Aktualności / Dotknąć prawdziwego materiału
Rozmowa z architektem Tomaszem Koniorem, laureatem nagrody głównej w XIX konkursie Polski Cement w Architekturze za projekt i realizację siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.
– Mija dokładnie dziesięć lat, odkąd dostał Pan pierwszy raz nagrodę główną w tym konkursie, wtedy za szkołę w Warszawie-Białołęce. Czy zmienił się Pan jako architekt?
– Kiedyś za bardzo koncentrowałem się na efekcie wizualnym. Wraz z doświadczeniem nabrałem przekonania, że architektura potrzebuje głębszego uzasadnienia. Rzeczy, które powstają w przestrzeni, powinny być prawdziwe i mniej podatne na mody. Ważne jest, żeby w codziennym pędzie i walce z oporem materii nie stracić z oczu istoty projektowania i budowania. Dlatego pracę architekta traktuję bardzo poważnie. Uważam, że nie ma tu miejsca na nonszalancję i żarty.
– Czy są rzeczy, w które jako początkujący projektant Pan wierzył, a z dzisiejszej perspektywy wydają się Panu wręcz śmieszne?
– Zbyt łatwo przyjmowałem z otoczenia kalki czy skróty myślowe, które kształtowały wyobraźnię i gust. Na studiach byłbym w stanie zaprojektować na przykład budynek w stylu Nationalgalerie Miesa van der Rohe na środku placu na Stawach w Krakowie. Mój dyplom czerpał z dekonstruktywizmu, który wówczas mnie fascynował. Ten sposób myślenia z czasem stał się dla mnie dość odległy. Teraz zdaję sobie sprawę, że projektując w mieście, staję się urbanistą. Każdy nowy budynek zmienia otoczenie nie tylko dlatego, że ma swoją formę, materię, rytm okien na elewacji, że swoim „po coś” wchodzi w stałą relację z tym, co było wokół, i z ludźmi, którzy będą z niego korzystać na co dzień. Uświadomienie sobie tych rzeczy zasadniczo zmienia postawę. Czyni bardziej odpowiedzialnym. Trzymanie się zasad nie ułatwia zadania, tym bardziej że wciąż czujemy presję rynku, czasu i pieniędzy.
– Czy jako świeży architekt po studiach miał Pan jakiekolwiek wyobrażenie o materiałach, z których – w dosłownym sensie – powstaje architektura?
– Miałem wtedy blade pojęcie w tej materii (śmiech). Dziś bardziej świadomie podchodzę do tego, z czego budujemy dom, czymkolwiek on jest – kamienicą, biurowcem, mieszkaniem, sklepem, filharmonią. Szukam uzasadnień i odpowiedzi, dlaczego ma być tak, a nie inaczej – to jest sedno naszej pracy. Z jednej strony chodzi o relację z otoczeniem, z drugiej o użyteczność i trwałość, wreszcie o zmysłowe odczucia związane z materiałem.
– Wywodzi się Pan z regionu, gdzie materialność budowania miała konkretne zasady i konsekwencje.
– Dziś jest z tym różnie, niestety. Na Śląsku w pewnym momencie porzucono ciągłość i w duchu nowoczesności zapomniano o kontynuacji. Odcięto się od tradycji niemal całkowicie. Szkoda, bo w spadku po poprzednich pokoleniach dostaliśmy ceglaną architekturę, swoisty fenomen, który określa tożsamość tego miejsca. Dlatego kocham cegłę. Z entuzjazmem jej używam, w pewnym sensie kontynuując tradycję budowania. Drugim świetnym tworzywem jest beton. Odnoszę wrażenie, jakby każdy kolejny projekt z użyciem tych prostych materiałów był szansą dla odkrycia ich nowych możliwości.
– Szkoła w Białołęce sprzed dziesięciu lat to cegła i beton, dziś jesteśmy w gmachu NOSPR i znów mamy cegłę, beton i rzecz jasna drewno. Czy Pana rozumienie i wyczucie materiałów się zmieniło?
