Aktualności / Dom z mitu, pamięci i nadziei
Rozmowa z architektem Wojciechem Targowskim z trójmiejskiej pracowni FORT, która otrzymała nagrodę specjalną w XIX konkursie „Polski Cement w Architekturze” za użycie betonu towarowego w realizacji Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku.
– Jakie Pan, gdańszczanin z wyboru, ma wspomnienia związane z pierwszą Solidarnością? Czy miały znaczenie przy pracy nad koncepcją ECS?
– Właśnie kończyłem studia i na 16 grudnia 1981 roku miałem wyznaczony termin obrony pracy dyplomowej. Był to dyplom podwójny, więc z kolegą, jak to bywa tuż przed oddaniem, pracowaliśmy w dzień i w nocy. 13 grudnia został wprowadzony stan wojenny, a my, po nieprzespanej nocy, nie do końca świadomi powagi tego, co się wydarzyło, z dyplomem pod pachą poszliśmy na uczelnię, ale oczywiście nikt nie chciał naszego dyplomu przyjąć i broniliśmy się dopiero po kilku miesiącach. A temat naszej pracy był symboliczny i, okazało się, bardzo na czasie. Wtedy i dzisiaj ważne przestrzenie w Trójmieście są zlokalizowane wzdłuż kolejki miejskiej, która jest kręgosłupem Gdańska, Sopotu, Gdyni. Aglomeracja składa się z osobnych miast, a każde z nich z dzielnic o wyraźnej tożsamości, inna jest Oliwa, inna Zaspa, inny Wrzeszcz. Wokół tych kilkunastu punktów połączonych osią kolejki koncentrowaliśmy nasze zainteresowanie. Mieliśmy pomysł, żeby „znaczyć” architekturą kolejne ważne przestrzenie w Trójmieście.
Chcieliśmy stworzyć charakterystyczne urbanistyczno-architektoniczne symbole dla ważnych miejsc. To bardzo postmodernistyczne myślenie. Właśnie wtedy całe życie polityczne Polski koncentrowało się wzdłuż kolejki, bo jadąc nią mija się Stocznię Gdańską i inne zakłady przemysłowe. Wszędzie widzieliśmy napisy, hasła, chorągwie, transparenty, wszystko było obmalowane i oplakatowane. Wszyscy dyskutowali w najbardziej nośnej wówczas przestrzeni Trójmiasta.
– Pochodzę z Krakowa, więc zapytam, czy legenda Solidarności jest w Gdańsku silniejsza niż gdzie indziej? Dla Krakowa Karol Wojtyła jest ważny również dlatego, że żyją ludzie, którzy go znali przez czterdzieści lat, zanim został papieżem, a to jest ciekawe, bo tworzy obraz człowieka. A czym jest Solidarność dla gdańszczanina?
– Bardzo dobrze pamiętam „festiwal” Solidarności. W grudniu 1980 roku byłem w tłumie gdańszczan podczas odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców. Okazuje się, że był tylko jeden moment, tylko mgnienie, gdy można było wybudować pomnik, bo za rok, w przeddzień stanu wojennego, byłoby to niemożliwe. Tak więc nasi starsi koledzy architekci i rzeźbiarze błyskawicznie przystąpili do pracy. Tak się złożyło, że przypadała wtedy dziesiąta rocznica masakry grudnia 1970 roku na Wybrzeżu. Ogromne starania włożono w to, żeby pomnik powstał… I powstał. To wielkie przeżycie we mnie zostało. Gdy pracowałem nad koncepcją Europejskiego Centrum Solidarności, wspomnienia się odnowiły. Usytuowanie budynku wobec placu i pomnika jest specyficzne, bo rzadko się zdarza, żeby budynek stojący przy ważnym placu nie miał wejścia od jego strony. Uznałem, że nie ma możliwości, by ECS miał wejście od strony placu. Przeciwnie, całkiem zamknięta fasada miała pozostać tłem dla pomnika Poległych Stoczniowców. Między pomnikiem a budynkiem stoi zresztą nieprzebyta bariera. To mur epitafijny, pełen symboliki, zbudowany w tym samym czasie, obecnie pod opieką konserwatora.
– Przypomnijmy, że jest to mur zbudowany obok najbardziej znanego elementu pomnika, trzech krzyży z kotwicami. Na murze jest fragment Psalmu 29 w tłumaczeniu Miłosza.
