Aktualności / Sprzątamy w architekturze

Sprzątamy w architekturze

Na pracownię architektoniczną HS99 w 2012 roku spadł deszcz wyróżnień za Centrum Informacji Naukowej i Bibliotekę Akademicką (CINiBA) w Katowicach, w tym główna nagroda w konkursie Polski Cement w Architekturze. O swojej pracy opowiadają Dariusz Herman i Piotr Śmierzewski.


 

– Jakie jest Panów kredo zawodowe po trzynastu latach wspólnej pracy?

Piotr Śmierzewski: – Coraz wyraźniej krystalizuje się w nas takie rozumienie architektury, że jest to sposób na porządkowanie tego wszystkiego, co się dzieje dookoła; architektura jako sposób na porządkowanie świata.

Dariusz Herman: – Na skutek spuścizny kilkudziesięciu lat, gdy w Polsce nie obowiązywało prawo własności, jest dużo do porządkowania albo wprost do sprzątania. Koledzy z zagranicy, wszędzie tam, gdzie istniało prawo własności, mając zlecenie do wykonania, rzadko zderzają się ze środowiskiem zupełnie zdegradowanym. Mogą skoncentrować się na projekcie. My, zanim zaprojektujemy budynek, musimy najpierw „posprzątać” otoczenie.

 

– Na czym to polega?

DH: – Jeśli chodzi o bibliotekę w Katowicach, to najpierw śledziliśmy resztki logiki, jakie można było znaleźć w otoczeniu. Kampus uniwersytecki nie był projektowany od podstaw, Uniwersytet Śląski powstał na bazie studium nauczycielskiego, rozwijał się szybko, chaotycznie, bez generalnego planu. Kiedy rozpoczęliśmy tam swoją pracę, kampus nie był zwartym kompozycyjnie czy komunikacyjnie układem, zresztą do dziś nie jest. Swoje zadanie rozumieliśmy: podbudowywać decyzjami projektowymi resztki logiki kompozycyjnej, którą tam zastaliśmy. Nie chcemy jej zaprzeczać, tylko ją podbudować.

PŚ: – Jeżeli jest logika, bo często jej nie ma. Zaczynamy od tego, że szukamy w tym, co jest, zanim zaczniemy wymyślać od zera. Źle jest zaczynać od zera, a w naszym kraju jest bardzo mało rzeczy, które mają jakąś ciągłość, trwałość. Wiele spraw się zaczynało i potem nie kończyło. Wiadomo, wojna, zniszczenia, komunizm. A rzeczy, które długo trwają, są moim zdaniem niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania. Pracujemy na tzw. ziemiach odzyskanych, gdzie ok. 95 procent ludności to nowi ludzie. Jaka tu jest ciągłość? Nie ma żadnej.

 

– Czy w kształtowaniu architektury najbardziej przeszkadza brak ciągłości?

PŚ: – Jest to podstawowy problem, który u nas, w Koszalinie, wygląda tak, że po wojnie ludzie przybyli ze Wschodu nie wiedzieli w ogóle, czym jest miasto. Przyjechali i musieli miasto robić od nowa, po swojemu, ale nie otrzymali żadnej pomocy. Miastom zawsze sprzyjała struktura własności, to znaczy, że nawet po wojnach i pożogach mogły się łatwo odbudować, na tych samych działkach. Koszalin od średniowiecza trzy razy całkiem spłonął, ale łatwo odbudował się, bo istniała trwająca struktura własności. Po II wojnie stało się coś takiego, że własność przestała mieć znaczenie, wszystko stało się „nasze”, był jeden właściciel, partia, państwo. To spowodowało, że dzisiaj mamy miasto takie, jakie widać, czyli chore, z przerwaną ciągłością historyczną.

DH: – Piotr w pośredni sposób chce powiedzieć, że brak takiego trwałego prawa jest czymś gorszym dla miasta niż pożar i zniszczenie. Przybyli tu ludzie, którzy nie rozumieli istoty miasta, a na to nałożyły się tendencje w urbanistyce światowej, które do dzisiejszego dnia są przez wielu mieszkańców witane oklaskami, jak budowanie arterii komunikacyjnych w historycznej części miasta, poszerzanie ulic, tworzenie kolejnych przejść podziemnych, tego wszystkiego, co niszczy istotę miasta, a jest przez niektórych uważane za nobilitację.

 

– W ramach „sprzątania” – to jest rzeczywiście ładne słowo – robicie Panowie architekturę, którą lubicie określać jako zwyczajną, bez efektów specjalnych. Co to znaczy?

