Aktualności / Ukryty w miejskiej dżungli
Dom JRv2 w Poznaniu, zaprojektowany przez Adama Wysockiego ze studia de.materia, został wyróżniony w XXII konkursie „Polski Cement w Architekturze” nagrodą specjalną SPBT za użycie betonu towarowego.
Reportażyści posługujący się fotografią lubią potwierdzać wartość własnej pracy argumentem, że fotografia przeważnie nie kłamie; przeciwnie, wyostrza najistotniejsze cechy rzeczywistości, czyniąc ją bardziej przystępną i zrozumiałą. Możliwe, że nie byli jeszcze w zacisznym kącie Poznania, w którym rozlokował się dom jednorodzinny JRv2. Seria fotografii umiejętnie portretujących dom należy właśnie do gatunku, który pokazuje jedynie wycinek rzeczywistości, akurat ten piękniejszy i bardziej ponętny, podczas gdy naprawdę smakowita jest całość, a więc kontekst. Kontekstem w tym przypadku będzie lokalizacja. Umiejętnie skadrowany pejzaż sugeruje, że znaleźliśmy się w miłej wakacyjnej okolicy, wśród lasów, gdzie można odetchnąć pełną piersią z dala od cywilizacji, i jedyne, co spędza sen z oczu właścicielom, to codzienny dojazd do pracy lub szkoły z dalekich, rozkosznych suburbiów. Fenomen lokalizacji domu JRv2 polega na czym innym. Najbliższa okolica spełnia wymagania raju, wydaje się nietknięta ręką człowieka, ale raj jest enklawą położoną w ścisłym mieście, jest otoczony rozrastającymi się osiedlami mieszkaniowymi północnego Poznania. JRv2 jest domem miejskim, a nie podmiejskim. Został ukryty w sercu miejskiej dżungli. Właścicielom udało się kupić unikalną działkę na skraju Lasku Piątkowskiego, w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatu Żurawiniec, w bok od ulicy Jasna Rola, która ciągnie się półtora kilometra wzdłuż zachodniej granicy tego zielonego terenu. Lasek jest zresztą coraz szczelniej osaczany od wschodu i zachodu przez rozrastające się blokowiska Piątkowa i Naramowic. Intensywne budowy już zdążyły zachwiać gospodarką wodną i pośrednio doprowadziły do degradacji najcenniejszych elementów leśnego ekosystemu. Od północy enklawa została domknięta inwestycją publiczną, kampusem Uniwersytetu Adama Mickiewicza na Morasku, który jest rozbudowywany od lat 70. XX wieku. Zamknięty w kleszczach rozbudowujących się miejskich sypialni, lasek stał się również, co zrozumiałe, ulubionym miejscem rekreacji dla coraz liczniejszych mieszkańców bliskiej okolicy. A na działce, wbitej klinem w rezerwat, stały rozsypujące się zabudowania gospodarskie. Niewielki staw służył za wysypisko śmieci. Potencjał miejsca był do odkrycia.
•
Na działce znajduje się uskok ziemny o wysokości ok. 2,5 m, obniżający się w kierunku rezerwatu. Ta niewielka w gruncie rzeczy różnica terenu zdeterminowała główne założenie domu. Od inwestora wyszedł pomysł, aby dom schować przed oczami postronnych. Ulica Jasna Rola jest z roku na rok bardziej uczęszczana, można nią dojechać do pobliskiego cmentarza albo skrócić drogę między Moraskiem a Naramowicami. Głębokość uskoku, odpowiadająca jednej kondygnacji, pozwoliła na zbudowanie całej części mieszkalnej poniżej terenu. Od strony Jasnej Roli części mieszkalnej w ogóle nie widać, a „nad powierzchnię” wynurza się jedynie zamknięta konstrukcja, prostopadłościan, którego funkcji nie sposób się domyślić. Okazuje się on garażem ulokowanym na płaskim, betonowym dachu. Konstrukcja garażu to lekki szkielet drewniany wykończony modrzewiem. Dzięki umieszczeniu garażu nad domem, prostym ruchem został rozwiązany problem dojazdu do posesji. W tradycyjnym układzie samochód musiałby zjeżdżać w dół po rampie albo drogę do garażu trzeba by prowadzić skrajem uskoku. Spory fragment działki byłby przeznaczony dla rozwiązań komunikacyjnych i przez to stracony. W zamkniętej, wsobnej, izolowanej skrzynce garażu znajdują się schody, które prowadzą do części mieszkalnej. Jej charakter jest już zupełnie inny. Została podporządkowana widokom, kadrom i stronom świata.