– Kamień, beton i cegła były, są i będą tym, z czego projektujemy i budujemy. Ta ciągłość mnie fascynuje. Z czasem nabrały dla mnie znaczenia rzeczy, których kiedyś nie dostrzegałem. Zachwycam się fakturą cegły, kolorem, a nawet gęstością betonu, od którego zależy akustyka wnętrza. Ciekawi mnie, jak ułoży się światło na porowatej ścianie. Coraz większe znaczenie mają te faktory i bodźce, które nadają sens użytym materiałom, podnoszą wrażliwość na ich odczuwanie. Już na etapie projektu staram się wyobrazić sobie efekt dotknięcia ręką kamiennej ściany, która jest czymś więcej niż tylko funkcją i formą. Coraz bardziej interesują mnie sensualne doznania, odbieranie budynku poprzez materiały.
– W NOSPR mamy wrażenie, że pracował Pan latami nad każdym szczegółem, dzięki czemu budynek sprawia wrażenie niecodziennej powagi, solidności i trwałości.
– Projekt powstał w dwadzieścia cztery miesiące. Budowa trwała dwa i pół roku. Budżet był skrajnie napięty. Jak pokazuje wiele przykładów, trudno uwierzyć, że w naszych warunkach w ogóle było to możliwe. A jednak upór i niespotykana determinacja ludzi skupionych na celu przyniosła efekt. Niestety, teraz głównie decydują procedury, wąsko rozumiane kryteria „szybko i tanio”. Właśnie trafił mi się wyjątkowy inwestor, z którym pracuję nad projektem jego domu. Wspomniał ostatnio w rozmowie, że dziś nie docenia się jakości tak jak dawniej, że robiąc wszystko na przedwczoraj, nic po nas nie zostanie. Znamienne. Kiedyś myślano więcej o przyszłości, w tym sensie, że zastanawiano się, czy to, co się buduje, wytrzyma próbę czasu. Przez pośpiech mnóstwo rzeczy umyka. Skrót stał się również cechą architektury. Nie mogłem dopuścić, żeby NOSPR uległ tej presji. Ciągła perswazja i budowanie sojuszy wyeliminowały standardowe podejście „to się nie da”. Gdy pytano wykonawców, który detal był najtrudniejszy, padała odpowiedź: „Panie, ta budowa to jeden wielki detal!”
– W budynku NOSPR najbardziej zachwyciła mnie nie forma, ale ciężar, masywność, materialność tego budynku, czyli powaga obiektu publicznego w czasach, gdy tyle rzeczy jest niepoważnych i traktuje brak powagi jako atut.
– Z tego, o czym pan mówi, czyniono też zarzuty. Dotykamy istoty budowania. Dla niektórych to, że jakiś budynek unosi się w powietrzu, jest zaletą. Dla mnie ważne jest, żeby widzieć i czuć, że budynek stoi. Będąc wewnątrz lub obok nie chcę wątpić, czy całość ma fundamenty i oparcie, czy przeciwnie, że zaraz coś spadnie mi na głowę. Patrząc na budynek chcę rozumieć jego strukturę. Przy pracy nad NOSPR cały czas szukaliśmy prawdy w budowaniu. Nie interesuje mnie oszukiwanie grawitacji albo udawanie, iluzja czy fikcja. Interesuje mnie raczej, jak używać zwyczajnych rzeczy dla niezwykłego budowania.
– Jakiego rodzaju doświadczeniem, jeśli chodzi o materiały, był NOSPR?
– Był ciągłym odkrywaniem. Szczególnie nowych możliwości materiałów w sumie bardzo prostych. Zmieszanie różnego rodzaju cegieł tworzy unikalną powierzchnię budynku. Szkliwione cegły we wnękach okiennych nawiązują do śląskiej tradycji. Barwiony w masie beton z fakturą odciśniętych desek sprawia, że atrium nieustannie się zmienia poprzez wpadające do wnętrza dzienne światło. To jest niesamowite, jak te zwykłe rzeczy: cegła, beton czy drewno za każdym razem nabierają nowych znaczeń.
