Aktualności / Wokół P4
Rozmowa z Marcinem Sadowskim z pracowni JEMS Architekci, współautorem budynków P4 w Warszawie, wyróżnionych w XXIII konkursie Polski Cement w Architekturze.
– Czy budynki przy ul. Postępu wyróżniają się czymś szczególnym?
– Projekt ma prawie dziesięć lat. Garvest ogłosił prywatny konkurs, który wygraliśmy. Znaliśmy się wcześniej, ponieważ projektowaliśmy dla nich biurowiec Pixel w Poznaniu. To inwestor, który jest bardzo wymagający i ustawia architektom wysoko poprzeczkę. Nasz Pixel i ich druga poznańska inwestycja, Bałtyk, cieszą się dobrą opinią, są uważane za wartościowe budynki. Inwestycja P4 w pewnym sensie trafiła na trudny czas. O warszawskim Służewcu Przemysłowym zaczęto w prasie pisać źle. Monokultura biurowców, korki, Mordor. Akurat ta część Służewca, gdzie stanął budynek P4, jest zróżnicowana pod względem funkcji i oferta usług jest coraz bogatsza. To zróżnicowany fragment tej dzielnicy. W każdym razie budowa ruszyła, ale komercjalizacja budynków biurowych była problemem. Wyższy z nich, stojący od ulicy, stał się hotelem. Inwestor znalazł operatora, a my musieliśmy, w ostatniej fazie inwestycji, zmienić obiekt biurowy na obiekt hotelowy. Była to trudna technicznie operacja. Budynek został gęsto przecięty szachtami technologicznymi, dostosowano wiele elementów do odpowiednich wymagań użytkowych i technicznych.
– Jakie było założenie ideowe wyższego budynku?
– Zarys struktury i geometrii pojawiły się na etapie konkursu. Wyższy budynek ma trójkątną geometrię słupów, która jest nawiązaniem do dawnej industrialnej zabudowy Służewca Przemysłowego. Niektóre już nieistniejące obiekty były naprawdę piękne, miały eleganckie struktury konstrukcji. Bardzo żałuję, że tak niewiele z nich się zachowało. Nie były to nijakie przemysłowe hale. Często posiadały wyrafinowany detal. Niektóre socrealistyczny, inne już modernistyczny. Nasz budynek swoją betonową strukturą ma przypominać to, co kiedyś istniało i było wartościowe. Widoczne prefabrykaty żelbetowe są elementami elewacyjnymi, natomiast konstrukcja budynku jest monolityczna. Paradoksalnie, może dobrze się stało, bo przerabiając biurowiec na hotel, musieliśmy w wielu miejscach ciąć konstrukcję, co jest trochę prostsze przy konstrukcji monolitycznej. Gdybyśmy mieli na przykład elementy sprężone, byłoby to z pewnością trudniejsze. Pamiętam, że w latach 90. przerabialiśmy taki prefabrykowany budynek przemysłowy na biura. Była to strasznie żmudna praca.
– Architektury P4 nie musimy odnosić tylko do dziedzictwa warszawskiej dzielnicy.
– Ta forma ma chyba coś wspólnego z architekturą Kahna. O jego budynkach mówi się, że oglądając je z zewnątrz, widzimy, jak zostały zbudowane. Widać, jak poszczególne belki przenoszą ciężar na słupy, a słupy na kondygnacje. Mamy wrażenie, że budowla ma pewną masę, która mocno stoi na ziemi. Czuje się siły grawitacji, naprężeń w poszczególnych elementach. W budynku P4 podciągi i skośne słupy tworzą ramy ustawiane jedna nad drugą, Obraz całości wydaje się być bardzo statyczny.
– Kto wykonywał prefabrykowane elementy elewacyjne?
– Generalny wykonawca, Hochtief, zatrudnił jako podwykonawcę Klinikę Betonu, i muszę powiedzieć, że współpraca z nimi wyglądała znakomicie. Dokładnie pamiętam odbiór budynku. Inwestor powiedział: „Przypatrzcie się uważnie, bo jesteśmy na etapie, w którym można jeszcze coś poprawić i czegoś wymagać”. Nie miałem żadnych zastrzeżeń, bo elementy prefabrykowane były wykonane perfekcyjnie.
– Jaki wpływ na wnętrza miała zmiana funkcji z biurowej na hotelową?
– We wnętrzach założeniem z czasów koncepcji architektonicznej było zachowanie surowego betonu ścian, słupów i sufitów. Wnętrza miały być trochę takie, jak u nas w pracowni; stropy żelbetowe, słupy lane w gładkich szalunkach. To pozostało, mimo zmiany funkcji. Oczywiście powstały ściany działowe, ale podciągi, słupy i stropy pozostały w żelbecie. Beton jest surowy, ale przy odpowiednim doborze innych elementów zaczyna „pracować”. Z dobranym wyposażeniem – meblami, lampami tworzy zaskakująco ciepłe, przytulne wnętrze.