•
Dolna część domu została rozplanowana na bazie litery T. Krótsze ramię litery zostało wbudowane w skarpę, a z dwóch pozostałych ramion powstała dzienna część mieszkalna. Dom został maksymalnie otwarty na zachód i południe, bo tylko w tych dwóch kierunkach otwiera się widok na rezerwat. Tu ściany zostały zastąpione przez przeszklenia o bardzo dużych gabarytach. Od strony północnej dom jest zamknięty (prawie) pełną ścianą i w ten sposób odgradza się od sąsiedniej posesji. Od wschodu konstrukcja opiera się o wał ziemi. W dłuższym ramieniu litery T znalazła się tak zwana strefa dzienna z salonem, jadalnią i kuchnią; w krótszym ramieniu, wysuniętym w stronę lasu, znalazły się garderoba, łazienka i sypialnia. W drugim, krótszym ramieniu, które częściowo zostało wbudowane w skarpę, znalazły się pomieszczenie techniczne i pokój gościnny z oknem – jedynym oknem wychodzącym na północ.
•
Konstrukcja domu została oparta na betonowym murze oporowym, wzmacniającym ziemną skarpę. W trakcie budowy muru część skarpy została rozebrana, następnie odtworzona. Jednocześnie dłuższe ramię domu zostało nieznacznie odsunięte od muru oporowego. Właściciele chcieli, aby również od strony wschodniej salon i jadalnia miały, choćby bardzo skromny, dostęp do światła, aby ściana nie była ślepa. Dlatego w przestrzeni między murem oporowym a wschodnią ścianą domu powstała płytka betonowa studnia lub – idąc bardziej wyrafinowanym tropem – minimalistyczne patio z dostępem dziennego światła. Betonowe ściany, pusta przestrzeń, bezruch, bezgłośność i brak detalu robią wrażenie. Jednym słowem – azyl. Architekt Adam Wysocki mówi, że patio jest refleksem jego fascynacji architekturą japońską. Drugie kameralne patio, również otwarte na niebo, lecz mniejsze, znajdziemy w drugim skrzydle domu, przy łazience. – Użytkownicy mieszkają tu dwa lata i mówili mi, że niektóre miejsca skłaniają do zadumy i kontemplacji samej architektury, można po niej podróżować, można się napawać samym widokiem tego domu – stwierdza Wysocki. Na zielonym dachu zostały posadzone rozchodniki i zioła.
