natura przenika się z twardą architekturą – mówi Marcin Brataniec, współautor budynku.

Inspiracją dla Kamienia był prawdziwy polodowcowy głaz narzutowy znaleziony przez architekta na brzegu. Właśnie na wysokości Golędzinowa w poprzek nurtu rzeki uformowały się kiedyś naturalne kamienne progi. Od nich nawet – jak twierdzą niektórzy – powstała nazwa Praga. Przygotowując projekt na konkurs architekt poznawał miejsce, penetrował prawy brzeg i wczuwał się w jego specyfikę. Szukał formy dla budynku, którego program w gruncie rzeczy był minimalny i można go opisać w dwóch zdaniach. Nad rzeką miał powstać pawilon, w którym znajdzie się mała salka na zajęcia edukacyjne i jakieś miejsce widokowe (wyniesione ponad poziom terenu), z którego można obserwować łąkę i rzekę. Do tego – jako rzecz oczywista – skromne zaplecze socjalne i techniczne. I ostatnia, ale bardzo ważna sprawa, czyli projekt zagospodarowania polany wokół pawilonu. – Chodziłem wzdłuż ścieżki i zobaczyłem czerwonawy dwumetrowy kamień, który chwycił mnie za gardło, więc zacząłem go rysować. Siedziałem i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w Warszawie w różnych miejscach jest mnóstwo takich głazów. Kamienie leżą przy willi Pniewskiego; głazy są elementami pomników i cokołów dawnych budowli. One są przez warszawiaków traktowane z szacunkiem. Może odwołać się do tego zjawiska? To dobra droga pójść za archetypiczną formą – wspomina architekt. Akurat ten fragment praskiego nabrzeża, który został przez inwestora wybrany jako miejsce budowy pawilonu, jest specyficzny. Miejsce nie jest idylliczne. Kamień stanął na skraju łąki, ale jednocześnie obok sporego węzła komunikacyjnego obsługującego most Gdański. Tylko sto metrów dzieli pawilon od mostu i tylko pięćdziesiąt od ruchliwej ulicy Zatylniej. Marcin Brataniec: – Gdy pierwszy raz wysiadłem z tramwaju i zszedłem z mostu, miałem wrażenie sielskiej polany i jednocześnie wściekłego zgiełku. Musiałem z jednej strony otworzyć pawilon na krajobraz, a z drugiej osłonić go przed hałasem. Tu pojawił się beton. Starsi architekci uczyli mnie, mówiąc: „panie Marcinie, na hałas jest jedna odpowiedź, czyli osiemdziesiąt centymetrów betonu i będzie cicho”. W ścianach Kamienia nie ma tyle betonu, ale udało się ochronić ciszę i skutecznie otoczyć ją betonową łupiną.

Pawilon Kamień nie jest po prostu wielokrotnie powiększonym głazem. Nie imituje natury; jest dziełem architektury, twórczym przetworzeniem tematu. Forma została wywiedziona z intuicyjnych szkiców rysowanych swobodną ręką, ale budynek jest racjonalny. Do Kamienia wchodzimy przez wąską i wysoką szczelinę, która logicznie została zaprojektowana od ulicy. Szczelina jest największym z trzech prześwitów wyciętych w pełnej betonowej skorupie, która od tyłu chroni wnętrze budynku przed hałasem. Za plecami zostawiamy cywilizację i wchodzimy do pieczary odlanej w monolitycznym materiale. Jesteśmy w miejscu prehistorycznego pierwotnego schronienia. – Głaz narzutowy, który znalazłem na brzegu, prowokował do zatrzymania się i intelektualnej podróży w bardzo zamierzchłą geologiczną przeszłość, bo kamienie pamiętają lodowce i pokolenia roślin i zwierząt – tłumaczy architekt. Wnętrze jest jednoprzestrzenne, więc wzrok ogarnia prawie wszystkie ściany i kopułę tej sztucznie wydrążonej, surowej skały. Elementy instalacji i techniki nie są widoczne. Nie ma płytek na posadzce, okładzin, podwieszonych sufitów, puszek, kabli, czerpni czy rur. Otacza nas ciężki beton kopuły. Jedynym elementem kształtującym wnętrze są schody, prowadzące na piętro. Ich przedłużeniem jest płyta antresoli zakończona balkonem, czyli wspomnianym punktem widokowym. Schody i antresola biegną wzdłuż ścian po łuku, a ich rzut przypomina podkowę, która spina i usztywnia ściany Kamienia. Zostały wykonane z takiego samego szarego betonu jak kopuła, więc są ciężkie i monolityczne. Przed nami (po przeciwnej stronie niż wąskie wejście do pawilonu) wielkie okno kadruje widok na nadwiślański krajobraz. Ten krajobraz był przyczyną powstania Kamienia i on – z całym szacunkiem dla architektury – jest najważniejszy. Bryła budynku sprawia więc wrażenie, jakby została w trzech czwartych długości przecięta nożem z góry na dół i po odrzuceniu na bok zbędnego fragmentu – domknięta wielką przeszkloną witryną.

