Aktualności / Akademia w dynamicznej dzielnicy

Akademia w dynamicznej dzielnicy

Przebudowa i rozbudowa budynku Akademii Sztuk Pięknych przy Wybrzeżu Kościuszkowskim w Warszawie otrzymała wyróżnienie w XIX konkursie „Polski Cement w Architekturze”.

null

  

Stanisław Wokulski, wędrując warszawskim Powiślem w roku 1878, był zaskoczony skalą nędzy i upodlenia, jakie zastał w zapomnianej przez Boga dzielnicy. Bohater „Lalki” powołany do życia przez Bolesława Prusa szedł ulicami Solec i Dobrą, gdzie widział „płat ziemi nadrzecznej, zasypany śmieciem z całego miasta”, który „nie urodzi nic nad parterowe i jednopiętrowe domki”. Tułając się po ulicach, obserwował „rudery zapadnięte niżej bruku z dachami porosłymi mchem, lokale z okiennicami dniem i nocą zamkniętymi na sztaby, drzwi zabite gwoździami, naprzód i w tył powychylane ściany, okna łatane papierem albo zatkane łachmanem”. Powiśle w czasach Prusa było wstydliwą podszewką miasta, które akurat wtedy, w drugiej połowie XIX wieku, należało do dziesięciu najszybciej i najbardziej gwałtownie modernizujących się miast w Europie. Cywilizacja dotarła nad Wisłę między innymi w postaci Szkoły Sztuk Pięknych, która została wzniesiona przy nowo utworzonych bulwarach na początku XX wieku. Warszawa zawdzięcza tę fundację Eugenii Kierbedziowej. Była córką słynnego konstruktora Stanisława Kierbedzia, który przerzucił przez Wisłę, tuż przy Zamku Królewskim, pierwszy w Warszawie stalowy most. Eugenia Kierbedź, korzystając z fortuny męża, także inżyniera, zbudowała dla Warszawy gmach Biblioteki Publicznej przy Koszykowej, a pod Warszawą w Ząbkach pawilon w nowo utworzonym szpitalu dla nerwowo chorych. Gmach Szkoły Sztuk Pięknych powstał w latach 1912-1914 według projektu Alfonsa Graviera. Mniejsza, klasycystyczna, frontowa część budynku stała (i stoi do dzisiaj) frontem do nadwiślańskiego bulwaru; większa, dydaktyczna, z pracowniami, znalazła się w ogrodzie. Na starych zdjęciach szkoły widać wykusze i wielkie okna z drobnymi podziałami, doświetlające od północy pracownie malarzy. Budynek szkoły po 1945 roku został odebrany akademii i brutalnie przebudowany; zatarły się jego cechy stylowe, zniknęły wykusze i wielkie przeszklenia, nadbudowano piętro. Gmach został odzyskany przez szkołę na początku lat 70. i od tej chwili władze uczelni myślały o rozbudowie budynku.

Tymczasem dzielnica nędzy, która przeraziła Wokulskiego, od początku XX wieku przeobrażała się i w dwudziestoleciu międzywojennym zmieniła w całkiem przyzwoitą dzielnicę mieszkaniową z rozwiniętymi usługami publicznymi. Gmach Akademii Sztuk Pięknych, dotychczas trochę osamotniony jako „przyczółek nowoczesności” nad Wisłą, zyskał sąsiadów. Dwudziestolecie pozostawiło po sobie nowo wytyczone ulice, dziesiątki eleganckich modernistycznych kamienic, szpital na Solcu, kolejowy tunel średnicowy przez Wisłę, budynek Elektrowni Miejskiej czy Dom Nauczycielski. Zniszczenia wojenne, choć znaczne, nie zdołały zatrzeć struktury i charakteru dzielnicy i dziś, aby poczuć klimat architektury i urbanistyki tamtej Warszawy, warto zejść właśnie na Powiśle. Tym bardziej że w ostatnich latach cała Warszawa gwałtownie „wraca nad Wisłę” i powrót ten – znów – ma miejsce w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły. Zaczęło się od nowego gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego przy ul. Dobrej (1999), potem powstał Most Świętokrzyski (2000), 900-metrowy tunel zamykający pod ziemią fragment Wisłostrady (2002), Muzeum Fryderyka Chopina (2010), wreszcie Centrum Nauki Kopernik zbudowane bezpośrednio nad tunelem Wisłostrady (2010). Na odcinku dwóch kilometrów trwa przebudowa bulwarów wiślanych, których pierwszy odcinek (pod Zamkiem Królewskim) zamienił się już w wytworną miejską promenadę. Ostatnim na razie akordem przekształceń jest budowa drugiej linii metra (2015) i przystanku podziemnej kolejki na Powiślu – dokładnie sto metrów od gmachu Akademii. To skomunikowanie nadrzecznych terenów z innymi częściami miasta zadziałało jak nagły katalizator. W tej chwili bulwary wiślane na zachodnim brzegu Wisły są modne; tętnią życiem od wiosny do jesieni.

