Aktualności / Wyzwalanie wyobraźni

Wyzwalanie wyobraźni

Między wenecką laguną, warszawskim nabrzeżem i islandzką rzeką rozegrał się finał XXI ogólnopolskiego konkursu „Architektura Betonowa 2020 – akademicka nagroda za najlepszą pracę dyplomową roku”. Zwycięzcom przyznano trzy równorzędne nagrody i trzy wyróżnienia.

Szymon Ciupiński – „Lazzaretto Vecchio – wyspa kina na Lagunie Weneckiej”

Szymon Ciupiński, absolwent Politechniki Wrocławskiej, jest miłośnikiem kultury włoskiej. Nagrodę otrzymał za projekt „Lazzaretto Vecchio – wyspa kina na Lagunie Weneckiej”. Będąc na półrocznym stypendium w Mediolanie interesował się strukturami urbanistycznymi w pasie północnych Włoch, aby wykorzystać je w pracy magisterskiej. Poszukiwania w Lombardii przerwały wydarzenia wiosny 2020 roku. Architekt wrócił do Polski przed epidemią, zamknięciem granic i alarmującymi wiadomościami płynącymi z Włoch. Dalsze poszukiwania prowadził przez Internet. Intuicja skierowała go na małą wysepkę na lagunie weneckiej. Lazzaretto Vecchio nie znajduje się na szlaku masowej turystyki. Być może mało kto ją odwiedza. Architekta frapowało właśnie to – zamknięcie wyspy, jej niedostępność, introwertyzm historycznej architektury. Wyspa jest szczelnie otoczona przy brzegach niską i monotonną zabudową przypominającą mur. Skąd zamknięcie? W XIII wieku powstał tu klasztor, ale dalsza historia wyspy jest związana z historią epidemii. To na niej władze Wenecji urządziły miejsce kwarantanny dla pielgrzymów wracających z Ziemi Świętej i statków prowadzących handel z Bliskim Wschodem. Podczas regularnie nawiedzających miasto epidemii dżumy Lazzaretto Vecchio zamieniała się w lazaret. Tak było w latach 1576-77, gdy zmarła jedna trzecia populacji miasta. Poza miejscem izolacji chorych, na wyspie powstały budynki magazynów, w których kwarantannę przechodziły towary przypływające do miasta. Koniec epoki czarnej śmierci nie otworzył wyspy na świat. Od XIX wieku kwaterowało na niej wojsko, a magazyny zostały zmienione w koszary i zbrojownie. Kościół z wieżą zostały rozebrane, znikła część opuszczonych zabudowań poklasztornych. Patrząc wstecz: wyspa zmieniała gospodarzy, ale zawsze była miejscem zamknięcia i odosobnienia. – Cechą świadczącą o unikalności miejsca jest kurczowe trzymanie się obrysu wyspy przez zabudowę, jakby z całych sił próbowano odgrodzić się od laguny – mówi Szymon Ciupiński. Może na przekór trudnej przeszłości i w kontrze do dnia dzisiejszego, w którym demony zapomnianych chorób wróciły, architekt zaprojektował pełną życia wyspę kina, powiązaną z festiwalem filmowym w Wenecji.

Szymon Ciupiński – „Lazzaretto Vecchio – wyspa kina na Lagunie Weneckiej”