– Jest to część pomnika, podobnie jak trzy krzyże, wzniesiony w pośpiechu, ale daleko bardziej widoczna jest tu spontaniczność. Z czasem surowy, betonowy mur obrósł symboliką i znaczeniem. Zastanawiałem się, w jaki sposób zaznaczyć, że jest to bardzo ważny fragment pomnika, zbudowany w linii ogrodzenia Stoczni Gdańskiej, które dziś już nie istnieje. Dla ludzi, którzy nie znają historii tego miejsca, ten zwykły, siermiężny mur, może się dzisiaj z niczym nie kojarzyć, a przecież zasługuje na to, żeby podkreślić jego symbolikę. Mur był zbudowany z niczego, ale ma mnóstwo treści. Zdecydowałem, żeby bardzo wyraźnie oddzielić pomnik od budynku ECS. Między gmachem ECS a murem zbudowaliśmy więc fosę, mocne obniżenie terenu. Fasada ECS od strony pomnika jest prawie pozbawiona przeszkleń i przez to staje się monumentalna. Jest tłem dla pomnika, który pozostał w tym miejscu najważniejszy.
– Solidarność była ruchem, o którym pisano w kontekście takich pojęć jak sprawiedliwość, godność, równość; pisano o przebudzeniu narodowym lub odwrotnie, o ruchu socjalistycznym. Jakie idee Solidarności miał Pan w głowie pracując nad ECS?
– Myśląc o ECS szedłem śladami idei, które uważałem za ważne w ruchu Solidarności. Starałem się je sobie uświadomić. Przykładowo, zafascynowała mnie jego niezwykła dynamika. Pochylone ściany budynku sprawiają, że on jest żywy, że coś się w nim dzieje. Proszę sobie przypomnieć, że używano metafory domina, mówiąc o przemianach w Europie Wschodniej. Kilka lat temu, w rocznicę zburzenia muru berlińskiego, Lech Wałęsa został poproszony o pchnięcie pierwszego elementu takiego domina. To działa na wyobraźnię. Rytmicznie rozstawione ściany budynku, sekwencja szerszych i węższych przestrzeni, wszystko jest proste i dosadne, jakby wybijane robotniczym młotem. Architektura stała się dynamiczna. Inna ważna idea, z którą łączę Solidarność, to prostota. Solidarność zawsze kojarzyła mi się z naturalnością i prostotą. Dlatego budynek ECS składa się z zaledwie kilku równoległych powtarzających się ścian. To wszystko. Byłem kilka razy w Stoczni Gdańskiej, gdy jeszcze pracowała, i dobrze pamiętam ten pełen ekspresji widok, gdy zeskładowane stalowe płyty stoją równo poukładane, a suwnica zabiera je do obróbki i montażu. Blachy były ustawione na pochyłych stojakach, płyty były potężne, przechylone; miały w sobie ten dynamizm, porządek, rytm i prostotę.
– Czy budynek ECS, stojąc obok pomnika Poległych Stoczniowców, zachowanej historycznej bramy numer 2, zachowanej historycznej sali BHP, sam ma charakter monumentu?
– Chciałem, żeby był rzeźbiarski; rzeźbiarski w tym sensie, że ponadczasowy. Nie powinien być modny albo okazjonalny. Powinien trwać, „utrzymać się” dłużej. Trochę przypadkiem i później trafiłem na rzeźby amerykańskiego artysty Richarda Serry. Serra tworzy z ciężkiej i twardej stali proste i wyraziste kompozycje. Widzę pokrewieństwa między jego twórczością a ideą formalną ECS. Jednocześnie nie mogła to być architektura dla zbyt wyrafinowanych gustów, Solidarność była przecież ruchem powszechnym. Powszechność, demokratyczność i dostępność były dla mnie bardzo ważne. Wchodzimy do środka i w ogromnym holu jednym spojrzeniem ogarniamy wszystko; od razu widzimy, gdzie jest wystawa stała, gdzie biblioteka, sala wystaw czasowych, kawiarnia, sklep muzealny, wszystkie inne funkcje.
– Skąd pomysł na zardzewiałą stal w takiej ilości?
– Wybór był intuicyjny. Zadecydowała szczerość i prostota tego materiału. Wielokrotnie zadawano mi to pytanie i kiedyś, gdy po raz kolejny zobaczyłem „Człowieka z marmuru” i „Człowieka z żelaza” Andrzeja Wajdy, przyszła mi do głowy być może właściwa odpowiedź. Myślę, że budynek nie mógł być „z marmuru”, bo jest to metafora fałszywie kreowanego bohatera. Socrealistyczny, marmurowy posąg Mateusza Birkuta to falsyfikat stworzony na zamówienie fałszywej ideologii. Bohater staje się prawdziwym i twardym człowiekiem, dopiero gdy zrywa z narzuconym wizerunkiem. Z kolei drugi film opowiada historię jego syna Maćka, szczerego i autentycznego człowieka „z żelaza”. Tak bym rozumiał te dwie metafory. Do reżysera dotarła zresztą moja interpretacja i rozmawialiśmy na ten temat. Andrzej Wajda bardzo ceni architekturę, a budynek ECS ma w nim swojego przyjaciela.