Zagospodarowanie polany wokół pawilonu jest integralną częścią projektu. Słowo „zagospodarowanie” może wprowadzić w błąd, ponieważ kojarzy się z głębokim przekształceniem miejsca. Wręcz intuicyjnie zakładamy, że po „zagospodarowaniu” powstaje coś zupełnie innego niż przed „zagospodarowaniem”, i że to nowe jest z definicji lepsze niż wcześniej istniejące. Zagospodarowanie – myślimy – powinno być spektakularne, istotne i wiązać się z działalnością budowlaną, której efekt jest namacalny. W takim podejściu nie ma niczego niewłaściwego i często jesteśmy świadkami pozytywnych efektów gruntownego przekształcenia przestrzeni. Reprezentacyjne warszawskie bulwary na lewym brzegu Wisły są tego pięknym przykładem. Tymczasem polana wokół Kamienia jest przeciwieństwem tak rozumianego zagospodarowania. – Była to raczej z czuciem robiona ostrożna interwencja – mówi Marcin Brataniec. Polegała ona na usunięciu niektórych roślin inwazyjnych, niebezpiecznych dla ekosystemu (klony jesionolistne) i przywróceniu rodzimych gatunków traw i kwiatów. Betonowe elementy małej architektury są interpretacją łagodnych kształtów, których źródłem jest rzeka. Projektanci odwołali się do takich form jak osady (aluwia), kształtowane przez meandrujący prąd. Przywołali ławice piaskowe i różne elementy, które migrują z prądem rzeki. Powstały ścieżki, plac zabaw, miejsce na rowery, ale zasadą projektowania było „mniej”, a nie „więcej”. – Nasza koncepcja architektoniczna nie kończyła się na ścianach Kamienia, ale była łagodnie kontynuowana w przestrzeni, ponieważ wierzymy, że architektura za każdym razem jest częścią szerszego pejzażu – tłumaczy projektant.