Budynki na wyspie są zachowane w około 60 procentach. Architekt nie zajmował się rozwiązaniami konserwatorskimi, ale skupił na uzupełnieniu tkanki o nową zabudowę. Jednocześnie pamiętał, że chodzi o naturalne przedłużenie historii miejsca, a nie gesty rewolucyjne, więc nowe kubatury były z zasady projektowane w obrysie niegdyś istniejących. Tak jak w klasztorach życie toczyło się wokół wirydarza, w projekcie Ciupińskiego sercem wyspy kina jest częściowo zachowany, częściowo odtworzony dziedziniec, wokół którego znajdują się pomieszczenia szkoły filmowej. Mieszkania studenckie znajdują się w dawnych izbach kwarantanny, muzeum kinematografii w magazynach towarowych, a biblioteka w miejscu nieistniejącego kościoła. Dominantą założenia jest wieża, która stoi na miejscu rozebranej wieży kościelnej. Wizytówką wyspy kina jest sala projekcyjna, której budynek został celowo wyniesiony ponad mury, aby uzyskać efekt rodem z filmów Felliniego. Widzowie czekający na seans obserwują tu i teraz krajobraz Wenecji i laguny, ponieważ przed oczami nie mają ściany z ekranem. Patrzą na świat przez wielkie otwarte okno. Tuż przed rozpoczęciem projekcji potężne okiennice wykonane z kratownic obłożonych dwustronnie cienką warstwą płyt ze zbrojonego betonu zamykają się i tworzą czwartą ścianę. – Architektura powinna być odpowiedzią na realne potrzeby, więc najbardziej przemawiają do mnie kwestie funkcjonalne, ale tu zaryzykowałem i poddałem się intuicji, zamiast sztywno podążać za programem – tłumaczy autor. Architekt zdaje sobie sprawę z negatywnych skutków, jakie masowa turystyka niesie dla Wenecji, dlatego celem projektu nie jest rozkręcenie turyzmu na nieodkrytej wyspie przy Lido. Ma to być miejsce raczej elitarne, przeznaczone przede wszystkim dla studentów i miłośników sztuki filmowej. Budynki są projektowane z betonu w odcieniu ceglano-ziemistym. Autor zwraca uwagę na efekt, dzięki któremu odnosi się wrażenie, że architektura nie powstała sztucznie, ale jest organiczna i wyrasta z gruntu. Tak postępuje szwajcarski architekt Valerio Olgiati, którego twórczość Szymon Ciupiński bardzo ceni. Natomiast beton na weneckiej lagunie jest czymś więcej niż wyborem estetycznym. – Czysta żelbetowa konstrukcja jest mniej narażona na uszkodzenia niż wielowarstwowa, na przykład wykończona tynkiem – mówi architekt. Z promotorem dr. Markiem Lambertem ustalili metodologię pracy, w której dąży się do balansu między własnymi priorytetami, pomysłami a kontekstem miejsca i przyziemnymi kwestiami realizacyjnymi czy technicznymi. – Projektując, spotykamy się z mnogością czynników, a wszystkie decyzje mają swoje konsekwencje – kończy architekt.

Bianka Gajdzińska (Swinder) – „Otwarte Centrum Architektury na warszawskim Powiślu”
Bianka Gajdzińska (Swinder) – „Otwarte Centrum Architektury na warszawskim Powiślu”

Bianka Gajdzińska (Swinder), absolwentka Politechniki Warszawskiej, otrzymała nagrodę za projekt Otwartego Centrum Architektury na warszawskim Powiślu. Punktem wyjścia dla architektki był niepokojący raport Narodowego Centrum Kultury „W dialogu z otoczeniem?”. Znak zapytania na końcu tytułu jest znaczący. Raport przedstawił badania nad stosunkiem Polaków do miejsc, w których żyją i do architektury. W roku 2017 tylko 6 proc. badanych świadomie zwracało uwagę na to, jak wyglądają budynki, drogi, ulice i place w ich miejscowości. 43 proc. interesowała się „raczej”, czyli nieprzesadnie. Prawie wszyscy, którzy zwracali uwagę na architekturę, mieli wyższe wykształcenie, a kapitał kulturowy wynieśli z domu. Jednocześnie, jak zauważa Bianka Gajdzińska, żargon, jakim posługuje się architektura, jest niezrozumiały i odstręczający dla przeciętnego odbiorcy. Nawet wartościowe książki, które popularyzują temat, są pisane hermetycznym językiem. Co zrobić, aby zbliżyć architekturę do człowieka, jeśli zdamy sobie sprawę, że grupą wiekową najmniej zainteresowaną wyglądem otoczenia byli najmłodsi badani (15-19 lat)? – Drogą jest szerzenie wiedzy w ciekawy sposób, aby dotrzeć do ludzi i nie zrażać ich trudnym językiem, który odstrasza laików – uważa projektantka. Otwarte Centrum Architektury byłoby tym dla architektury, czym stało się Centrum Nauki

Bianka Gajdzińska (Swinder) – „Otwarte Centrum Architektury na warszawskim Powiślu”