•
Dom został zbudowany metodą gospodarczą. Architekt wspomina, że uczył się tu betonu właściwie od podstaw. Zaczął zbierać fachową literaturę, książki i podręczniki; sprowadzał branżowe magazyny, m.in. niemieckie, które pokazują przykłady architektury betonowej. Razem z wykonawcami oglądali betonowe realizacje, w tym Bramę Poznania (zwyciężczynię XVIII konkursu „Polski Cement w Architekturze”), która dla Adama Wysockiego jest „niedościgłym wzorem, jednym z najlepszych betonowych budynków”. Wiedział, że 170 m kw. powierzchni nie jest atrakcyjną propozycja biznesową dla dużych partnerów. Zrezygnował z profesjonalnych szalunków systemowych i (nadrabiając wiedzą wyniesioną z fachowej lektury) zdecydował się na tanie sklejki używane do robót żelbetowych. Budowa była eksperymentem. Sklejki starano się docinać z meblarską precyzją. Rysunek deskowania, układanie szalunków, szczelność, zabezpieczanie konstrukcji i kolejność wylewania ścian – wszystko było efektem samokształcenia. Wylewanie ścian nie było podyktowane logiką budowy, ale koniecznością sprawdzenia, jaki będzie efekt. Najpierw powstały mniej eksponowane powierzchnie. Łamigłówką techniczną było uzyskanie efektu ostrych krawędzi w narożnikach ścian, ale bez użycia trójkątnych listew fazujących. Kłopotliwe było uszczelnianie szalunków od spodu, gdzie napór mieszanki jest największy (w czasie próbnych betonowań listwy zaczęły przeciekać). Dom jest zbudowany ze ścian trójwarstwowych: ściana wewnętrzna (20 cm), warstwa izolacyjna (20 cm) i warstwa elewacyjna (12 cm). Ta ostatnia powstała w technologii SCC (beton samozagęszczalny). – Miałem zbyt wyidealizowany obraz betonu i ktoś powinien mnie trzymać przy ziemi – mówi architekt. – Wydawało mi się, że niektóre rzeczy są nie do przyjęcia, a były solidnie zrobione. Początkowe przebarwienia wydawały mi się nie do zaakceptowania, a one z biegiem czasu, dwóch-trzech miesięcy, rozpłynęły się. Beton miał tak dobrą powierzchnię, że zaczął odbijać światło, zrobił się marmurowo-alabastrowy.
•
Pytam Adama Wysockiego, co w architekturze jest ważne albo co go boli. Okazuje się, że dwie rzeczy. Najważniejsza jest ekologia. Architekt uważa budownictwo za głównego winowajcę, odpowiedzialnego za światowy kryzys ekologiczny. Architektura i budownictwo muszą stawić czoło problemom, których kiedyś nie było. – W kolejnych projektach chciałbym potraktować niektóre zagadnienia jak manifesty – mówi Wysocki. – Nie wyobrażam sobie budynku, który nie „myśli”, co się z nim stanie, gdy trzeba będzie go rozebrać, ile energii pochłonie recykling materiałów budowlanych, jak wybrać materiały, które mają mały wpływ na środowisko, jak zorganizować odzysk energii. Jest to wiedza, którą teraz zgłębiam – dodaje. JRv2 nie aspiruje jeszcze do miana domu pasywnego, ale kilka tematów udało się wrzucić do projektu (ściany otwarte i zamknięte ze względu na strony świata czy wał ziemny, na którym opiera się dom; odzysk ciepła i ogrzewanie podłogowe z masywną płytą akumulacyjną w postaci betonowej posadzki). Drugą bolącą kwestią są pieniądze. Światowa architektura stała się wehikułem finansowym i poza pieniędzmi prawie nic się nie liczy. Zmagają się z tym projektanci – i ulegają, żeby przetrwać. Ulegają wielkie biura i mali outsiderzy. Głos architektów przeważnie się nie liczy. Wysocki uważa, że w epokach, o których myślimy z pewnym sentymentem, pieniądz w architekturze był ważny, ale nie wszechwładny. Dzisiejsza pogoń za pieniądzem łączy się z ekologią lub raczej z jej brakiem. – Architektury nie da się tworzyć w sposób nieskrępowany, jesteśmy ograniczeni wolą zamawiającego, finansami, przepisami, urzędami. A naprawdę powinniśmy być ograniczeni – i od tego trzeba zacząć – niebezpiecznym kierunkiem, w którym zmierza cywilizacja, bo najprawdopodobniej zmierza do katastrofy. Trzeba wymyślić nowe priorytety dla architektury i zupełnie nowe zasady budowania – podsumowuje Wysocki.
Paweł Pięciak