– Za wyższym budynkiem stoi niższy, inny w wyrazie. Oba są częścią tej samej inwestycji. Skąd pomysł na formę drugiego?
– Drugi budynek wygląda inaczej, ponieważ uskakuje tarasowo w głąb działki, by dać nasłonecznie sąsiedniej zabudowie mieszkaniowej. Nawiasem mówiąc, ktoś kiedyś zaprojektował budynki w taki sposób, że praktycznie wyciął połowę naszej działki z możliwości racjonalnej zabudowy. Natomiast plan miejscowy określał maksymalną wysokość budynków – 25 m i minimalną – 14 m, więc z tych prozaicznych powodów musieliśmy zaprojektować budynek, który wznosi się kaskadowo. Uwarunkowania zewnętrzne i odziaływanie sąsiedniej zabudowy spowodowały, że powstało coś z pewnością nietypowego. Każda kondygnacja jest inna a budynek zyskał tarasy.
– Czy projektowanie budynków z użyciem betonowych prefabrykatów jest ważną częścią pracy JEMS-ów?
– Oczywiście. Zakończyła się budowa siedziby Transportowego Dozoru Technicznego przy ul. Puławskiej, 19 pięter, 55 m wysokości, której elewacja w całości składa się z prefabrykatów betonowych. Podobnie w biurowcu przy ul. Bobrowieckiej, gdzie prefabrykat elewacyjny jest zasadniczą konstrukcją ściany zewnętrznej, do której mocowane są okna. Od strony wewnętrznej mamy tylko ocieplenie i płytę gipsową. Wiele prefabrykowanych elementów elewacyjnych i konstrukcyjnych występuje w inwestycji Waterfront II w Gdyni. Projekt P4 zaczęliśmy blisko dziesięć lat temu, a my, w miarę możliwości, staramy się ciągle rozwijać metody budowania budynków. Najczęściej jednak stosuje się dość tradycyjne konstrukcje.
– Z jakiego powodu?
– Z takiego, że klienci są przyzwyczajeni do pewnych rozwiązań albo innych rynkowych okoliczności. Gdy projektujemy budynki mieszkalne, ściany najczęściej murujemy ze zwykłych pustaków, z silki. Inni chcą z pustaków ceramicznych, bo są czerwone i do tego przyzwyczajeni są kupujący. Współpracujący z nami konstruktor w jednym projekcie przerabiał ściany murowane na żelbetowe, a w drugim, bliźniaczo podobnym, żelbetowe na murowane. Jeden inwestor uznał, że opłaci mu się mieć wszystko w żelbecie w jednym pakiecie wykonawczym, drugi uznał odwrotnie.
– W 2002 roku JEMS-i po raz pierwszy otrzymali główną nagrodę Polski Cement w Architekturze – za budynek Agory. Czego się nauczyliście przez te lata, jeśli chodzi o pracę z betonem?
– Z pewnością wielu rzeczy, na przykład dokładnej specyfikacji. Wiele lat temu zaprojektowaliśmy budynek, którego elewacja parteru miała być wykonana z lanego betonu. W opisie przetargowym napisaliśmy „beton gładki, nie przewiduje się żadnego wykończenia”. Wylali tak, że nie dało się patrzeć. Pytam naiwnie przedstawiciela wykonawcy, co będzie, co z tym zrobią. „Nic nie zrobimy, nie przewiduje się dodatkowego wykończenia” (śmiech). Obecnie opis jest bardzo rozbudowany. Dobieramy kruszywa, faktury, barwę. I efekty są widoczne. Wylana duża zewnętrzna ściana budynku LPP w Gdańsku powstała jako betonowy monolit w szalunkach gładkich i wykonanych z desek. Budynek w ścianach bocznych w górnej partii zyskał drewniany charakter. Rysunek szalunku jest bardzo widoczny.
– Dwadzieścia lat temu obiekt nawiązujący świadomie do kultury przemysłowej raczej nie miałby racji bytu, nie mógłby powstać.
– Wierzę, że architektura stała się elementem jakości życia. I chyba coraz lepiej to rozumiemy wszyscy, czyli architekci, inwestorzy i użytkownicy. O budynkach myślimy pragmatycznie, racjonalnie. Uważamy, że powściągliwość w użyciu formy jest wskazana. Choć dzisiaj wszystko nazywamy architekturą, to w istocie większość projektowanej zabudowy jest architekturą tła, czyli na przykład zabudowa mieszkaniowa. Nazywano to budownictwem. Dawniej było to budownictwo oparte na dobrym rzemiośle, a tylko obiekty wyjątkowe z uwagi na lokalizacje, funkcje, rangę, nazywano architekturą. I tak naprawdę większość budynków projektowanych przez JEMS-ów jest architekturą tła. One mogą być wyraziste. Sądzę, że P4 czy Pixele są wyraziste, ale nie epatują formą. Nie marnotrawimy formy.