– Przejdźmy przez NOSPR: jest beton jako wielka skorupa sali koncertowej, rodzaj łodzi albo wielkiego naczynia…
– Pierwszą warstwą jest cegła. Widzimy ją na fasadzie wokół, na styku tego, co w środku z tym, co na zewnątrz. Ceglany monolit widać z daleka. Gdy podejdziemy bliżej, zaczynamy dostrzegać niuanse. Odkrywamy, że cegły są w różnych kolorach i fakturach, mają różny sposób ułożenia, różne styki i podziały… Wreszcie dotykiem możemy poznać ich surową materialność.
– Tak, zwłaszcza że jest moda na ściany „idealne”, gdzie cegły są identyczne jak plastikowe klocki, układane równo i wypełniane fugą na płask; na koniec ściana wygląda jak fototapeta albo okładzina.
– W NOSPR z surowej, zwyczajnej cegły czynimy cnotę. Każda wypalana ręcznie, tym samym każda trochę inna, użyta w ilości kilkuset tysięcy sztuk tworzy masywne mury a przy tym niezwykłe plastyczne efekty. Cegły w jednym miejscu połyskują, w innym są matowe, w innym zwęglone. Tworzą bogactwo wrażeń, które, mam nadzieję, przez lata zachowa swoją świeżość. Od początku było jasne, że NOSPR również w swojej zewnętrznej powłoce nie może być produktem masowym. Ten traci szlachetność z upływem czasu. Surowa cegła, nawet ubita, nadal pozostaje szlachetna.
– Stare wyszczerbione schody są piękne, bo były robione z jednego kawałka kamienia. Teraz obkłada się schody płytami i one, ukruszone, rażą oczy.
– Materialność architektury ma decydujące znaczenie dla jej odczuwania. Chciałbym, żeby budynek był w pewnym sensie zagadką, żeby niezmiennie było w nim coś do odkrycia. Wchodząc do środka za dwadzieścia, trzydzieści lat, chciałbym, żeby wciąż zaciekawiał, wciąż opowiadał swoją historię.
– Wchodzimy do NOSPR-u i widzimy przed sobą potężną, ciemną betonową ścianę, która jest konstrukcją sali koncertowej.
– Jest skorupą albo, jak nazwał ją Joseph Rykwert, naczyniem na dźwięki. Ściana ma swój majestat. Jej masa, grubość i trwałość są bardzo ważne. Użyliśmy betonu, żeby osiągnąć ten cel. Ściana ma robić wrażenie, przejście pod nią i wejście do wnętrza sali nabiera odpowiedniej rangi. Szukaliśmy atmosfery tego miejsca. Być może słowo „godność” byłoby tu właściwe. Budowa ściany była technologicznym wyzwaniem, Jest to wysoka na kilka kondygnacji konstrukcja w kształcie sferycznej łupiny. W efekcie zastosowano proste rozwiązania i całość powstawała dość chałupniczą metodą formowania po obu stronach zbrojenia drewnianych krążyn, następnie nabijania sosnowych desek i potem partiami zalewania precyzyjnie dobraną i barwioną w masie mieszanką betonową.
– Przechodzimy przez skorupę i jesteśmy we wnętrzu łupiny, w sali koncertowej.
