Aktualności / Drapacz, ale nie chmur
W tym budynku fundamenty są pod wszystkimi kondygnacjami, a z poziomu dachu można wyjść na spacer w góry. Prezentujemy park technologiczny Brainville w Nowym Sączu, który zdobył wyróżnienie XVIII edycji konkursu Polski Cement w Architekturze.
W Nowym Sączu od 24 lat z powodzeniem działa Wyższa Szkoła Biznesu, jedna z pierwszych niepublicznych szkół akademickich w Polsce, założona przez fizyka z wykształcenia, społecznika z zamiłowania, trochę ryzykanta, ale bez wątpienia wizjonera, dra Krzysztofa Pawłowskiego. Wyższa szkoła na dobrym poziomie, z profesjonalną kadrą, kontaktami międzynarodowymi i nowoczesnym programem nauczania, powstała nie w Krakowie, lecz w mieście na południu Małopolski, wtedy wojewódzkim, dziś już tylko powiatowym, liczącym 85 tys. mieszkańców (Nowy Sącz jest trzecim co do wielkości po Krakowie i Tarnowie miastem obecnego województwa małopolskiego). WSB była przez lata na pierwszym miejscu albo na podium w rankingach prywatnych wyższych uczelni w naszym kraju. Wybór Nowego Sącza na siedzibę szkoły nie był przypadkowy. Ten region Polski (zwłaszcza południowa Małopolska) w sferze gospodarczej cechuje się dużym indywidualizmem i siłą małych przedsiębiorstw. Gospodarka południowej Małopolski w mniejszym stopniu opiera się na zewnętrznym kapitale (nie ma tu montowni, centrów magazynowych czy dużych fabryk), jest za to mnóstwo indywidualnej inicjatywy i lokalnych biznesów, którym udaje się z powodzeniem zdobyć polski rynek i wejść do grupy dużych firm. Splot indywidualnej energii z przywiązaniem do tradycji jest jedną z mocnych cech regionu. Poza tym, jak wiele innych części Polski, region stawia na to, co modne i obowiązkowe – innowacyjność.
WSB była pierwszą w Polsce szkołą wyższą istniejącą poza metropolią. Dla Nowosądecczyzny ośrodkiem wiedzy i impulsem rozwojowym. Wzmacniała kapitał ludzki, wpłynęła na rozwój miasta. Początek XXI wieku to czas, gdy po kilkunastu latach prostego, imitacyjnego rozwoju, pojawia się niepewność co do przyszłości polskiej gospodarki. Zdaniem założyciela szkoły, pytanie brzmi „czy zadowolić się rolą skromnego zaplecza tradycyjnego przemysłu i stać się rynkiem dobrze wykształconych pracowników odtwórczych usług świadczonych dla coraz lepiej rozwiniętych gospodarek, czy może próbować zdobyć dla siebie choć niewielką część tortu nowoczesnej i przynoszącej największe zyski gospodarki światowej”. Park technologiczny Brainville jest próbą wejścia w obszar wiedzy i innowacji na styku nauki i gospodarki w dziedzinach nowych technologii IT i próbą skorzystania z potencjału młodych (studentów, absolwentów, przedsiębiorców), którzy chcą działać w obszarach high-tech. Są tu m.in. laboratoria multimedialne, inkubator przedsiębiorczości, wirtualne biura z zestawem usług wspomagających zdalną pracę oraz kompleksowa infrastruktura IT, a także doradztwo dla młodych firm oraz zaplecze konferencyjne.
Pomysł stworzenia parku był rzucony w 2006 roku, realizację zakończono w 2012. O klasie inwestora niech świadczy to, że w 2009 przeprowadził profesjonalny konkurs architektoniczny na budynek, mimo że nie musiał tego robić. Dobrze o tym pamiętać. Szlachetna forma prowadzenia inwestycji w drodze konkursu niestety bywa poza intelektualnym zasięgiem i poza wyobraźnią wielu państwowych i uznanych uczelni, które lubią zamawiać kolejne budynki bez dbania o cokolwiek, w najprostszych przetargach z ceną jako jedynym kryterium. To, że w niewielkim mieście powstał obiekt przemyślany funkcjonalnie i jednocześnie atrakcyjny plastycznie, zawdzięczmy właśnie procedurze konkursowej. Zwyciężyła w nim koncepcja krakowskiej pracowni architektonicznej prowadzonej przez Artura Jasińskiego.