PŚ: – To także w pewnym sensie porządkowanie. Gdyby wokół były same „odjechane” budynki i każdy by krzyczał, że jest najważniejszy, przestrzeń publiczna by była nie do wytrzymania. Są reguły podstawowe i jedna z reguł obowiązujących w mieście mówi, że tylko niektóre obiekty mogą się wyrywać i mówić, że „ jestem ważniejszy”. Może budynki użyteczności publicznej, może kościoły, ale dla nas najwartościowsze jest to, że miasto jest jednorodne; jednorodność miasta jest najlepsza w tym wszystkim. Tylko poszczególne akcenty, ważniejsze budynki się wyrywają. Jest to w zasadzie hierarchia miasta średniowiecznego, do którego lubię się odwołać.

 

– Jak w tej zwykłości osiągnąć jakość architektoniczną?

PŚ: – Odpowiem pytaniem: Czy Szwajcarzy codziennie wymyślają nowy zegarek? Czy ten zegarek zawsze inaczej wygląda? Nie, to jest od kilkuset lat w zasadzie ten sam zegarek, niewiele się zmienił, odkąd został założony na rękę. W nim nie ma wielu elementów, ale doprowadza się je do coraz większej perfekcji. Są rzeczy, które rozwijają się powoli, doprowadza się je do perfekcji i na czymś takim zależy nam w architekturze.

 

– Nie wzruszacie fundamentów, tak?

DH: – W ogóle nie działamy rewolucyjnie, naszą ambicją jest postawić mały kroczek w architekturze. A poza „sprzątaniem” i „porządkowaniem” w naszej pracowni ważne jest słowo „odpowiedzialność”, bo przed architekturą nie ma ucieczki. Wszyscy są na nią skazani. Budynek długo się projektuje, jeszcze dłużej realizuje, więc za życia architekt może postawić bardzo mało budynków, na które ma autorski wpływ, a nie tylko podpisuje projekt. To jeden z powodów, żeby oszczędzać amunicję. Zastanowić się, dobrze wymierzyć, zanim się wypuści pocisk.

PŚ: – Jakość polega na ciągłym studiowaniu dziedziny, w której człowiek się obraca; na poznawaniu, co się do tej pory wydarzyło pod kątem możliwego zastosowania w dniu dzisiejszym. Jest to ciągłe wartościowanie dziedziny, w której się poruszamy. Niektórzy ignorują tę wiedzę teoretyczno-historyczną, biorą kolorowe czasopismo architektoniczne i mówią, że „o, tak byłoby fajnie”. Jeśli chodzi o architekturę, dla której warto się spotkać i rozmawiać, to jest to 3-5 procent tego, co się buduje. Tak jest w zasadzie w każdym kraju, nie tylko w Polsce, z tą tylko różnicą, że poza Polską ta przeciętna architektura jest trochę lepszej jakości.

 

– Biblioteka w Katowicach powstała dla dwóch uczelni, Uniwersytetu Śląskiego i Uniwersytetu Ekonomicznego. Nowa architektura wyższych uczelni jest w Polsce zaskakująco słaba, chociaż to niezrozumiałe. Panom się udało osiągnąć wysoką jakość, współpracując z tymi strukturami.

PŚ: – Jeżeli mówimy o pięciu procentach dobrej architektury, to wszystko się zgadza, możemy powiedzieć, że wśród inwestycji wyższych uczelni jest pięć procent dobrych budynków.

 

– Nie, ponieważ wyższa uczelnia jest zobowiązana do wysokich standardów w każdej dziedzinie, również w architekturze, jako wzór. Uniwersytety to nie deweloperzy, mają inne cele i społeczne zobowiązania.

DH: – W świecie idealnym byłoby tak, że świadomość, która powinna cechować wyższą uczelnię, przekłada się na jakość architektury i przede wszystkim na większą odpowiedzialność za przestrzeń publiczną. Tak nie jest i zgadzam się, że uczelnie zachowują się jak zwykli właściciele przestrzeni, a nie jak instytucje, na których zostały nałożone ważne społeczne obowiązki.

 

– Dlaczego w takim razie biblioteka tak dobrze się udała?

PŚ: – Podstawowa rzecz to sposób wyłaniania projektu. Był profesjonalnie zorganizowany konkurs, z bardzo szczegółowym programem określonym przez inwestora, którym na początku był sam UŚ, potem dołączył Uniwersytet Ekonomiczny. Mądrość władz uczelni polegała na tym, że nie poszli najkrótszą, drogą organizując przetarg, gdzie najtańszy projekt wygrywa. Wiele inwestycji, nie tylko wyższych uczelni, powstaje na zasadzie przetargów. My w ogóle nie startujemy w przetargach na najniższą cenę.