– I tu mamy też na ścianach twardy betonowy relief, jednak dający efekt miękkiej tkaniny. Ten unikalny wzór uzyskaliśmy dzięki zastosowaniu kilku różnych i stosowanych na zmianę gumowych matryc. Zanim wybraliśmy ostateczną formę powstało mnóstwo koncepcji i różnych wariantów. Szukaliśmy kształtów, które nie tylko dadzą oczekiwany efekt plastyczny, ale przede wszystkim będą optymalne dla odbicia i rozproszenia dźwięków. Wszystko, co jest w sali, ma decydujące znaczenie dla akustyki. Beton wybraliśmy dlatego, że najpierw jest plastyczny a po zastygnięciu twardy i ciężki. Ważna jest też gęstość materiału, co ma wpływ na odbicie i rozproszenie fal dźwiękowych. Masywny beton pozwolił ukształtować bryłę, a przy tym zapewnił oczekiwaną szczelność i izolacyjność konstrukcji. Przyszłe walory akustyczne wskazały na konieczność sprawdzenia każdego centymetra odlanej ściany, bowiem znaczenie ma nawet ilość i wielkości pęcherzyków powietrza pozostałych w masie po zawibrowaniu. Zastosowanie drewna odpowiedniego dla funkcji obiektu było kolejnym wyzwaniem. Klejenie i cyfrowa obróbka otworzyły nieznane dotąd możliwości formowania finezyjnych i skomplikowanych kształtów balustrad, sufitu akustycznego, a nawet foteli. Zastosowanie i połączenie unikalnych rozwiązań i technologii sprawia, że słuchając koncertu nawet z najdalszego miejsca odbieramy muzykę tak, jakbyśmy siedzieli w pierwszym rzędzie.
– Wydaje się, że architektura jest coraz bardziej podporządkowana gotowym systemom i schematom w sensie procedur, rozwiązań, materiałów. Czy praca bardziej rzemieślnicza, którą Pan ceni, jest jeszcze w ogóle do uratowania?
– Mój znakomity kolega po fachu i przyjaciel Stanisław Niemczyk nadal pracuje tak, jakby czas się zatrzymał. Bierze do ręki niemal każdy kamień, który będzie zabudowany w ścianę, ogląda go z każdej strony, patrzy, jak go wyeksponować i nadać mu znaczenie nie tylko konstrukcyjne. Jest żywym przykładem, który pokazuje nam, jak budowano kiedyś. Nie chciałbym ślepo poddawać się trendom, że wszystko ma być na skróty. W NOSPR udało się zastosować rzemiosło i to widać na każdym kroku. Wiem jednak, że to był projekt wyjątkowy i jednorazowy. Innymi słowy, na co dzień nie projektuje się NOSPR-ów.
– Na ile ta magiczna optymalizacja, która rujnuje jakość w architekturze, jest wynikiem obiektywnych procesów? Mam wrażenie, że architekci za schematyzm rozwiązań i robienie na skróty obwiniają wszystkich dookoła: ustawy i rozporządzenia, złych klientów, napięte budżety, tylko nie siebie. Czy mają rację?
– To fakt. Okoliczności, w jakich dziś pracujemy, nie są łatwe. Mimo wszystko uważam, że dobry architekt nie tyle poszukuje winnych, co skutecznych sposobów dla dobrych rozwiązań. Jeśli powstaje coś wartościowego, jest to zawsze efekt determinacji świadomych ludzi, wśród nich architekta, który nie poddaje się negatywnym okolicznościom i sytuacjom, w jakich się znalazł. Zmieniły się obowiązujące jeszcze sto lat temu reguły budowania i kryteria dla oceny architektury. Odrzucono stare sprawdzone wzorce, przede wszystkim w urbanistyce. Modernizm zapoczątkował swobodę w architekturze, która dziś służy bardziej efektownej fotografii niż codziennemu życiu. Zanika potrzeba wchodzenia w niuanse. Tempo życia nie sprzyja smakowaniu architektury.
– Jak Pan ocenia, mając doświadczenie, kulturę budowlaną w Polsce?