– Co to znaczy nie marnotrawić formy?
– Gdy uczyłem na wydziale architektury, mówiłem studentom: „Zobaczcie, prostopadłościan jest piękny sam w sobie; jeżeli go modyfikujecie, musicie mieć do tego powód”. Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach jest prostopadłościanem. Jest nadepniętym pudełkiem, ale ta deformacja ma sens. Tworzy zieloną dolinę, publiczną przestrzeń, w dalszych oglądach ujawnia Spodek i tak dalej. Co do zasady jest jednak formą prostą.
– Na Służewcu Przemysłowym JEMS-i projektują budynki od ponad dwudziestu lat. Jakie zmiany zaszły przez ostatnie dwie dekady?
– Lata dziewięćdziesiąte to okres, w którym obiekt nie miał jeszcze pozwolenia na budowę, a już był w całości wynajęty. Jakość architektury nie była istotna. Nie myślano, że po dziesięciu, piętnastu latach budynek trzeba będzie zmieniać, adaptować, przebudowywać. Po 2000 roku odczuliśmy, że architektura staje się elementem marketingu. Firmy mówiły: „Chcemy być w tych budynkach, bo wyglądają nobliwie, szlachetnie”. Taką opinię usłyszałem o biurowcach Nefryt i Topaz. W biurowcu Platinium są wewnętrzne dziedzińce, zieleń, woda. To bardzo przyjazny krajobraz. Na jakość architektury i tego, co pomiędzy budynkami, zaczęto zwracać uwagę. Zmiana przeznaczenia budynku P4 symptomatycznie pokazuje, że budowane struktury powinny móc adaptować inne funkcje, które być może przyniesie nam nieprzewidywalna przyszłość.
– Jak teraz wygląda sytuacja?
– Mamy z pewnością przesilenie. Ceny wykonawstwa poszły bardzo do góry i to zmusza inwestorów do szukania oszczędności. Zawsze tak było, ale tym razem skala zjawiska jest olbrzymia. Niektóre wyceny są nierealne i nieakceptowalne. Trudno wręcz znaleźć wykonawcę na elementy bardziej złożone, niestandardowe. To trudny czas.
– Mimo to jakość waszej architektury nie spada.
– Nie spada, ale nad wszystkim pracujemy dłużej, bo jest coraz więcej zmian czy optymalizacji.
– Czy w zamówieniach publicznych jest więcej powietrza? Za Bibliotekę Raczyńskich w Poznaniu otrzymaliście główną nagrodę w konkursie Polski Cement w Architekturze.
– To kwestia zaangażowania poszczególnych osób, dla których budowanie istotnych obiektów publicznych jest ważne dla miasta. Jest częścią ich misji publicznej. Tak było w Poznaniu i Katowicach.
– Nad czym w tej chwili pracują JEMS-i?
– Wygraliśmy konkurs na Centrum Literatury i Języka – Planeta Lem w Krakowie. Duża satysfakcja. Bardzo nam zależy na realizacji tego projektu i nad nim między innymi pracujemy.
– Dziękuję za rozmowę
Paweł Pięciak
Marcin Sadowski od roku 1996 jest partnerem i wspólnikiem w warszawskiej pracowni JEMS Architekci. Poza nim wspólnikami w firmie są: Maciej Miłobędzki, Olgierd Jagiełło, Jerzy Szczepanik-Dzikowski, Marek Moskal, Paweł Majkusiak, Andrzej Sidorowicz, Wojciech Zych. Marcin Sadowski jest absolwentem Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, laureatem Honorowej Nagrody SARP 2002 (wraz z architektami M. Miłobędzkim, O. Jagiełłą i J. Szczepanikiem-Dzikowskim).
Pracowania JEMS jest rekordzistą, jeśli chodzi o ilość nagród i wyróżnień w konkursie Polski Cement w Architekturze. Biurowiec Agory w Warszawie zdobył główną nagrodę w VI konkursie (2002); Skwer Hoovera przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie główną nagrodę w XIII konkursie (2009); dom jednorodzinny w Wilanowie wyróżnienie w XV konkursie (2011); Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu główną nagrodę w XVIII konkursie (2014); przebudowa i rozbudowa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie wyróżnienie w XIX konkursie (2015); budynki biurowe P4 w Warszawie wyróżnienie w XXIII konkursie (2019).