– Czy śledził Pan reakcję opinii publicznej na powstający ECS? Bryła nie jest łatwa w odbiorze w kontekście zardzewiałej stali.
– Reakcje osób, z którymi rozmawiałem, były pozytywne, ale człowiek obraca się w towarzystwie ludzi podobnych do siebie, więc trudno o prawdziwą konfrontację. W Internecie były litanie złych, a czasem obscenicznych opinii. Nie mam zwyczaju, jak fabrykant Bucholc z „Ziemi obiecanej” – skoro jesteśmy przy filmach Mistrza – kazać odczytywać sobie obelg na swój temat, fascynować się tym, a potem okładać po głowie służącego. Spotkałem się z opinią, która szczególnie mnie zainteresowała. Jeden z działaczy stoczniowych, robotnik, powiedział, że budynek jest zardzewiały, a stocznia tak nie wyglądała, bo stocznia była schludna i tym się chlubiła. Czyli obraz, który pokazuje ECS, mógł stoczniowców urazić, bo pokazana została zardzewiała faktura, która jest dla nich synonimem niechlujstwa. Robotnikom warsztat pracy w stoczni kojarzy się z czymś o wiele bardziej zadbanym. Dla robotnika rdza jest synonimem złej roboty, że źle się dzieje. Trzeba taki element pomalować, jakoś wykończyć albo wymienić. Ja mam jednak wrażenie, że gdyby nie istniał korten, trzeba by go wymyślić na potrzeby ECS, taka moc jest w tym materiale. Korten jest niezniszczalny, twardy, nieociosany. Lukry w kontekście Solidarności wydają mi się nieszczere.
– Proszę powiedzieć, jak powstawał ten stalowy budynek z żelbetu (śmiech)?
– Nagroda była dla mnie zaskoczeniem. Nie ma lepszego materiału niż beton, nawet dla tak „żelaznego” budynku, mówię to z przekonaniem… i nie ma lepszej materii. W ECS żelbet jest ukrytym szkieletem i tylko gdzieniegdzie się pojawia w niewielkim wymiarze i, muszę powiedzieć, w nie najlepszym wykonaniu. Ten trochę siermiężny beton ma jednak dużo ekspresji i nawet jeśli jest gorzej wykonany, wzbogaca architekturę o czynnik szlachetnej trwałości. Mamy tyle przykładów zastosowania betonu w budynkach inżynierskich czy militarnych, gdzie się znakomicie starzeje. Niejednokrotnie inne materiały na skutek upływu czasu stają się byle jakie, a beton doskonale wytrzymuje próbę czasu. Kiedy widzę zniszczony most czy kawałek wiaduktu albo bunkry odkryte gdzieś w lesie, to odkrywam ich wymiar plastyczny. Odnoszę wrażenie, że beton awansował do grona materiałów naturalnych i traktujemy go dzisiaj jak kamień. Jest tylko kilka materiałów tak szlachetnie naturalnych.
– Co w konstrukcji Europejskiego Centrum Solidarności może najbardziej działać na wyobraźnię?
– Wraz z konstruktorem budynku dr. Zbigniewem Wilkiem musieliśmy przezwyciężyć problem: jak pokonać składową poziomą pochylonych żelbetowych ścian tak, żeby nie położyły się jedna na drugą. Jesteśmy przyzwyczajeni, że budynki mają proste przełożenie obciążeń, czyli układ pionowego przeniesienia po linii siły grawitacji. W ECS siły musieliśmy rozłożyć na dwie składowe: pionową i poziomą. Wszystkie ściany opierają się ostatecznie na trzech pylonach mieszczących klatki schodowe i windy. Ściany „układają się” na nich, tak jak blachy, które widziałem w stoczni, układały się na stojakach. Betonowe belki-pomosty służą do transmisji sił między kolejnymi płytami, z pierwszej na drugą, na trzecią, czwartą i kolejną. Ciekawym momentem jest wysoka szczelina między dwiema częściami budynku, gdzie musieliśmy przenieść składową poziomą między stropami położonymi na różnych poziomach. Użyliśmy belek w kształcie litery V – formie podyktowanej wyłącznie racjonalnością konstrukcji. Belki te są wyraźnie widoczne i dodają szczerej ekspresji wnętrzom budynku.