– Budowaniem rządzi pieniądz i czas. Bez właściwych proporcji cierpi jakość. Wciąż poszukuje się skutecznych metod, żeby osiągnąć „więcej” za „mniej” i „szybciej”. Zastosowanie nowych materiałów i nowych rozwiązań wzmacnia rynek. Z drugiej strony oddala się coraz bardziej indywidualne podejście do budowania. Zanika rzemiosło, które zawsze nadawało architekturze niepowtarzalną wartość. Do tego mechanizm budowania za publiczne pieniądze pozostawia wiele do życzenia. Troska o jakość powinna być najważniejsza dla inwestora publicznego. Każda publiczna inwestycja powinna być wzorem do naśladowania. Tymczasem przyzwyczajenia i procedury sprawiają, że zamiast kompetencji decyduje najniższa cena. Tak wypaczone pojęcie oszczędności stało się normą.
– Jest Pan znanym w środowisku architektów miłośnikiem miasta i ulicy w tradycyjnym rozumieniu tych słów. Co to znaczy?
– Jeśli odchodzimy od kanonów, najlepszych, wypracowanych przez cywilizację wzorów, to błądzimy. Potem mamy problem, bo jakość rodzi jakość, a błąd rodzi kolejne błędy. Zrezygnowanie z tkanki urbanistycznej, która była podstawą budowania miast, ma dotkliwe konsekwencje. Niezmiennie powtarzam, że baza oparta na sprawdzonych wartościach nic nie straciła na aktualności. Ulica powinna być obudowana pierzejami, które stanowią fronty kwartałów, a kwartały wypełniają przestrzenie między ulicami. Jeżeli w kwartale nie ma zabudowy, to jest tam plac albo park. Kropka. Gdy mamy tak ukształtowaną bazę dla zabudowy, pozwala to uniknąć wielu złych sytuacji, z którymi zmagamy się na co dzień. Dla przykładu: nie istniałby problem grodzenia osiedli. Nie przypadkiem tak budowano dawniej, że partery domów w pierzejach miały dostępne z chodnika funkcje, dzięki czemu chodząc po mieście, można swobodnie korzystać z jego oferty.
– Pytanie, czy możliwy jest powrót do tego stanu po dziesięcioleciach obowiązywania innych idei urbanistycznych.
– Na tym polega problem, że to, co budujemy, zostaje na lata i trwale zmienia krajobraz. Mimo to coraz częściej obserwujemy powrót do klasycznych wzorców, to dość znamienne. Widać, że klasyczną substancję rewitalizuje się efektywnie; kamienica, która była kiedyś budynkiem czynszowym, staje się biurowcem albo hotelem albo na powrót mieszkaniami. Nie wiem, czym będą za kilkadziesiąt lat ciągnące się kilometrami modernistyczne bloki, a jakoś jestem spokojny o tradycyjną tkankę miejską, która przetrwa.
– Dziękuję za rozmowę
Paweł Pięciak
* Tomasz Konior jest absolwentem Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. Związany z Katowicami, gdzie od 1995 roku prowadzi autorskie biuro architektoniczne Konior Studio. Główny projektant ponad 100 obiektów, które zdobyły przeszło 30 nagród w konkursach krajowych i międzynarodowych. Współautor m.in. Centrum Nauki i Edukacji Muzycznej „Symfonia” w Katowicach, które otrzymało tytuł Nagrody Roku SARP 2008. W 2008 roku wraz z zespołem wygrał międzynarodowy konkurs architektoniczny na nową siedzibę Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, której realizację ukończono 1 października 2014 roku. Wśród realizacji Konior Studio są też m.in.: Wille Parkowa (2014), zespół mieszkaniowy w Dolinie Trzech Stawów (2014) – obie w Katowicach; hospicjum w Oświęcimiu (2012); Sąd Rejonowy w Rzeszowie (2010); gimnazjum z centrum kultury i sportu w Białołęce (2005); Muzeum Browarów Tyskich (2004). W credo pracowni zawarta jest deklaracja: „Przekształcając przestrzeń, staramy się tworzyć miejsca przyjazne. W architekturze cenimy jej miejski kontekst, w którym budynki są równie ważne jak przestrzenie między budynkami. Tradycja budowania, dobra kontynuacja i świadomie stosowane innowacje pozwalają kreować zdrowe środowisko i spójne miasto”.