 

– Jaka jest podstawowa idea, według której zaprojektowali Panowie bibliotekę?

DH: – W warstwie urbanistycznej – porządkowanie. W warstwie architektury… też porządkowanie, inaczej rozumiane. Z racji funkcji trudno sobie wyobrazić nieuporządkowaną bibliotekę, jeżeli chcemy tam magazynować informacje. Ulubione zdanie Piotra jest takie, że „informacja tylko wtedy jest przydatna, jeśli jest dostępna”. Jeżeli nie ma do niej dostępu, to można ją do kosza wyrzucić. A dostępna jest wtedy, kiedy panuje systematyka. Ten budynek, jeżeli do czegokolwiek się odwołuje, to do systematyki i porządku.

 

– Budynek sprawia wrażenie, że jest odizolowany od świata.

DH: – Gdy stawialiśmy pierwsze kroki, to było 10 lat temu, ta część miasta nie należała do urodziwych i nadal przeżywa kłopoty. Dlatego myśleliśmy o kompozycji introwertycznej. Tu nie ma pięknych krajobrazów, na które można się otworzyć. Ważniejsze jest jednak to, co się dzieje wewnątrz. Chcieliśmy się skoncentrować na kontakcie czytelnika z książką i nadać temu kontaktowi specjalny charakter.

 

– Odświętny?

DH: – Może nie odświętny, ale inny niż codzienność. Myślę o tym w kontekście rozwoju digitalizacji, gdy informacja staje się coraz bardziej odrealniona. Ludzie mają e-booki, przestają kupować periodyki, czytają na ekranach. Młodzież prawie wyłącznie. Mieliśmy zaprojektować budynek, który służy kontaktowi z realną książką. Uznaliśmy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która ma zakodowaną atmosferę inną niż ta w pracy, w szkole, w domu. Jest pewna analogia między czytaniem książki a słuchaniem nagrania z czarnej płyty analogowej. Można słuchać muzyki w tramwaju, ale to jest pobieżne słuchanie i nie wiąże się z duchowym przeżyciem. Trochę naskórkowe. Słuchanie uważne wymaga czasu, refleksji i izolacji od bodźców. A czarnej płyty winylowej w ogóle nie da się słuchać w tramwaju, czyli okazuje się, że nośnik determinuje sposób słuchania. Czarna płyta z definicji wymaga innego, lepszego sprzętu i słuchania może bardziej skupionego.

 

– Stworzyli Panowie specjalną atmosferę skupienia?

DH: – Wydaje mi się, że pochód digitalizacji będzie nieposkromiony, wobec tego z realną książką kontakt będzie coraz rzadszy i będzie nabierał specjalnego znaczenia. Chcieliśmy stworzyć azyl przed natłokiem bodźców, przed medialnym szumem, który jest codziennością. O ile zaraz przy wejściu pan tego nie odczuje, bo jest tam strefa pośrednia, to po wyjściu z tej „śluzy” na parterze do części stricte bibliotecznej zmiana atmosfery jest każdym zmysłem odczuwalna. Nie ma zgiełku. Jest specjalnie dozowane światło. O zapachach nie myśleliśmy.

 

– Czy szukali Panowie właściwych rozwiązań w przeszłości tego typu instytucji i w bibliotekach budowanych współcześnie?

PŚ: – Jak mówiłem, poznawanie tego, co się dzieje w danej dziedzinie, jest podstawowe. Moją ulubioną jest chyba miejska biblioteka w Sztokholmie, projektowana przez Asplunda, z piękną salą, też magiczna biblioteka w Exeter projektowana przez Kahna, ale też renesansowa Laurenziana we Florencji, projektowana przez Michała Anioła. Jest to biblioteka jednosalowa, dworska, bo pierwsze biblioteki dworskie i potem publiczne wyglądały w ten sposób, że biblioteka i czytelnia stanowiły jedno. W XIX wieku książek zaczęło przybywać i nastąpił podział na magazyny i czytelnie. Tak przez kolejne sto lat. Człowiek, który przychodził do biblioteki, dostawał pakunek z okienka, jak lekarstwo w aptece. Ewolucja bibliotek od kilkudziesięciu lat idzie w tym kierunku, aby przynajmniej część księgozbioru była otwarta. Można chodzić, szperać, szukać, samemu wyciągać książki. Nasz budynek to ciągle jeszcze rzadki przykład w Polsce biblioteki z księgozbiorem otwartym.