null

W uporządkowanych pierzejach ulic dwudziestolecia międzywojennego, wśród udanych i dość zharmonizowanych z otoczeniem budynków okresu PRL-u (jak Hotel Nauczyciela z końca lat 60.) i wśród dzisiejszych wielkomiejskich przekształceń Powiśla dokonała się rozbudowa budynku ASP nad Wisłą. Konkurs na projekt rozpisano w 2008, wygrała go pracownia JEMS Architekci. Budowa trwała trzy lata, inwestycję oddano do użytku na początku roku akademickiego 2014. Zabytkowy gmach został odnowiony i częściowo, chociaż bardziej symbolicznie niż naprawdę, przywrócono mu historyczne podziały klasycystycznej elewacji. Nowy budynek szkoły powstał w północnej stronie stosunkowo niewielkiej śródmiejskiej działki. Podstawowe założenia architektoniczne – abecadło, z którego składa się zdania, a z nich wyprowadza konsekwencje – projektanci lokują w czymś, co nazywają ideą „naturalnej kontynuacji”. Naturalnej, ponieważ unika dwóch skrajności. Nie chce biernie kopiować konserwatywnych historycznych wzorów, ani nie próbuje być indywidualnym autorskim krzykiem w mieście. Przy okazji nowej Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu (nagroda główna XVIII konkursu „Polski Cement w Architekturze”), budynku też zlokalizowanego w gęstym śródmiejskim krajobrazie i też dostawionego do zabytkowego gmachu z XIX wieku, architekci z pracowni JEMS mówili w wywiadzie dla BTA: „cechą rzeczywistości – dowolnej przyrodniczej – jest przekształcanie i narastanie, a nie budowanie nowego (…). Jesteśmy nastawieni na to, że świat się modyfikuje, a nie zmienia, przy czym zmianę rozumiemy jako coś rewolucyjnego”. Nie chodzi im jednak o kompromis polegający na tym, że architektura ma zatrzymać się gdzieś w pół drogi między starym a nowym. Architektura według nich nie jest sztuką mechanicznego kompromisu. Polega raczej na uważnym wyprowadzaniu wszystkich decyzji projektowych z uwarunkowań, jakie zastajemy. A w zwartym śródmiejskim krajobrazie uwarunkowań jest bez liku i należy je uszanować. Nowy budynek ASP należy więc do czasów, w których powstał: funkcjonalnie odpowiada na dzisiejsze potrzeby szkoły artystycznej, został zbudowany z użyciem współczesnych technologii i materiałów. Mimo to – jak stwierdził jeden z krytyków – robi wrażenie, jakby „stał w tym miejscu od zawsze”. Jest to komplement. Idąc wzdłuż Wybrzeża Kościuszkowskiego, mijamy poważne budynki publiczne z ciężkimi, najczęściej kamiennymi fasadami o pionowych rytmach. Można wśród nich nie zauważyć tego nowego, o elewacji zbudowanej z równie ciężkich optycznie, bardzo przestrzennych, betonowych płyt, poukładanych jedna przy drugiej w lekkim skosie. Ich stabilność, rytm i ciężar uspokajają. Abyśmy jednak nie zapomnieli, że to szkoła artystyczna, która powinna „wychodzić na świat”, a nie wsobny twór skierowany do wewnątrz, w czterokondygnacyjnej fasadzie zostały wycięte trzy wielkie tafle szkła, przez które można zajrzeć do środka. Ze środka z kolei roztacza się widok na skwer, Wisłę i bulwary.

