Aktualności / Mała rzecz, a z charakterem

Mała rzecz, a z charakterem

 

Wyróżnienie XVIII edycji konkursu Polski Cement w Architekturze zdobył obiekt, który da się obejść dookoła w mniej niż pół minuty, a najlepiej usiąść na nim i odpocząć. Podwórko kamienicy przy ulicy Podwale 61 we Wrocławiu zostało uporządkowane z inicjatywy pracowni architektonicznej Zbigniewa Maćkowa, twórcy betonowych obiektów w wielkiej skali, jak dom towarowy Renoma czy węzeł przesiadkowy Wrocław Stadion zbudowany na Euro 2012, laureata nagrody Dni Betonu 2014.

null

 

Kilka betonowych form: wyglądają jak ławki, może krzesła, do tego stojaki na rowery, krzewy, kwiaty, żwir i cień. Bez zadęć, tablic z nazwą inwestora, dużych kosztów i oficjeli na otwarciu. Drobna sprawa, w skali miasta detal. Wszystko to ma historię, w której architektura i materiał są na trzecim planie. Zaczęło się siedem lat temu, gdy Maćków Pracowania Projektowa przeprowadziła się do kamienicy przy Podwalu, jednej z najstarszych neogotyckich kamienic w mieście, z lat 1860-tych, z oficyną. Zastali kamieniczne podwórko z chaszczami po pachy, śmietniskiem i zwałami gruzu. – Była tu amazońska dżungla pełna niebezpiecznych rzeczy, w którą nawet okoliczne psy bały się zapuścić – mówi Zbigniew Maćków. – Zdecydowaliśmy się, za pieniądze z jakiegoś wygranego konkursu, zorganizować coś w rodzaju czynu społecznego.

Któregoś dnia cała załoga pracowni, przebrana w robocze ciuchy, zabrała się do roboty. Zaczęli porządkować śmietnisko; narzędzia i rękawice kupili w markecie. Wcześniej wpadli na pomysł, że trzeba wykorzystać okazję: napisali uprzejme listy do lokatorów, wrzucili do skrzynek, wywiesili ogłoszenia i czekali na odzew. Zaprosili do wspólnego sprzątania, potem na piwo i grill. Kto chce, niech pomaga, kto nie chce, niech się przygląda, może też się na coś przyda. Pomysł wypalił. W trzydzieści, czterdzieści osób posprzątali w jeden dzień stajnię Augiasza, pobojowisko pełne cegieł i gruzu pamiętającego czasy wojny. Kto mógł, pracował, kto nie mógł, szykował jedzenie. Ludzie początkowo nieufni, przełamali się, lody puściły. Zakończył się pierwszy etap pracy.

null

– Rewitalizacji nie robi się na pstryk, potrzeba czasu, spotkań z ludźmi, wzajemnego zaufania – mówi Maćków. – Po południu wszyscy wyszli już z mieszkań, jedni ochoczo, drudzy instrumentalnie, na piwo, ale skończyło się dobrą imprezą, gitarą, muzyką, może zbyt głośną, bo musiała przyjechać straż miejska…

Wydarzenie dało do myślenia. Da się wnieść w relacje międzyludzkie wartość dodaną, dobrą energię; da się przełamać lody i pokazać, że chce się zrobić coś dobrego. Zwłaszcza że funkcjonowanie firmy architektonicznej w starej kamienicy to również pewna uciążliwość: miejsce pracy, przepływ ludzi, zamieszanie, interesanci. Może więc warto dać bezinteresownie coś od siebie, dla wspólnoty, której się nie wybiera, ale obok której spędza się dzień w dzień długie godziny. Spotkanie przy grillu tak się udało, że imprezy stały się cykliczne, na otwarcie i zamknięcie „letnich sezonów”. Tymczasem podwórko zostało wyczyszczone, ale trochę przypominało klepisko i, niestety, coraz bardziej zamieniało się w parking, z którego ochoczo korzystali interesanci kilku sąsiednich urzędów. Któregoś dnia padł rekord świata, trzydzieści parkujących samochodów, jeden zastawiał drugiego. Przyszedł czas na kolejny krok: ograniczenie tego ruchu i zrobienie czegoś trwalszego. Czegoś uporządkowanego i trwałego, bo doświadczenie mówi, że jeśli miejsce jest zadbane i uporządkowane, ludzie bardziej są skłonni je szanować. Trzeba zbudować kawałek uporządkowanego świata, którego się nie wstydzimy i nie obawiamy.