DH: – Porównuję to do podróży prawdziwej i podróży palcem po mapie. Z tymi wszystkimi kwitkami w bibliotece zamkniętej, gdzie książka przychodzi z magazynu i widzę ją na ladzie, jest to uboga podróż. Podróż między regałami, gdzie szukam jakiejś pozycji, ale przypadkiem natrafiam na inną, która może bardziej mnie pochłonie, to jest podróż pełna przygód.

PŚ: – To, że księgozbiór jest otwarty i że książki są ustawione tematycznie, a nie chronologicznie, znalazło się w programie inwestora, który rozpisał konkurs na budynek, i to był program bardzo dobrze napisany.

 

– CINiBA stoi na Górnym Śląsku, w ostatnich latach sporo się mówi o tradycji architektury śląskiej, jako inspirującym odniesieniu dla architektów. Pracujecie w Koszalinie, czy śląska tradycja budowania była jakimś odniesieniem?

DH: – Odwołaliśmy się do racjonalizmu śląskiego. Szukając w Polsce racjonalizmu, osobiście bardzo nam bliskiego, na Śląsku znajdzie się go najwięcej.

PŚ: – Najbardziej kręci nas pragmatyzm tej architektury, że ona jest do bólu pragmatyczna. Nie wydaje się pieniędzy na rzeczy, które nie są potrzebne. Ta idea rozsądnego obchodzenia się z własnymi potrzebami podoba nam się. Czegoś podobnego nie ma na przykład w dawnym zaborze rosyjskim, gdzie forma często jest ważniejsza od tego, co się w niej mieści, i to jest bardziej wschodnie myślenie. Najprościej byłoby powiedzieć, że na Śląsku jest dużo budynków ceglanych, więc jeżeli biblioteka będzie z cegły, to będzie stąd. Nie jest to jednak takie proste, bo w Łodzi też jest dużo budynków z cegły, a tak naprawdę im dalej na północ, tym jest ich jeszcze więcej.

DH: – Jeżeli dotykamy kontekstu materiałowego, to za wszelką cenę chcieliśmy uniknąć materiału, który ma w sobie zakodowaną skalę. Cegła ma zakodowaną skalę na pierwszy rzut oka, wiadomo, że dziesięć warstw cegieł to plus minus 75 cm. Budynek ma intrygować obserwatora, stąd na elewacji znalazła się nie cegła, tylko duże płyty kamienia o skali, którą trudno jest od razu jednoznacznie określić. Na fotografiach trudno jest ustalić, jaki budynek jest duży albo ile ma kondygnacji. Z odległości stu, dwustu metrów obiekt sprawia wrażenie, jakby był murowany z wielkich bloków albo wielkich cegieł, ale podchodząc bliżej, widzimy pionowe fugi między tymi kształtkami, to są okna. W miarę przybliżania się biblioteka dostarcza kolejnych wrażeń, na końcu mamy fakturę i rysunek kamienia. To jest naprawdę bardzo, bardzo prosty budynek, stąd troska o wartości dodane.

 

– Zaprojektowali Panowie bibliotekę z betonu, który jest w niej wszechobecny, a ten ostatni, może najbardziej spektakularny akcent na elewacji, to kamień, na dodatek sprowadzony z Indii, co źle brzmi. Dlaczego nie barwione prefabrykaty?

PŚ: – Mamy piękne prefabrykaty betonowe w całym budynku, wszystkie ściany zewnętrzne od dołu do góry są z nich zbudowane. Nie ma znaczenia, że kamień na elewacji jest z Indii, bo żyjemy w globalnym świecie. Ten kamień był najtańszym materiałem, jaki mogliśmy wybrać. Tego typu prefabrykaty betonowe byłyby może droższe, bo trzeba by na każdym z nich uzyskać indywidualną fakturę, żeby każdy był trochę inny, miał inny rysunek, inaczej pracował w świetle. Rozłupany kamień żyje. Płyty z kamienia różnią się między sobą, i w tym wypadku była to dla nas zaleta.

 

– Minie 50 lat, może zmieni się rozumienie wartościowej architektury. Co chcielibyście Panowie, żeby pozostało w projekcie biblioteki w Katowicach jako rzecz ponadczasowa?