– Prowadzi Pan pracownię architektoniczną w Gdańsku-Wrzeszczu. Jak Pan ocenia w tej chwili potencjał rozwojowy Gdańska?
– Po 1989 roku mieliśmy w Trójmieście okres niepokoju. Kontakty Polski z Europą zmieniły kierunek na równoleżnikowy, przeniosły się do miast leżących na zachodzie, jak Poznań czy Wrocław. Jeszcze w latach 70. i 80. Trójmiasto było naprawdę oknem na świat. Można było kupić przemycane towary, ludzie lepiej się ubierali, żony marynarzy wyglądały dostatniej niż żony urzędników w centralnej Polsce. W latach 90. Europa dotarła wszędzie, szerokim strumieniem i ze wszystkimi konsekwencjami. Wyjątkowość Trójmiasta przygasła. Ciężar rozwoju przesunął się do miast bliżej granicy zachodniej. Z Polski do Europy zaczęto wyjeżdżać „równoleżnikowo” a nie „południkowo”, jak w PRL-u, gdzie jechano przez port i oceany na świat. Teraz, od kilku lat, Gdańsk odzyskuje równowagę i znaczenie. Miasto jest bardzo aktywne w inwestycjach, jest dużo przedsięwzięć komunalnych. Czapki z głów, rozwój jest imponujący.
– ECS to uhonorowanie legendy Solidarności jako sprawy ważnej historycznie i nadal żywej. Tu mam wątpliwość: honorujemy idee, które nie były realizowane po zwycięstwie wolności w 1989 roku, nie przejmowano się nimi i dziś się nimi nie przejmujemy. Może zamiast żywego centrum idei zbudował Pan ostateczną trumnę dla symbolu, który był ważny dla świata w latach 80., ale teraz nie ma znaczenia?
– Intencja była inna. Taka, żeby trwały i idea, i budowla. Mam wrażenie, że w dziejach są fale, które unoszą się i opadają. Czy będziemy interpretować to heglowsko czy po marksistowsku jako ścieranie się sprzeczności i tworzenie z tego nowych jakości, dialektycznie czy w innym sposób, zawsze będzie się zmieniał nasz stosunek do historii, a więc i idei. Zmienia się nasz stosunek do minionego czasu. Na pewno im coś jest bliższe, tym ogląd jest mniej obiektywny. Czy realizujemy idee Solidarności? Pewnie nie. A jak chętnie powołujemy się na Jana Pawła II, mówimy o pokoleniu JP2, ale czy w ogóle istnieje coś takiego? Każdy wyciąga, co mu wygodne i chętnie się pod tym podpisuje. Podobnie jest z martyrologią wojenną, gdzie obiektywizm powinien być większy, bo minęło więcej czasu, a nie możemy się dogadać co do wielu aspektów tamtych wydarzeń. Już można by próbować je podsumować, ale okazuje się, że jest to trudne. To nie znaczy, że idee nie są ważne, przeciwnie, są bardzo ważne! Ten nieustanny dynamizm w oglądzie zjawisk społecznych i politycznych jest naturalną rzeczą. Nie przejmowałbym się tym.
– W takim razie co robić?
– Kontynuować idee i nieść je dalej. Temu powinno służyć ECS. Dzisiaj znaczenie idei Solidarności jest takie, a za dwadzieścia lat być może będzie inne. W tej chwili jesteśmy zdenerwowani, ludzie kłócą się między sobą. Może za pięćdziesiąt lat te sprawy rozstrzygną się w którąś stronę albo nie rozstrzygną się nigdy.
– Być może za pięćdziesiąt lat Europejskie Centrum Solidarności będzie jedną z dwóch, trzech najważniejszych instytucji kształtujących polską tożsamość.
– Możliwe, ale może być i tak, że nikt nie będzie się nim interesował i do reszty porośnie zielenią (śmiech). Mam nadzieję, że całkiem nie porośnie, bo ruch Solidarności był jednak zbyt znaczącym wydarzeniem. Coś bardzo ważnego dla Polski i dla świata zdarzyło się w 1980 roku i później. Kilka razy zetknąłem się z taką sytuacją, że do Gdańska przyjeżdżali goście z zagranicy i chcieli zobaczyć jakiś ślad po Solidarności. Tego czegoś nie było, nie było gdzie ich zaprowadzić, a teraz mamy ECS, które znakomicie pełni tę żywą funkcję edukacyjną.
– Dziękuję za rozmowę.
Paweł Pięciak