Zakotwiczenie miasteczka multimedialnego na górskim stoku i częściowe wpuszczenie go w ziemię to echo idei, którą opisał amerykański krytyk architektury Aaron Betsky w książce „Landscrapers”. O ile w XX wieku symbolem budownictwa były drapacze chmur, gdzie bicie za wszelką cenę kolejnych rekordów wysokości symbolizowało witalność, władzę, siłę i przewagę, o tyle w XXI wieku symbolem architektury mogą stać się drapacze ziemi. Budynki schowane w ziemi można uznać za metaforę większej pokory wobec natury, tendencji proekologicznych i częściowego przynajmniej wycofania się człowieka z walki o całkowitą dominację nad przestrzenią; takie rzeczy optycznie i fizycznie mniej dominują w krajobrazie. Jeszcze nie skończyła się era skyscraperów, o czym przekonujemy się obserwując kolejne cuda inżynierii na Bliskim i Dalekim Wschodzie i nie widać też, aby na szeroką skalę zaczęły powstawać landscrapery. Chodzi raczej o wytyczanie dróg, szukanie innych wartości i priorytetów dla budownictwa na świecie. – Wiadomo skądinąd, że wszystko, co ma powyżej 300 m, jest nieopłacalne, więc wysokie budynki to bardziej ekstremalne dzieła inżynierskie i pomniki. Z kolei architektura ziemi jest uważana za proekologiczną, ale wiemy, że prace ziemne bywają bardzo drogie i łatwiej jest postawić budynek nad ziemią niż pod ziemią. Poruszamy się więc bardziej w sferze symboliki i idei, które uważa się za ważne – mówi projektant Artur Jasiński.
Tu różnica wysokości, na podmiejskiej działce w górach, to ponad 20 metrów, więc pomysł, by maksymalnie wykorzystać potencjał krajobrazu, sam się nasuwał. Przewidziano roboty ziemne na dużą skalę, wybranie części zbocza, a po zbudowaniu konstrukcji, przysypanie części budynku ziemią i odtworzenie skarpy. Wykonano wstępne badania geotechniczne i próbne wykopy; jednak piaskowce i łupki, skały, z których m.in. zbudowane są Beskidy, stawiały opór. Dostępne maszyny nie były w stanie łatwo urobić zbocza. Zrywanie skał byłoby kosztowne, zdecydowano się na kompromis. W końcowym projekcie kondygnacje wcinają się tarasowo w zbocze na tyle, na ile pozwalała urabialność gruntu, a cały budynek został lekko podniesiony. Architekci mieli doświadczenie w prowadzeniu prac ziemnych w terenie podgórskim, są autorami m.in. kompleksu sportowego „Solne miasto” w Wieliczce. W Nowym Sączu dolna część budynku została poprowadzona wzdłuż zbocza na łuku (po linii poziomic), górna część stoi prostopadle do zbocza, skomponowana w trzy dwukondygnacyjne, nadwieszone bryły. – Nawiązaliśmy z ziemią dialog inżynierski, traktując zbocze jak kolejne platformy, do których można zakotwiczyć kolejne piętra budynku. Projektowanie na zboczu ma również tę zaletę, że wszystkie piętra są dostępne bezpośrednio z poziomu terenu i obiekt staje się bardziej otwarty – podsumowuje architekt.
Dolna część miasteczka multimedialnego układa się w długi pasaż. Nie ma tu kontroli dostępu. Zdaniem projektantów ma przypominać ulicę, zapraszać, oferować różne usługi, też dla osób, które przyjdą z zewnątrz. Wejście na dwa wyższe piętra jest pod kontrolą, ale dyskretną, w głębi korytarzy. Przestrzeń laboratoryjna i biurowa parku znajduje się przede wszystkim w trzech malowniczych wspornikach, z których każdy jest wysunięty kilkanaście metrów nad strefą wejściową. To elementy spektakularne budynku, wykraczające poza pragmatyzm i przewidywalność biur i laboratoriów. Autorski podpis projektantów. Do zbudowania tej konstrukcji użyli stalowych kratownic o wysięgu do 20 metrów i rozpiętości do kilkunastu metrów, ze stropami zespolonymi ze stalowych belek kratownicowych, blachy i połączonej z nimi płyty żelbetowej. Tyle góra budynku. Część wbita w ziemię to zespół żelbetowych skrzyń o układzie słupowo-płytowym, opartych tarasowo na zboczu.
Paweł Pięciak