DH: – Staramy się dzielić nasze obiekty na dwie strefy. Jedna to hardware, druga to software. Hardware to wszystkie elementy stałe w budynku, konstrukcja, ściany zewnętrzne, elewacja, główne trasy instalacyjne, komunikacja pionowa; te sprawy są zdefiniowane i one nie mają szans na zmianę. Natomiast funkcja i elementy z nią związane, jak np. ścianki działowe, to software. W ogóle mamy takie wyobrażenie o budynkach, że jeżeli mają przetrwać, muszą być podatne na zmiany. Program użytkowy w obiekcie, jak historia pokazuje, żyje najkrócej, z wyjątkiem kościołów w Polsce, bo już w Czechach kościoły są adaptowane na różne cele. Można sobie wyobrazić, że za 20 lat książki drukowane przegrają z cyfrowymi i nasza biblioteka powinna znieść tę zmianę, powinna nadal być przydatna.

 

– Jak ma się to do trwałości budynku czy trwałości architektury w ogóle, którą zawsze uznajemy za atut?

DH: – Istnieją dwa momenty w życiu budynku, które zadają gwałt naturze. Jeden to moment powstawania, związany z szalonym wydatkiem energetycznym, gdy ziemi trzeba wydrzeć surowce. Drugi moment to moment śmierci, gdy obiekt trzeba zutylizować. Dlatego budynki powinny być trwałe, i to nie tylko w znaczeniu fizycznym, ale również funkcjonalnym i estetycznym. Podatność na zmiany, które przynosi postęp i nieschlebianie chwilowym modom, przedłużają życie budynkom, a jednocześnie dobrze służą przyrodzie. Jeżeli ograniczamy ilość cykli budowlanych w tym samym miejscu, wtedy postępujemy ekologicznie. Tak więc myślenie o trwałości jest czymś ważnym w naszej pracy.

 

– Uważa się, że HS99 to pracownia, która stawia na rygoryzm, logikę, matematykę, stroni od ozdób i symboli. To jest mocny wybór ideowy, ale – w sensie podstawowym – dlaczego właśnie taki?

DH: – Jeśli chodzi o ozdobność, to biblioteka jest, moim zdaniem, niebywale strojna, gdy fasada mieni się w słońcu. Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy dostarczyli większych wrażeń. Jeśli chodzi o symbole, to w ogóle stronimy od literatury w architekturze. Uważamy, że architektura jest sztuką abstrakcyjną, a to, co się dzieje w budynkach, które „opowiadają”, jest pokłosiem spuścizny romantycznej.

 

– Stronicie od romantyzmu, bo jest tak ważny i silny w polskiej tradycji?

DH: – Nie dlatego. Po prostu architektura we wszystkich krajach, w których naprawdę rozwinęła się jako sztuka, rozwijała się w sposób abstrakcyjny. Myślę o architekturze współczesnej, po oświeceniu. Po I wojnie światowej architektura już stroni od literackości i to ma głębsze korzenie, jeszcze z XIX wieku, gdy została wymyślona fotografia. Po wynalezieniu fotografii sztuka nie musiała już „przedstawiać” i „opowiadać” – to samo łatwo można osiągnąć, robiąc zdjęcie. Szare komórki artystów zwróciły się w innym kierunku, próbowały oddać uczucie, klimat. Nurt abstrakcyjny połączony z nurtem racjonalnym, który zaczął się w oświeceniu francuskim, zrodził budynki, które nie muszą opowiadać historii.

 

– Dziękuję za rozmowę

Paweł Pięciak

 


 

Życiorys

Pracownia architektoniczna HS99 została założona w 1999 roku przez Dariusza Hermana i Piotra Śmierzewskiego. Oboje są absolwentami Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. Od 2009 trzecim partnerem w firmie jest Wojciech Subalski. Wśród realizacji pracowni znajdują się m.in.: podziemna zakrystia przy XIV-wiecznej katedrze w Koszalinie (2000), siedziba „Głosu Pomorza” w Koszalinie (2001), Galeria EMKA w Koszalinie (2002), domy jednorodzinne z lat 2002-2006: w Nowych Bielicach (H5), w Józefowie pod Warszawą (H8), w Koszalinie-Lubiatowie (H9); Osiedle Słoneczne – zespół 20 domów jednorodzinnych w zabudowie szeregowej w Koszalinie (2008), Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka w Katowicach (2011). Pracowania HS99 wygrała m.in. konkurs na Krajowe Centrum Informatyki Kwantowej zorganizowany przez Uniwersytet Gdański (2007).

 

 

 

Galeria Zdjęć