null

Stojąc przed półzamkniętą lub, jak kto woli, półotwartą fasadą ASP, nie można pominąć nazwiska, które było związane z Akademią na Powiślu i jej mityczną rozbudową, która nie doszła do skutku czterdzieści lat temu. Dziś nazwisko wraca w kontekście rozbudowy dokonanej przez JEMS-ów. To Oskar Hansen, profesor ASP, ale z wykształcenia i pasji architekt i urbanista. Duch Hansena unosi się nad rozbudową uczelni. Hansen, nieżyjący od 11 lat, toczył boje o formułę szkoły i systematycznie je przegrywał. Miał skrajnie idealistyczną, równościową wizję człowieka i społeczeństwa, a szkołę rozumiał jako nieustanny twórczy tygiel w zasadzie pozbawiony wszelkiej hierarchii. Interpretował świat, a przede wszystkim architekturę, poprzez Formy Otwarte i Formy Zamknięte. Był wielkim zwolennikiem pierwszych, drugim się przeciwstawiał. Formę Zamkniętą, dominującą w historii ludzkości, rozumiał jako wytworzony przez kulturę system hierarchiczny, dośrodkowy, ściśle ukierunkowany, z wyraźnie wyodrębnionym centrum i arbitralnie narzuconymi kierunkami rozwoju. Tak rozumiana architektura miała dla Hansena wydźwięk opresyjny. Ideę Formy Otwartej, którą zresztą sam wymyślił, opracował i ze sporym sukcesem propagował w teorii, rozumiał jako strukturę pozbawioną kierunków, hierarchii i opresji; jako strukturę, którą ludzie „sami wypełniają swoim życiem”. Wierzył, że w architekturze zbudowanej według idei Formy Otwartej człowiek będzie najważniejszy, jako podmiot, a nie przedmiot. Hansen uważał Formę Otwartą za prawdziwie demokratyczną i równościową. W 1974 roku przygotował projekt rozbudowy ASP, gdzie zaproponował budowę jednej hali warsztatowej dla wszystkich studentów. Była to wielka przestrzeń doświadczalna. Na otwartej antresoli mieli siedzieć profesorowie – dosłownie bliscy i dostępni na każde „zawołanie”. Hansen chciał rozbić tradycję zamkniętych indywidualnych klas mistrzowskich i zdemokratyzować system kształcenia, a nowa architektura miała w tym pomóc. Jak można się domyślić, pomysł nie znalazł uznania, był co najmniej ekstrawagancki, jeśli nie utopijny. A jednak dziś JEMS-i odwołują się do niego, tłumacząc ideę własnego projektu. Istotnie, na parterze nowego budynku powstała wielka hala, warsztat pracy dla rzeźbiarzy, a nad nią biegnie antresola, rodzaj mostu, z którego można obserwować, co się dzieje na dole. Na co dzień hala jest podzielona na mniejsze sekcje, ale przy dobrej woli lekkie przegrody można unieść w górę… W zasadzie wszystkie wnętrza budynku są surowe, monochromatyczne, betonowe, bez detalu, więc mogą stanowić – znów jak u Hansena? – czyste tło dla energii ludzkiej; dla tego, co się wydarza. Niewiele też trzeba (może usunąć ogrodzenie sprzed budynku), by wyobrazić sobie, że betonowy dziedziniec uczelni wylewa się na bulwary, a zielone bulwary wkraczają na dziedziniec. Architektura szkoły na Powiślu (na tyle, na ile była w stanie) oddała ukłon utopijnej idei legendarnego architekta, który kiedyś pracował w jej murach.

Paweł Pięciak

 

Galeria Zdjęć