Kopernik dla popularyzacji nauki – miejscem otwartym, tętniącym życiem, bogatym w wydarzenia, spotkania czy warsztaty. W ten sposób Kopernik odniósł wielki ogólnopolski sukces; sukces, którego skala zaskoczyła jego twórców. Architektka umieściła OCA w sąsiedztwie Kopernika, na bulwarach wiślanych przy moście Świętokrzyskim. Bez wątpienia jest to jeden z najlepszych adresów w Warszawie, lecz nie zawsze tak było. Inwestycją, dzięki której rozkwitło Powiśle, jest przebudowa bulwarów na odcinku trzech kilometrów, trwająca od 2013 roku. Działka znajduje się przy takich nowych inwestycjach jak gmach ASP (wyróżniony w konkursie „Polski Cement w Architekturze”), tunel Wisłostrady, most Świętokrzyski, Elektrownia Powiśle, CN Kopernik i stacja drugiej linii metra o tej samej nazwie. Miejsce jest znakomicie skomunikowane, świetnie funkcjonuje i nie wymaga już żadnej rewitalizacji. Jest gotową, przygotowaną sceną, na którą można wprowadzić kolejnego aktora. – Ideą budynku była grecka Agora jako symbol dostępnej przestrzeni publicznej – mówi autorka. Projekt zakłada, że budynek stoi na przecięciu bardzo ruchliwych tras komunikacji pieszej. Przez stację metra i jej otoczenie przewijają się tłumy. Swoją architekturą OCA ma zachęcić do wejścia tych, którzy znaleźli się w okolicy przypadkowo, nieprzypadkowo albo zwyczajnie spędzają wolny czas nad Wisłą. Budynek jest mocno przeszklony, przebity pasażem i otoczony betonową kolumnadą. Na kolumnadzie Bianka Gajdzińska zaplanowała coś, co łączy architekturę z nowymi technologiami. Kolumny nie są gładkie. Na ich powierzchni pojawiają się odlane w betonie reliefy, ilustrujące rzuty klasycznych budowli. Po zeskanowaniu smartfonem, obraz (działający podobnie do kodu QR) przekierowuje użytkownika do nowych informacji. – Jest to wykorzystanie technologii rozszerzonej rzeczywistości, dzięki której będziemy mogli zwiedzać wystawę zamrożoną pod gołym niebem w betonowych kolumnach – mówi architektka. Reliefy same w sobie są elementami podnoszącymi estetykę budynku. OCA jest projektem studenckim. Czy jest możliwe do realizacji? Autorka konsultowała rozwiązania od strony technicznej. Analizowała m.in. plany i dokumenty przygotowane w związku z konkursem SARP-u na przebudowę bulwarów. Prowadziła konsultacje drogowe (możliwość przesunięcia ulicy prowadzącej na most i odzyskanie miejsca dla pieszych). – Okazuje się, że na tej działce więcej problemów mamy pod ziemią niż nad ziemią – tłumaczy Gajdzińska. Może łatwiej jest dostosować budynek do otoczenia niż uporać się z przyrzecznym gruntem, gęstą siecią instalacji i podziemnych kubatur, które powstały w czasie budowy metra, a wcześniej tunelu Wisłostrady. W złożeniu tylu wątków w wartościową całość pomogła promotorka, prof. Ewa Kuryłowicz. – Podchodzę do projektów praktycznie, a pani profesor pilnowała, żeby wszystko było spójne ideowo. Projektując centrum architektury, musiałam przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest dobra architektura. Musiałam sporo przeczytać na ten temat i dotrzeć do różnych źródeł – tłumaczy. Wybór betonu był oczywisty z innego powodu. Przedwojenne Powiśle, którego symbolem może być budynek elektrowni RWE, to często majestatyczna architektura obłożona solidnym, ciężkim kamieniem. Beton jest traktowany przez Biankę Gajdzińską jako materiał, który nie niesie w sobie oczywistego luksusu, a to rzecz ważna w budynkach publicznych. Kamień jest zawsze materiałem premium, beton nie zawsze. Lekko podbarwiony w masie będzie korespondował z beżami, szarościami i żółciami kamiennych fasad Powiśla.

Paweł Danielak – „Sloð – ośrodek spa na Islandii”

– Jestem bardzo ideowym początkującym architektem – mówi Paweł Danielak. Absolwent Politechniki Poznańskiej otrzymał nagrodę za projekt „Sloð – ośrodek spa na Islandii”. Słowo „sloð” oznacza smugę, ścieżkę lub szlak. Paweł Danielak od dwóch lat bierze udział w międzynarodowych konkursach i w większości z nich odnosi sukcesy, otrzymując nagrody lub wyróżnienia. Jest to metoda na poszerzenie wyobraźni i doskonalenie umiejętności. Jako student potrzebował czegoś więcej, odskoczni, ponieważ nie czuł pełnej satysfakcji z zajęć na uczelni. W 2019 roku w zespole trzech młodych architektów wziął udział w konkursie na muzeum wulkanu na Islandii. Zdobyli wyróżnienie, a w jury zasiadał sam Renzo Piano. Sympatia do Islandii pozostała i student w 2020 roku przygotował pracę na kolejny konkurs, którego tematem był ośrodek spa nad gorącą rzeką w dolinie Reykjadalur. Tym razem zdobył pierwszą nagrodę, a projekt stał się podstawą pracy magisterskiej. Jesteśmy 40 km od Reykjavíku, stolicy kraju. Tu, w pewnej odległości od wybrzeża, ulokowało się miasteczko Hveragerði, które swój byt związało z eksploatacją gorących źródeł, płynących – dosłownie – pod jego ulicami. Energia z wnętrza ziemi jest wykorzystywana w domach i gospodarce, bo funkcjonuje tu największy na wyspie ośrodek hodowli pod szkłem owoców, warzyw i kwiatów. Z Hveragerði warto się wybrać na kilkugodzinną wycieczkę na północ.