Werdykt jury konkursu zbiegł się w tym roku z kulminacją pewnego zjawiska. Chodzi o karierę, jaką w języku potocznym robią określenia „betonoza” lub „betonowanie miast”. Używa się ich, aby piętnować zmiany w przestrzeni, które wiążą się z usuwaniem drzew lub ograniczaniem terenów zielonych. Najczęściej chodzi o inwestycje mieszkaniowe (tak zwaną deweloperkę) i przeskalowane – zdaniem krytyków – inwestycje infrastrukturalne. Furorę robią fotografie placów miejskich po rewitalizacji, z których poznikały wszystkie drzewa. Oburzeni mieszkańcy często mają rację, chociaż (jak w każdym zjawisku, które staje się masowe) dochodzi do nadużyć i blokowania inwestycji z innych przyczyn, ale pod pretekstem działań ekologicznych. Przypuśćmy jednak, że oskarżyciele mają rację. Czy ich zarzuty dotyczą sposobu przekształcania przestrzeni czy materiałów budowlanych używanych do przekształceń? Innymi słowy, czy winne są raczej błędne regulacje prawne i naginanie prawa, rabunkowa gospodarka przestrzenna, wadliwe koncepcje i schematy postępowania w samorządach, brutalna siła przebicia inwestorów i tak dalej… czy beton jako budulec, z którego powstaje część cywilizacji materialnej? Przecież na zabetonowanych – jak potocznie się mawia – placach miejskich najczęściej leży granit, a nie beton. Może więc warto przypomnieć, że to, w jaki sposób zmieniamy przestrzeń, wynika ze wstępnych założeń ideowych, a nie z fizycznego budulca. Na początku są idee, a nie beton, kamień, drewno czy stal. To idee prowadzą do dobrych lub złych rozwiązań, a przesłanek, które mają wpływ na ostateczny kształt projektu – są dziesiątki. Budulec jest tylko fizycznym odzwierciedleniem zadanego wcześniej planu. Nagroda dla pawilonu Kamień jest przykładem, że buduje się z idei. W tym przypadku – z dobrych idei. Nie powiemy przecież, że ta inwestycja zabetonowała fragment Warszawy. Przeciwnie, mamy poczucie, że relacje między architekturą i naturalnym krajobrazem są wzorowe. Za koncepcją Kamienia stoją strategie projektowe, którym hołduje pracownia architektoniczna eM4. Patrząc na pawilon i inne realizacje Marcina Bratańca, uznamy te koncepcje za ożywcze. A beton nie jest wrogiem, który zabija planetę, tylko użytecznym narzędziem – jak każde inne. Tu posłużył do realizacji rzeczy przemyślanej i wzbogacającej środowisko życia człowieka.

Paweł Pięciak

Pawilon edukacyjny Kamień na Golędzinowie w Warszawie (ulice Wybrzeże Puckie / Wybrzeże Helskie);
autorzy: eM4.Pracownia Architektury.Brataniec, architekci Marcin Brataniec (główny projektant), Urszula Forczek-Brataniec, Maciej Gozdecki, Damian Mierzwa, Marek Bystroń;
architektura krajobrazu: Urszula Forczek-Brataniec, Marcin Brataniec, Marek Bystroń, Paulina Nosalska (współpraca);
konstrukcja: Jan Wojtas;
generalny wykonawca: Transtolbud-Piekutowski Sp. z o.o.;
realizacja szalunków i konstrukcji żelbetowych: Luno Group Sp. z o.o. Łukasz Wyszkowski;
realizacja zagospodarowania terenu: Instal-Nika Sp. z o.o. Sp. K.;
powierzchnia terenu: 12 082 m kw.;
powierzchnia zabudowy: 240 m kw.;
kubatura: 1666 m sześc.;
projekt: 2016-17;
realizacja: 2018-19
Inwestorem pawilonu edukacyjnego Kamień był Zarząd Zieleni m. st. Warszawy, a dobrym duchem przedsięwzięcia dr Marek Piwowarski, który od 2006 roku pełnił funkcję pełnomocnika prezydenta miasta do spraw zagospodarowania nabrzeży Wisły.
Dr Piwowarski jest uważany za autora koncepcji „przywrócenia Wisły Warszawie”, w ramach której bardzo gruntownie przebudowano bulwary na lewym brzegu rzeki, a prawy brzeg został pozostawiony naturze. Projekt Kamienia został wyłoniony w konkursie współorganizowanym przez warszawski oddział SARP w 2016 roku. Pawilon będzie udostępniany szkołom i organizacjom pozarządowym na zajęcia edukacyjne. Będą w nim również organizowane wystawy i warsztaty. Miejscem edukacji i rekreacji jest również polana wokół Kamienia, której (nieinwazyjne) zagospodarowanie odbyło się pod okiem architekta krajobrazu dr Urszuli Forczek-Brataniec.

Galeria Zdjęć