Najpierw formalności; nawet bez kłopotów, bo miasto chętnie wydzierżawiło kawałek terenu. Architekci zrobili projekt mebla wypoczynkowego – ławy, siedziska, szezlongu – pobawili się nim geometrycznie, żeby nie był oczywisty; potem dogadali z firmą, która wykonuje tego typu rzeczy, aby cena mebli była możliwie „przyjacielska”. Na realizację firma przeznaczyła zaskórniaki. Beton został wybrany jako materiał piękny, ale przede wszystkim… odporny na wandali. Pracownia Maćkowa przerabiała temat przed mistrzostwami Europy przy projektowaniu węzła komunikacyjnego obok wrocławskiego stadionu. Ludziom trzeba ufać i romantyczne porywy są wskazane, ale realizm nie zaszkodzi. Na podwórku zdarzały się przecież nieprzyjemne rzeczy, libacje, niszczenie świeżo posadzonych roślin. – Nie można obrażać się na rzeczywistość – konkluduje architekt. – Rewitalizacja społeczna następuje powoli, to są zawsze dwa kroki w przód i jeden krok w tył, ale trzeba wykorzystywać energię, jaka jest w ludziach, która idzie ku dobremu.

null

Jaka jest forma tych małych obiektów, ich estetyka? To w gruncie rzeczy nieważne. Podwórko jest ich, architektów i jednocześnie wrocławian, głosem w dyskusji na temat wartości obywatelskich. Odpowiedzią, jak żyć w społeczeństwie, które na powrót odkrywa potrzebę pracy nad własnym otoczeniem. Własnym, ale to nie znaczy, że tylko prywatnym. Prywatnym dobrze zajmujemy się od 25 lat, co widać po sukcesie marketów budowlanych, które zawsze są oblężone. Teraz nadchodzi druga fala, czas na przestrzeń sąsiedzką, półprywatną, półpubliczną. Zbigniew Maćków tłumaczy: – Bardzo powierzchowne odczytanie tego, co zrobiliśmy, jest takie, że postawiliśmy fajne żelbetowe formy. Przypuszczam, że nagrodę dostaliśmy też z tego powodu. Nie wystarczy jednak wykonać jakieś meble i mechanicznie włożyć je w przestrzeń miasta, to nic nie daje. Nasze „foremki”, które sobie stanęły gdzieś „na końcu dnia”, są tylko zwieńczeniem pracy rewitalizacyjnej. Ona od początku polegała na zmianie, ale przeprowadzonej razem z ludźmi, którzy tu mieszkają. Wspólnie oswoiliśmy kawałek przestrzeni, która de facto nie jest naszą własnością.

Rewitalizacja, tak modna w ostatnich latach, ma różne oblicza. Są koncepcje „twarde” i „miękkie”. Są wielkie programy, jak odnowa dziesiątek hektarów centrum Łodzi za mniej więcej 4 mld złotych (takie totalne i masywne programy często się zresztą nie udają, jak pokazują przykłady ze świata), i zupełnie oddolne inicjatywy, jak odnowa podwórka w starej kamienicy przy wrocławskiej fosie. Idąc bulwarem, można wejść przez bramę w głąb jednej z kamienic, stojącej w pierzei historycznych domów, które też przechodzą od kilku lat, jedna za drugą, systematyczną rewitalizację przez duże R. Nas interesuje ta pod numerem sześćdziesiątym pierwszym. Można przysiąść na betonowych meblach, skorzystać ze słońca, zapalić papierosa. Zbigniew Maćków to człowiek, który mówi o sobie, że stara się „cerować” Wrocław w wielkiej i małej skali. Zapewnia, że wejść na podwórko może każdy, brama jest otwarta i nikogo się nie wyrzuca. Trzymamy za słowo.

Paweł Pięciak

Galeria Zdjęć