Paweł Danielak – „Sloð – ośrodek spa na Islandii”

Na końcu czterokilometrowego spaceru, wzdłuż dobrze oznakowanej ścieżki, zagłębiamy się w dolinę i trafiamy na gorącą rzekę. Ciągną do niej i miejscowi, i turyści, bo kąpiel w meandrującej rzece jest atrakcją o każdej porze roku. Temperatura wody waha się od 30 do 40 st. C. Osobliwością są pobudowane wzdłuż brzegów drewniane parawany, ławeczki, mostki i schodki, ułatwiające zejście do wody i skorzystanie z kąpieli. Tym samym dotarliśmy do miejsca, którego dotyczył konkurs. Pierwszym impulsem architekta było zaprojektowanie budynku, który wszystkich zadziwi i zaskoczy pomysłem. Paweł Danielak przyznaje, że jego żywiołem w projektowaniu jest faza koncepcyjna i w niej czuje się najlepiej Bez pomysłu architektura nie istnieje, więc nie można lekceważyć efektu „wow”. Drugim krokiem był jednak moment refleksji nad istotnymi wartościami miejsca: skarpą, rzeką, ścieżką i surowym krajobrazem. Najważniejsza wydała się ścieżka, która schodzi ze zbocza i małym mostkiem przekracza rzekę. Właśnie ten szlak tworzy najpiękniejszą oś widokową. Każda duża kubatura w tym miejscu byłaby dysonansem. Trzecim krokiem było wykorzystanie spadku terenu, czterometrowej różnicy wysokości między skarpą a miejscem opracowania. Architekt zaprojektował płaski betonowy obiekt, na który składają się dwa prostopadłościany przesunięte względem siebie. Budynek funkcjonuje jak most. Jednak najważniejszą decyzją było kontynuowanie biegu ścieżki – nie obok budynku i nie pod nim, a nad nim. Schodząc turystycznym szlakiem nad rzekę, wchodzimy na dach, mając budynek pod nogami. Architektura została podporządkowana ścieżce i znajduje się „pod nią”. – Jest prawie niewidzialna, wtopiona w krajobraz, który jest najważniejszy. Udało się to uzyskać dzięki wkomponowaniu bryły w naturalny spadek terenu – mówi autor. Islandia znajduje się na styku płyt tektonicznych, więc jest aktywna sejsmicznie i wulkanicznie. Ten czynnik w naturalny sposób powinien być uwzględniony. – Nie sprawdza się tu ekspresja w duchu Zahy Hadid, potrzeba raczej form monolitycznych, ciągłych, symetrycznych, trwałych – uważa Paweł Danielak.

Paweł Danielak – „Sloð – ośrodek spa na Islandii”

Architektura ośrodka spa jest nadzwyczaj oszczędna, minimalistyczna, a beton wydaje się wszechobecny, poza strefą saun, gdzie oczywiste jest drewno. Z budynku-mostu można bezpośrednio zejść do gorącej rzeki, a wyjście to – według słów autora – ma sprawiać wrażenie „ciemnej jaskini”, z której wyłaniamy się na świat. Przewodnikiem po architekturze był dla młodego projektanta prof. Marian Fikus, którego nazywa Mistrzem. Spotkania z profesorem nie były rutynowymi korektami, tylko prawdziwymi dyskusjami, które przeciągały się do dwóch-trzech godzin. Z ważnych dla siebie twórców Paweł Danielak na pierwszym miejscu stawia Roberta Koniecznego. Wybór ten nie może dziwić, skoro architekt z Katowic często powtarza, że najważniejsze w projektowaniu jest konsekwentne przeprowadzenie od początku do końca jednego mocnego pomysłu. Marzeniem młodego projektanta jest udział w wielkim międzynarodowym konkursie, w którym rywalizacja będzie się odbywać między najlepszymi. I żeby konkurs nie zamykał się na etapie koncepcji, ale kończył prawdziwą budową. – Chciałbym zmierzyć się z dużym tematem i zrobić niezwykły projekt, który wzbudzi emocje i pobudzi architekturę.

Paweł Pięciak

Galeria Zdjęć